Susza przestaje być anomalią – staje się codziennością. Coraz cieplejsze zimy, brak pokrywy śnieżnej i szybka ucieczka wody z gleb sprawiają, iż rolnicy w Polsce muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością. Katarzyna Żyłowska z Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach mówi wprost: Susze będą coraz częstsze, a kluczem jest to, jak się do nich przygotujemy. W rozmowie z Agnieszką Hobot opowiada o tym, iż rolnicy mogą działać już teraz, by ograniczyć straty i podpowiada, jakie kroki powinni podjąć. Ten wywiad warto przeczytać od początku do końca – bo nie chodzi tylko o prognozy, ale o konkretne decyzje na polach.
Agnieszka Hobot: Zacznijmy od podstaw. Zarówno my, jako Wodne Sprawy, jak i IMGW-PIB czy inne instytucje, sygnalizujemy, iż ten rok może przynieść wyjątkowo dotkliwą suszę – i iż de facto ona już się rozpoczęła. Wiadomo, iż pokrywa śnieżna była w tym roku znikoma. Chciałabym zapytać o szerszy kontekst: czy to, co obserwujemy, oznacza, iż susze będą zjawiskiem coraz częstszym i dłużej trwającym? Czy powinniśmy zacząć traktować je jako nową normę – zarówno w rolnictwie, jak i w całym gospodarowaniu wodą?
Katarzyna Żyłowska: Rzeczywiście, mamy w tym roku wyjątkowo niekorzystną sytuację hydrologiczną. Pokrywa śnieżna praktycznie nie wystąpiła, co oznacza, iż zimą nie zgromadziliśmy w glebie zapasu wody pochodzącej ze śniegu. Po zimie wilgotność gleby jest bardzo niska, rzeki mają wyraźnie obniżone stany – hydrolodzy mówią o niżówkach. Wody gruntowe również są na niepokojąco niskim poziomie.
Jeśli chodzi o stan roślinności, to modele prognostyczne, którymi dysponuje Instytut, pokazują, iż na koniec marca warunki pogodowe dla ozimin – czyli roślin wysiewanych jesienią – nie były jeszcze złe. Nie notujemy strat w ich plonach. Inaczej wygląda sytuacja dla upraw jarych, czyli tych wysiewanych wiosną (już lub w najbliższych dniach) – tutaj mamy realny problem z dostępnością wody w glebie.
Nie jest to sytuacja nowa – od kilku lat obserwujemy wzrost częstotliwości i intensywności susz, a prognozy meteorologiczne coraz częściej zawierają scenariusze uwzględniające wystąpienie długotrwałych okresów bezopadowych. Nie można mówić, iż to zjawisko nas zaskakuje – wręcz przeciwnie. To coś, do czego musimy się przygotować systemowo. I nie chodzi tylko o reagowanie w momencie wystąpienia suszy, ale o wcześniejsze działania, które pozwolą ograniczyć jej skutki – m.in. poprzez retencję, adekwatne praktyki rolnicze i inwestycje w infrastrukturę wodną.
A.H.: Które regiony Polski są w tej chwili najbardziej narażone na skutki suszy rolniczej?
K.Ż.: Susza rolnicza w dużej mierze zależy od rodzaju gleb. Najbardziej narażone są tereny o glebach lekkich i przepuszczalnych – słabo zatrzymujących wodę. Paradoksalnie są to często regiony o najbardziej intensywnym rolnictwie z dużymi gospodarstwami. Dobrym przykładem jest Wielkopolska, która w tej chwili staje się jednym z najbardziej zagrożonych obszarów. To nowa sytuacja – jeszcze kilkanaście lat temu ten rejon nie był utożsamiany z ryzykiem suszy. w tej chwili jednak powtarzające się deficyty wodne potwierdzają, iż skala problemu rośnie. Zjawisko dotyka również innych części kraju – zarówno południa, jak i północy.
A.H.: Wspomniała Pani, iż musimy już dziś liczyć się z tym, iż susze będą coraz częstsze i coraz bardziej intensywne. Jakie więc działania powinni podejmować rolnicy – zarówno w krótkiej, jak i długiej perspektywie – żeby ograniczyć skutki niedoborów wody i zminimalizować straty na swoich polach?
K.Ż.: W kontekście rolnictwa mówimy przede wszystkim o stratach w plonach – właśnie tu należy szukać konkretnych rozwiązań. Są mechanizmy, które umożliwiają zatrzymywanie wody w środowisku rolniczym, zamiast pozwalać jej gwałtownie odpłynąć. To nie są nowe koncepcje, ale teraz ich znaczenie rośnie.
