Czytając tekst o „hardkorowym feudalizmie”, w którym rzekomo ma ugrzęznąć polska klasa średnia, nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż chodzi bardziej o rozczarowanie niż realny problem. Rozczarowanie ludzi, którzy uwierzyli, iż wystarczy „ciężko pracować” i „być porządnym obywatelem”, by mieć wszystko, co ma ten, kto dziedziczy fortuny, nieruchomości i pakiety akcji. Tylko iż może właśnie nie każdy powinien mieć to wszystko?
Praca to nie wszystko. Trzeba jeszcze rozumu i ryzyka
Wielu przedstawicieli klasy średniej ma ogromne poczucie roszczenia. „Bo ja studiowałem, bo mam kredyt, bo nigdy nie kradłem”. Tylko czy to wystarcza, żeby być majętnym? Naprawdę wierzą, iż powinni dorównać rentierowi, który umiejętnie zainwestował w nieruchomości dekadę temu i dziś żyje z najmu? Czy ktoś im to obiecał?
Dziedziczenie i akumulacja kapitału to podstawy cywilizacji zachodniej. Taki jest porządek rzeczy: ci, którzy ryzykowali, oszczędzali, planowali i inwestowali, mają. A ci, którzy oczekują, iż państwo da im wszystko w ramach „demokratycznej redystrybucji”, będą zawsze sfrustrowani. To nie feudalizm. To sprawiedliwość historyczna.
Abonament na życie? Bardzo dobrze
Autor artykułu nazywa nowy model gospodarczy „abonamentowym”. Rzeczywiście, dziś nie trzeba kupować auta, mieszkania, a choćby komputerów. Wszystko można wynajmować, subskrybować, zmieniać i ulepszać. To przecież postęp. Elastyczność, wygoda, możliwość testowania stylu życia bez konieczności jego posiadania.
To nie „nowa pańszczyzna”. To nowy luksus. I kto ma pieniądze, korzysta. A kto nie ma – może przynajmniej popatrzeć, skorzystać przez chwilę, na próbę – i marzyć, iż może kiedyś. I może kiedyś do tego dojrzeje.
„Nepo kids”? A czym różnią się dzieci lekarza od dzieci dewelopera?
Oburzenie na to, iż dzieci bogatych ludzi mają lepszy start, jest wzruszająco naiwne. Zawsze tak było. Zawsze będzie. To naturalna kolej rzeczy. Dziecko rodziny inteligenckiej odziedziczy kompetencje, kontakty i adekwatne wzorce rozwojowe. Dziecko rodziny kapitałowej – zasoby i inwestycje. W każdym przypadku chodzi o przekazywanie tego, co najcenniejsze.
Nie każdy zaczyna od zera. Ale też nie każdy, kto zaczyna od zera, ma prawo obrażać się na świat, iż inni mają lepiej. To byłoby dziecinne.
Demokracja nierówności
I dobrze, iż nierówności się pogłębiają. Wbrew temu, co mówi lewica, równość nie jest celem sama w sobie. Święty spokój klasy średniej był sztucznym wytworem welfare state z lat 60. i 70. XX wieku. Gdy skończyły się cudze pieniądze, iluzja pękła.
To, co widzimy dziś, to powrót do realiów. Tak, nierówności będą rosły. I bardzo dobrze. Elity mają rosnąć. Klasa średnia ma się starać, aby tą średnią pozostać. A biedni – mogą zostać biedni, dopóki nie zrobią czegoś z tym faktem.
Związki zawodowe i protesty? Powodzenia
W artykule straszono protestami, gniewem, zamieszkami. Czy naprawdę ktoś uważa, iż współczesna klasa średnia, uzależniona od kredytów, leasingów i TikToka, ruszy na barykady? Prędzej podpiszą petycję na change.org i napiszą posta na Facebooku. Ale to niczego nie zmieni.
Elity będą się miały coraz lepiej. I w tym nie ma nic złego.
Podsumowanie: nowy porządek świata, nowe reguły
To nie jest koniec demokracji. To koniec naiwnych oczekiwań, iż demokracja to równość majątkowa. Nie jest. Nigdy nie była. I nie powinna być.
Nie każdy będzie bogaty. Nie każdy zasługuje na awans. Ale każdy może się starać. I to właśnie jest sprawiedliwe.
Dlatego zamiast straszyć „neofeudalizmem”, może lepiej zrozumieć: to nie cofnięcie cywilizacji. To jej kontynuacja. Wreszcie bez udawania, iż wszyscy jesteśmy tacy sami.