Ślonsko godka znów mile widziana na zakupach, w pracy i urzędach

11 godzin temu

Akcja „Godomy po ślonsku” została zainicjowana w naszym regionie w 2014 roku i „chwyciła”. Miejsc, gdzie ślonsko godka można być używana bez skrępowania, jest w województwie opolskim sporo. niedługo pojawią się nowe.

Inicjatorem i koordynatorem akcji w województwie opolskim był przed 11 laty Wojciech Glensk. W sklepach, restauracjach i firmach pojawiały się wówczas po raz pierwszy żółto-niebieskie nalepki lub tabliczki z napisem „Godomy po ślonsku”. Akcja powraca, a chętni mogą się do niej włączać.

– Nieraz zdarzyło mi się, iż poszedłem załatwiać jakąś sprawę i z przyzwyczajenia mówiłem po polsku. Czasami dopiero pod koniec rozmowy okazywało się, iż niepotrzebnie, bo ta druga osoba doskonale czuje się godajonc po śląsku – opowiadał wówczas na łamach „nto” Wojciech Glensk. – Dzięki tym nalepkom wszyscy, którzy kochają śląskie gwary, nie muszą się krępować, bo mają pewność, iż w danym miejscu ślonsko godka jest mile widziana.

Ślonsko godka. Języka nie trzeba się wstydzić

Nalepki pojawiły się wówczas się m.in. na sklepach, restauracjach i innych punktach usługowych. W niektórych tych miejscach są do dziś. niedługo będą pojawiać się nowe.

– W domu byłem wyuczony, żeby w przestrzeni publicznej mówić czystą polszczyzną, bo gwara nie wszędzie jest mile widziana – precyzował Wojciech Glensk.

– Myślę, iż nie tylko u mnie tak było, dlatego ludzie wciąż mają blokadę przed posługiwaniem się językiem śląskim publicznie, a ta akcja ma pomóc się blokady pozbyć. Na Podhalu nikt się nie dziwi, kiedy słyszy góralską mowę. Dlaczego my mielibyśmy się wstydzić swojego języka? – pyta.

Widoczna także w opolskiej części Górnego Śląska akcja przyszła do nas z województwa śląskiego.

– Akcja prowadzona jest przez Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy Pro Loquela Silesiana z Chorzowa. To za sprawą działań tego towarzystwa, w skład którego wchodzi wielu specjalistów z zakresu językoznawstwa oraz dialektologii, opracowano śląski alfabet ślabikorzowy (ślabikorz to po śląsku elementarz – red.), który jest w tej chwili używany przy tworzeniu podstawy programowej do nauczania języka śląskiego – mówi Wojciech Glensk.

Co roku Pro Loquela organizuje Galę Gŏdōmy po Ślōnsku, gdzie wręcza nagrody Kamrata Ślōnskij Gŏdki. Stowarzyszenie uczestniczy też w pracach legislacyjnych dotyczących nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych i dopisania do niej języka śląskiego.

Prezesem jest Rafał Adamus, który jesienią zeszłego roku odebrał medal, którym Stowarzyszenie Pro Loquela Silesiana zostało uhonorowane przez Fundację Grand Press za „walkę o wolność słowa wypowiadanego w języku śląskim”.

Ślonsko godka. Miłość do Śląska ma brzmieć

Grażyna Adamiec prowadzi w Izbicku Studio Fryzjerskie. Szczyci się tym, iż w jej firmie można godać bez żadnego skrępowania. Traktuje to godanie jako formę – jak mówi – pielęgnacji miłości regionalnej.

– Znamy się z Wojtkiem bardzo długo. Przyszedł do mnie, zapytał, czy może umieścić u mnie naklejkę i ona po prostu zawisła. Salon znajduje się w Izbicku, ale odwiedzają go ludzie z różnych stron – z okolic Namysłowa, Nysy, Góry św. Anny, Kluczborka itd. Osoby, które godajom, są wymieszane z tymi, które mówią językiem urzędowym – opowiada.

Pani Grażyna podkreśla, iż miłość do Śląska powinna w jej salonie brzmieć, ale jednocześnie nie należy epatować gwarą, jeżeli ktoś jej nie rozumie i nie zna ślonsko godki.

– Zwyczajnie godomy, ale jeżeli temat jest wspólny, a towarzystwo mieszane, osoby, które godajom, godajom dalej – mówi. – Ale jeżeli czuję, iż ktoś może czuć się skonsternowany, jako właścicielka pytam: „Czy rozumiesz, co mówimy?”. Jak ktoś nie rozumie, przechodzimy na literacki język polski. A jak mu brakuje tylko pojedynczych słów czy zwrotów, chętnie tłumaczymy. Każdy mówi u nas tak, jak chce i jak czuje w sercu i to jest bardzo fajne. Nikt nie musi niczego ani nikogo udawać.