Dużo mówi się w tej chwili o rolnictwie regeneratywnym i węglowym. To systemy gospodarowania, które koncentrują się na poprawie żyzności gleby i odbudowie jej struktury – między innymi przez zwiększenie zawartości materii organicznej, w tym próchnicy. Gleba zasobna w materię organiczną działa jak gąbka – potrafi przyjąć więcej wody i dłużej ją utrzymać, co jest najważniejsze podczas okresów bezopadowych.
Bardzo ważne jest też stosowanie międzyplonów i poplonów. Pozostawianie pól bez okrywy roślinnej naraża je nie tylko na intensywne parowanie i wysychanie, ale również na erozję wietrzną. Rośliny okrywowe chronią glebę, a przy okazji akumulują pewną ilość wody i składników odżywczych, które później są dostępne dla głównych upraw.
W gospodarstwach sadowniczych czy warzywniczych coraz powszechniej stosuje się precyzyjne systemy nawadniania – dostosowane do faktycznych potrzeb roślin w konkretnych fazach rozwoju. Dzięki nowoczesnym czujnikom i technologiom, możliwe jest nie tylko oszczędzanie wody, ale też zwiększenie efektywności produkcji.
Warto podkreślić, iż środowisko przyrodnicze działa jak system naczyń połączonych – i problem suszy nie funkcjonuje w oderwaniu od innych czynników. Przykładem są wiosenne przymrozki. Już teraz otrzymujemy sygnały od sadowników, którzy obawiają się o swoje drzewa owocowe – część z nich już kwitnie, a zapowiadane przymrozki mogą znacząco je osłabić. W związku z tym rośliny będą później bardziej podatne na stres wodny, choćby jeżeli nie dojdzie bezpośrednio do uszkodzenia pąków czy kwiatów.
Dlatego bardzo istotne są działania z zakresu tzw. małej retencji – tworzenie oczek wodnych, zbiorników retencyjnych, zastawek w rowach czy naturalnych niecek zatrzymujących wodę opadową tam, gdzie ona spada. Takie rozwiązania są możliwe do wdrożenia choćby w niewielkim gospodarstwie i realnie wpływają na poprawę bilansu wodnego na poziomie lokalnym. Retencjonowanie wody w miejscu opadu to jeden z najskuteczniejszych sposobów na ograniczanie strat i przeciwdziałanie skutkom suszy.

A.H.: Czy Pani zdaniem rolnicy są świadomi, iż działania adaptacyjne są pilnie potrzebne? Czy raczej wciąż dominuje postawa polegająca na oczekiwaniu, iż państwo wyrówna straty?
K.Ż.: To bardzo istotny temat i – jak często bywa – odpowiedź brzmi: to zależy. Na przykład od indywidualnej świadomości rolników, ich doświadczenia i podejścia do prowadzenia gospodarstwa. Wczoraj uczestniczyłam w konferencji organizowanej przez Centrum Doradztwa Rolniczego, poświęconej gospodarstwom demonstracyjnym. Występował tam rolnik z województwa zachodniopomorskiego, którego ziemie znajdują się zaledwie 15 km od wybrzeża. Powiedział wprost, iż kilka lat temu zauważył, iż mimo korzystnej lokalizacji i pozornie dobrych warunków, jego plony zaczęły systematycznie maleć. Zamiast czekać na pomoc z zewnątrz, zdecydował się działać.
Wdrożył praktyki rolnictwa węglowego, m.in. ograniczył orkę, zaczął stosować międzyplony, wprowadził elementy agroekologii. Dziś prowadzi gospodarstwo demonstracyjne – rolnicy z okolicy mogą przyjechać, zobaczyć, co i jak wdrożył, jakie ma efekty, jakie poniósł koszty. I to działa. Edukacja przez przykład – pokazanie, iż sąsiedzi podejmują konkretne kroki i mają rezultaty – silnie oddziaływuje.
Z drugiej strony – i to też trzeba uczciwie powiedzieć – wśród części rolników wciąż pokutuje postawa wyczekiwania: Państwo powinno coś zrobić, powinno zrekompensować straty. To podejście krótkowzroczne. Zwłaszcza iż wiele z proponowanych dziś rozwiązań – jak np. poplony, zadrzewienia śródpolne, mała retencja – nie jest niczym nowym. To są metody znane i stosowane od XIX w. Doskonałym przykładem jest majątek Dezyderego Chłapowskiego w Turwi (Wielkopolska), który już ponad 150 lat temu wdrażał dokładnie te same praktyki: zakładał pasy zadrzewień, zbiorniki wodne, wzbogacał glebę w próchnicę, stosował międzyplony z koniczyny. Jego gospodarstwo stało się wzorem dla innych – właśnie dlatego, iż działał systemowo i długofalowo.
