820 tirów śmieci z polskich lasów. Jak ze śmieciowym problemem radzą sobie nadleśnictwa Chełm, Włodawa i Krasnystaw?

4 godzin temu
Lasy w Polsce coraz częściej przypominają pola po bitwie. Zamiast ciszy i zapachu żywicy – porzucone butelki, worki z odpadami, gruz i opony. Zamiast śpiewu ptaków – brzęk szkła, gdy wiatr przewraca kolejną pustą butelkę. Skala problemu jest dziś trudna do zignorowania: według danych Lasów Państwowych w ubiegłym roku z polskich lasów wywieziono 80 tysięcy metrów sześciennych śmieci. To 820 tirów, które – ustawione jeden za drugim – utworzyłyby w Warszawie korek od Pałacu Kultury aż po Wilanów. Koszt tej operacji sięgnął 34 milionów złotych. To tyle, ile potrzeba na zakup blisko pięćdziesięciu w pełni wyposażonych karetek, albo – patrząc z leśnej perspektywy – około jednej piątej tego, co Lasy Państwowe wydają co roku na ochronę przeciwpożarową.„Las to dom bardzo wielu zwierząt, a my jesteśmy w nim gośćmi i tak powinniśmy się zachowywać. Przede wszystkim nie śmiecimy – wszystko, co ze sobą przynosimy, zabieramy z powrotem” – apeluje rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Choszcz-Sendrowska.Jej prośba nie jest retoryką. Leśnicy podnoszą z runa nie tylko piknikowe resztki, ale i „trudny kaliber”: elektrośmieci, opony, gruz i styropian, a choćby odpady spożywcze wyrzucane całymi paletami. Najdroższe jest usuwanie substancji potencjalnie toksycznych, które nie tylko szpecą, ale mogą skazić glebę i wody gruntowe. W dodatku śmieci są „długowieczne”: papier znika w kilka tygodni, ale plastikowa butelka rozkłada się choćby 450 lat; część tworzyw – jak styropian – praktycznie nie znika wcale.Jak wygląda to w naszym regionie? Włodawa, Krasnystaw i Chełm, choć różnią się skalą i charakterem lasów, mierzą się z podobnym brzemieniem. We Włodawie w 2024 roku zebrano 130 metrów sześciennych odpadów, płacąc za wywóz niespełna 19 tysięcy złotych. Dominują śmieci bytowe i remontowe, trafiają się też opakowania po olejach samochodowych, ale – jak zapewniają leśnicy – nie odnotowano odpadów toksycznych czy elektrośmieci. Tutaj od lat stawia się na edukację: jesienne akcje sprzątania ze szkołami z Kaplonosów, Wyryk czy Sławatycz, stoiska na festynach i dożynkach, a także nieoczywiste zajęcia dla osadzonych w Zakładzie Karnym. Włodawianie mocno wsparli też ogólnopolską kampanię #zabierz5zlasu, w której leśnicy – korzystając choćby ze sztucznej inteligencji – pokazali „grzyby” ulepione ze śmieci i prosili, by każdy, kto natknie się na odpady w lesie, zabrał przynajmniej pięć sztuk do kosza. Zaskakująco brzmi też informacja Straży Leśnej: w 2024 roku nie odnotowano tam interwencji dotyczących nielegalnego wywozu śmieci, choć już w 2025 roku prowadzone są dwa postępowania. Pożary? Dwa w ubiegłym roku, na łącznej powierzchni 1,89 hektara. W tym sezonie – na razie cisza.Krasnystaw rysuje odmienny obraz: w 2024 roku z lasów wyjechało 178 metrów sześciennych odpadów, a rachunek był ponad dwukrotnie wyższy niż we Włodawie – 45,6 tysiąca złotych. Najczęściej trafiają tu odpady zmieszane z gospodarstw domowych oraz opony z gospodarstw rolnych. Straż Leśna miała w ubiegłym roku kilkadziesiąt interwencji, ale zaledwie jeden mandat; jak podkreślają leśnicy, ustalenie sprawców jest trudne. W odpowiedzi montują fotopułapki w newralgicznych miejscach