„W 2030 zostaną trzy-cztery kopalnie”. Eksperci tną górnicze złudzenia rządu

2 godzin temu

„Jeśli tempo zamykania podyktuje rynek, a nie dotacje z budżetu, to w 2030 roku w Polsce pozostaną trzy-cztery kopalnie węgla kamiennego” – ocenia fundacja Instrat. I pokazuje, na czym opiera swe prognozy.

Polskie górnictwo jest w poważnym odwrocie.

Jak wskazuje zajmujący się energetyką think tank Instrat, wydobycie węgla kamiennego w Polsce spadło w ciągu ostatnich trzech lat aż o 20 proc. w ciągu ostatnich 3 lat. Ze spółek górniczych najgorzej radzi sobie gigant ze Śląska – Polska Grupa Górnicza (PGG).

PGG z rekordowym spadkiem

Nowe dane zebrane przez fundację Instrat pokazują, iż sytuacja PGG jest obiektywnie zła. Zgodnie ze sprawozdaniem, w 2024 r. największa spółka górnicza w Europie wydobyła 17,3 mln ton, czyli aż o 4 mln ton węgla kamiennego mniej niż w poprzednim roku. Spadek o 18 proc. jest największym spadkiem w jej historii.

Spółka kontroluje ogromną część rynku węgla w Polsce (45 proc. krajowego wydobycia węgla energetycznego), ma najwięcej kopalni (siedem), zatrudnia ok. 36 tys. osób i otrzymuje największe dotacje z budżetu państwa.

  • Czytaj także: Referendum, obniżka rachunków i poparcie wiatraków? Przypominamy obietnice Karola Nawrockiego

Rynek wymusi zamykanie kopalń

Według Instratu malejące zapotrzebowanie na węgiel kamienny sprawia, iż rewizja dat zamykania kopalń zapisanych w tzw. umowy społecznej jest po prostu niezbędna. Obecne zapisy mówią, iż węgiel będzie wydobywany jeszcze do połowy wieku, co przy obecnych trendach jest nierealne.

Aktualnie w Polsce używa się ok. 40 mln ton węgla na potrzeby energetyki. Z prognoz Instratu wynika, iż w 2030 r. może to być już tylko 15 mln ton.

„Górnictwo węgla kamiennego energetycznego, w tym PGG, musi się odchudzić o kilka kopalń, aby w tych, które pozostaną aktywne, wydobywać węgiel po niższej cenie jednostkowej i zgodnie z popytem. Dlatego konieczne są działania restrukturyzacyjne i aktualizacja starego harmonogramu zamykania kopalni, który nie przewiduje poważnych zmian aż do późnych lat trzydziestych” – komentuje Michał Hetmański, prezes i współzałożyciel Instratu.

  • Czytaj także: „Koniec węgla jest oczywisty”. Rewolucja w energetyce już się dzieje

Obietnice kontra rzeczywistość

Warto mieć na uwadze, iż politycy od lat pudrują rzeczywistość. Przyjęty w 2018 rządowy „Program dla górnictwa” zakładał, iż poziom wydobycia węgla kamiennego spadnie z ówczesnych 65 mln ton do 60 mln ton w 2030 r.

Portal Wysokie Napięcie szacował wtedy, iż już w 2023 r. spadnie ono do ok. 50 mln ton. I tak też się stało. „Nie była to żadna prognoza, ale zwykła ekstrapolacja trendu trwającego od 1990 roku” – pisał w analizie z 2023 r. Bartłomiej Derski, redaktor portalu.

W jaki sposób można wyjaśnić, dlaczego rządowe prognozy dotyczące wydobycia węgla są regularnie tak oderwane od późniejszej rzeczywistości? Czy to wyłącznie brak uczciwego postawienia sprawy przez kolejne rządy, czy też błędność tych prognoz można czymś usprawiedliwić?

„Lata 90. XX w. to jeszcze mógł być brak danych i optymizm związany z restrukturyzacją, ale od tamtej pory to już zaklinanie rzeczywistości. To brak odwagi do postawienia sprawy jasno i maskowanie prognoz mocnego spadku zapotrzebowania w tzw. scenariuszach ambitnych” – odpowiada na pytania SmogLabu Wojciech Przedlacki, który zarządza energy.instrat.pl – platformą fundacji monitorującą polski rynek węgla i energii.

Przedlacki zaznacza przy tym, iż rządy nie mają skrajnie innych danych. „Widzą je – ustępują jednak w konfrontacji z branżą górniczą, która jak zwykle optymistycznie patrzy na swój rozwój” – tłumaczy ekspert.