Uważam, iż system wsparcia powinien wyraźnie promować i nagradzać rolników podejmujących działania prewencyjne i adaptacyjne. Nie chodzi o to, by karać tych, którzy nie zrobili jeszcze nic, ale o to, by jasno wskazać kierunek – wspierać zaangażowanych, którzy inwestują w długoterminową odporność swoich gospodarstw. Oczywiście, zawsze znajdą się głosy: dlaczego on dostał, a ja nie? Ale to właśnie zmiana filozofii wsparcia – z reaktywnej na proaktywną – jest konieczna.
Bo prawda jest taka, iż choćby jeżeli podejmiemy wszystkie możliwe działania, ekstremalna susza może i tak obniżyć plony. Ale te same działania – poprawiające strukturę gleby, retencjonujące wodę – zaprocentują w dłuższej perspektywie. jeżeli ktoś liczy wyłącznie na rekompensatę i nie inwestuje w poprawę swojej sytuacji, to nie tylko ryzykuje większe straty, ale też staje się coraz bardziej zależny od zewnętrznego wsparcia – a nie jest to model zrównoważony ani ekonomicznie, ani środowiskowo.
Środki publiczne nie są nieograniczone – jeżeli z roku na rok rośnie liczba gospodarstw dotkniętych suszą, a nie rośnie liczba tych, które przeciwdziałają jej skutkom, to w końcu system się nie domknie. Dlatego trzeba działać już teraz – nie po to, by mieć efekt za kilka miesięcy, ale po to, by w przyszłości móc utrzymać produkcję rolną na możliwie stabilnym poziomie.
A.H.: Na zakończenie chciałabym jeszcze zapytać o system monitoringu suszy rolniczej, który prowadzi IUNG-PIB. Czy rzeczywiście może on być wykorzystywany przez rolników? Jak działa i co warto o nim wiedzieć?
K.Ż.: System Monitoringu Suszy Rolniczej, jak sama nazwa wskazuje, służy do bieżącej obserwacji i identyfikacji obszarów, na których w danym roku występują warunki suszy. Należy podkreślić, iż nie jest to system prognozujący, tylko opisujący stan na podstawie danych historycznych – analizujemy, co już się wydarzyło, ale nie pokazujemy, co będzie w przyszłości.
System ma zastosowanie praktyczne również dla rolników. To m.in. na jego podstawie – a także na podstawie danych z innych instytucji – działa aplikacja suszowa, dzięki której rolnicy mogą ubiegać się o wsparcie w przypadku poniesienia strat. Oczywiście, jak to często bywa, nie każdy użytkownik będzie w pełni usatysfakcjonowany, ale w tej chwili nie mamy w Polsce bardziej kompleksowego narzędzia szacującego straty plonów z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Warto podkreślić, iż System Monitoringu Suszy Rolniczej ma prawne umocowanie. Wartości wskaźnika KBW są opublikowane w Rozporządzeniu MRiRW z 2019 r., a system działa w oparciu o Ustawę o ubezpieczeniach rolnych i zwierząt gospodarskich z 2005 r.
Nasze analizy oparte są na danych meteorologicznych z sieci stacji pomiarowych rozmieszczonych w całym kraju oraz na danych satelitarnych. Dysponujemy więc bardzo bogatym i szczegółowym materiałem, który pozwala obliczać wartości Klimatycznego Bilansu Wodnego (KBW) – kluczowego wskaźnika w naszym systemie. KBW wyliczany jest dla różnych gatunków roślin uprawnych oraz rodzajów gleby – uwzględniamy zarówno gleby dobre, jak i te o słabszych adekwatnościach retencyjnych. Wartości progowe KBW uwzględniają także różne zapotrzebowanie roślin na wodę w różnych fazach rozwoju.
System został uruchomiony na początku lat 2000, czyli działa już ponad dwie dekady. Zakłada rozpoczęcie monitoringu 21 marca i pełne uwilgotnienie gleby po okresie zimowym, co było zasadne w momencie jego tworzenia. Jednak obserwacje z ostatnich lat pokazują, iż przebieg zimy się zmienia – opady śniegu są coraz rzadsze, zatem nie mamy pokrywy śnieżnej, a wilgotność gleby po zimie często jest niewystarczająca. Dlatego system jest ciągle rozwijany – by lepiej odzwierciedlał realne warunki klimatyczne i rolnicze.
Dodajemy nowe komponenty, prowadzimy także badania terenowe – zarówno na stacjach doświadczalnych, jak i bezpośrednio u rolników. Dzięki temu możemy konfrontować dane modelowe z rzeczywistymi warunkami. Trzeba pamiętać, iż to, co widzimy na polu, nie jest wyłącznie skutkiem suszy – wpływ mają również inne czynniki, takie jak temperatura, zabiegi agrotechniczne czy choroby roślin. Dlatego dane z systemu wskazują obszary, gdzie mogą wystąpić straty spowodowane suszą, ale nie są jedynym wyznacznikiem przyczyn spadków plonów.