i prowadzą patrole o różnych porach, często ze wsparciem policji. Warto zanotować decyzję, która bywa kontrowersyjna, ale ma wymiar wychowawczy: zlikwidowano kosze na ścieżkach i miejscach postoju, a turystów wyraźnie prosi się, by śmieci zabierali ze sobą. To rozwiązanie, które sprawdziło się w wielu parkach narodowych – mniej koszy oznacza mniej przepełnionych kontenerów, które zamieniają się w magnesy dla dzikich zwierząt. Co istotne, w ostatnich dwóch latach na terenie nadleśnictwa nie odnotowano pożarów.Najwyższą kwotę w regionie wydało Nadleśnictwo Chełm: 78,9 tysiąca złotych przy 151 metrach sześciennych zebranych odpadów. Tutaj lista „znalezisk” jest szeroka: od butelek i opakowań po opony i – niestety – elektrośmieci. Straż Leśna w 2024 roku interweniowała dwukrotnie i nałożyła dwa mandaty na kwotę 500 złotych. Leśnicy montują fotopułapki i codziennie patrolują teren, bo – jak pokazują dane – zagrożenie pożarowe realnie istnieje: w 2024 roku wybuchły cztery pożary, a w bieżącym sezonie – już trzy. w okresie letnim działa punkt alarmowo-dyspozycyjny i pełnione są dyżury w terenie. Edukacja to podstawaWspólne dla wszystkich nadleśnictw jest przekonanie, iż bez edukacji i zmiany codziennych nawyków problemu nie da się rozwiązać. „Jeżeli widzimy śmieci w lesie, pomóżmy i zabierzmy choć pięć z nich. To gest, który nic nie kosztuje, a realnie zmienia przestrzeń” – zachęca Anna Choszcz-Sendrowska. Równie mocno wybrzmiewa drugi wątek: bezpieczeństwo pożarowe. Leśnicy przypominają, iż ogień w lesie jest dozwolony wyłącznie w wyznaczonych miejscach, a w odległości stu metrów od ściany lasu nie wolno używać otwartego ognia. Wjeżdżanie samochodem w głąb drzewostanu bywa nie tylko wykroczeniem – w czasie suszy pojedyncza iskra z układu wydechowego może rozpocząć pożar, który strawi lata pracy i setki hektarów.Do tego dochodzi kwestia kontaktu z dzikimi zwierzętami. Wszystkie nadleśnictwa mówią jednym głosem: dystans, spokój, brak „selfie” i karmienia. Młode, które wygląda na porzucone, najczęściej jest pod opieką matki, a nasza interwencja zamiast ratunkiem bywa wyrokiem. W Chełmie, Włodawie i Krasnymstawie nie odnotowano w ostatnich latach przypadków, w których zwierzęta ucierpiałyby bezpośrednio wskutek porzuconych odpadów – to dobra wiadomość, ale nie pretekst, by odetchnąć z ulgą. Leśnicy przypominają choćby o śmiertelnej pułapce, jaką dla owadów bywa zwykła butelka po soku, oraz o dramatycznych zdarzeniach, kiedy zwierzę wbija głowę w plastikowy kanister i nie potrafi się z niego uwolnić.Czy można coś zrobić od ręki? Tak. Zanim wyruszymy na spacer, sprawdźmy, gdzie legalnie rozpalimy ognisko – wykazy miejsc publikują nadleśnictwa, a aktualne dane znajdziemy też w serwisie „Czas w las”. jeżeli natkniemy się na dzikie wysypisko, zgłośmy je telefonicznie lub mailowo do adekwatnego nadleśnictwa, lub Posterunku Straży Leśnej, a w sytuacjach pilnych – na policję. Najważniejsze jednak jest to, co każdy z nas robi po cichu: zabranie własnych śmieci, a czasem także tych, które zostawił ktoś inny. W końcu las nie ma rąk, żeby się posprzątać. My je mamy. I mamy też powód – 34 miliony złotych rocznie to rachunek, który płacimy wszyscy. jeżeli zaczniemy od pięciu śmieci mniej, może wreszcie przestaniemy liczyć je w tirach.Czytaj także:
Idź do oryginalnego materiału