Kilka kopalń za kilka lat

„Jeśli tempo zamykania podyktuje rynek, a nie dotacje z budżetu, to w 2030 roku w Polsce pozostaną trzy-cztery kopalnie węgla kamiennego” – ocenia Instrat.

Czy możliwe jest jednak, by ten trend uległ odwróceniu? „Według naszego modelowania, w 2030 r. zapotrzebowanie na węgiel będzie choćby trzykrotnie mniejsze niż w 2023 r., a w 2035 r. minimalne w porównaniu do dziś. To jest kierunkowo zbieżne z analizami Polskich Sieci Elektroenergetycznych, które do tych spraw podchodzą raczej konserwatywnie i na pewno nie ignorują bezpieczeństwa dostaw” – odpowiada Przedlacki.

Ekspert zwraca przy tym uwagę, iż wiele z kopalń wciąż nie ma podanej daty zamknięcia, a te, które znamy, wskazują na długi proces rozciągnięty na lata 2034-2044. Jest to więc odwrotność tego, na co wskazują trendy.

  • Czytaj także: Węgiel z Bełchatowa zniknie już za dekadę. Ratunkiem atom czy OZE?

Nielegalne dopłaty zamiast planu

W 2025 r. dopłaty z budżetu państwa (a więc naszych podatków) do górniczych spółek wynoszą ok. 9 mld zł. Jest to pomoc publiczna, na którą wciąż nie wyraziła zgody Komisja Europejska.

Przy okazji prac nad Krajowym Planem w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) dowiedzieliśmy się, iż nowy rząd wnioskuje do KE o pomoc publiczną w kwocie aż 42 mld zł. Według Instratu jest to jednak niedoszacowana wartość, a takie pieniądze mogą zostać wydane choćby w ciągu trzech lat.

Tymczasem w budżecie państwa na 2026 r. przewidziano ok. 5 mld zł wsparcia dla sektora górniczego. Ministerstwa energii i aktywów już teraz wnioskują jednak o co najmniej 2,5 mld zł więcej, powołując się na zapotrzebowanie spółek sięgające choćby ponad 10 mld zł.

„Śląskie spółki górnicze mają podobne koszty działalności jak wcześniej, ale spada ich efektywność – produkują mniej węgla, bo nie ma na niego popytu. To sprawia, iż dotacje rosną z roku na rok. Bez restrukturyzacji upadną nie tylko śląskie kopalnie, ale choćby lubelska Bogdanka, która jest dwukrotnie bardziej efektywna niż konkurencja” – twierdzi Hetmański.

Urealnić plan, pomóc górnikom

W ostatnich dniach w Ministerstwie Energii wyznaczono nowego wiceministra ds. górnictwa. Został nim Konrad Wojnarowski z PSL.

Zdaniem Instratu pierwszym zadaniem wiceministra powinno być urealnienie planów wydobycia i harmonogramu zamykania kopalni. Miliardy z dotacji warto zaś przekierować na rozwój regionów, które dziś zależą od węgla i ich mieszkańców.

„Górnicy i ich rodziny potrzebują realnego planu na przyszłość, a nie dopłat do produkcji. W ocenie Instratu środki powinny trafiać przede wszystkim na wsparcie przebranżowienia górników, tworzenie nowych miejsc pracy w branżach nisko i zeroemisyjnych oraz rozwiązania osłonowe, które naszkicowano w nieuchwalonej od wielu miesięcy ustawie o górnictwie węgla kamiennego” – wylicza Iwona Bojadżijewa, ekspertka fundacji Instrat.

Możliwe, iż działania służące urealnieniu sytuacji górnictwa wreszcie zostaną wzmocnione. W połowie września Komitet Rady Ministrów przyjął projekt nowelizacji ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego. Teraz projektem zajmie się rząd – choć jeszcze nie wiadomo kiedy.

„Ostatnia wersja projektu podnosi ze 120 do 170 tys. złotych jednorazową odprawę, którą może dostać górnik, który będzie chciał odejść z pracy, i jednocześnie obniża do trzech lat staż pracy, który do tej odprawy uprawnia” – informuje portal Wysokie Napięcie.

Dodatkowo grono uprawnionych do odpraw zostanie powiększone o pracowników wszystkich zakładów górniczych, a nie tylko tych w likwidacji. Szacunkowe koszty to 8,6 mld zł do 2035 r. „Ustawa, choć o tym nie wspomina, de facto umożliwi też wcześniejsze zamykanie kopalń” – zauważa portal.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock.

Idź do oryginalnego materiału