Wyniesiona z domu

– Nie wiem dlaczego, ale widzę i słyszę, iż zwłaszcza młodemu pokoleniu, małym dzieciom rodzice coraz częściej nie przekazują tej tradycji, nie uczą godki – dodaje. – I co to następne pokolenie przekaże dalej? Dlatego takie miejsca – duże i małe, gdzie miłość regionalna jest przekazywana, są potrzebne. Przecież nasza ślonsko godka – tak mocno obroniona przez dziadków – jest taka piękna.

Sama pani Grażyna mówienie po śląsku wyniosła domu. Zupełnie naturalnie, bo oboje rodzice godali.

– Ojciec tylko w urzędach posługiwał się językiem urzędowym – wspomina. – Uważał, iż to obowiązek. Ale w pracy, na zakupach i we wszystkich innych miejscach był Ślonzokiem. My, jego dzieci – mam jeszcze dwóch braci – nie do końca to rozumieliśmy. Na jakiś czas poddaliśmy się temu trendowi, by mówić tylko czysto po polsku. Ale w pewnym momencie uświadomiliśmy sobie właśnie to, iż za chwilę nie będziemy mieli naszym dzieciom czego przekazać i wtedy wróciliśmy do tego, czego nasz ojciec i dziadek naszych dzieci uczył. Gwoli ścisłości, nigdy nie był dziadkiem, zawsze był ołpom. choćby jak dostawał w prezencie kubek z napisem „Super Dziadek”, to korektorem poprawiał dziadek na ołpa.

Ślonsko godka jest mile widziana

Roman Orlik ma w Tarnowie Opolskim zakład tapicerski. Tu też godanie jest mile widziane. Do akcji przystąpił, kiedy ona startowała.

– Oczywiście, z wieloma klientami kontaktujemy się dzięki e-maili, więc trudno ich obsługiwać, posługując się godkom – przyznaje. – Ale ludzie stąd, którzy przychodzili osobiście, szczególnie osoby starsze, czuły się i czują u nas pewnie. choćby jeżeli trochę z tej możliwości godanio żartowali, to ona ludzi otwierała. Naśladujmy dobre wzorce. Jak pojedziemy „na Bajery” (do Bawarii – przyp. red.), to oni też swoją gwarę mają. I wszędzie, w urzędach także, można się tą ich regionalną mową dogadać. U nas to nie zawsze się tak prosto odbywa.

– Wiele osób pamięta, iż w okresie PRL godanie nie było mile widziane – tłumaczy. – Ani w szkole, ani w miejscach publicznych. choćby było zwalczane. Całą szkołę podstawową przeszedłem „za komuny”. choćby jak za mówienie po śląsku nie byliśmy formalnie piętnowani, nie było zakazu, to każdy z nas czuł, iż to nie wypada, iż godka jest mową domową. Teraz na szczęście czegoś takiego nie ma. Mówienie po śląsku jest akceptowane, a choćby pożądane.

Pan Roman godanie wyniósł z domu.

– Mama pochodzi z Tarnowa, tata z Miedzianej. Więc śląsko godka była czymś naturalnym. Mówiliśmy i po polsku i po śląsku. To było przemieszane. Ale z tego, iż po śląsku mówię, jestem dumny – przyznaje.

Akcja „Godomy po ślonsku” przenika także do samorządów

– U mnie w domu godo się po ślonsku, mówi też po polsku i po niemiecku, ale w bieżącym kontakcie język śląski jest używany najczęściej – przyznaje Łukasz Jastrzembski, burmistrz Leśnicy i lider Śląskich Samorządowców. – Jako urząd chcemy się do akcji „Godomy po ślonsku” włączyć. To się adekwatnie już dzieje. Bo tak, jak u mnie w domu godo się po śląsku, tak też większość pracowników Urzędu Miejskiego w Leśnicy też godo. I my między sobą też się przy pracy językiem śląskim posługujemy. Kiedy przychodzący klienci, po śląsku mówią, my im tak samo odpowiadamy. Bo taki kontakt jest łatwiejszy, przyjemniejszy.

Burmistrz podkreśla, iż nie zmieni się forma kontaktów pisemnych. Jak dotychczas pisma można składać wyłącznie po polsku lub po niemiecku.

– Ale ślonski w mowie jest używany często – podkreśla burmistrz Leśnicy. – Jakieś dziesięć lat temu pojawiła się moda na śląskość. W ciągu dekady ta moda się rozwinęła.

Łukasz Jastrzembski wskazuje na przykład województwa śląskiego, gdzie bardzo żywa jest moda na ubrania po śląsku, maszkyty (słodycze) po śląsku itd.

– Urodziłem się w Katowicach i tam język śląski był zawsze silnie obecny – podkreśla. – My tutaj tymi naklejkami czy tabliczkami z napisem „Godomy po ślonsku” także chcemy język śląski i samą śląskość promować.

Bez wątpienia po polskiej stronie przedwojennej granicy dzielącej Śląsk tradycja mówienia po śląsku ma się znakomicie i praktycznie zawsze tak było. To jest istotna różnica dzieląca katowicką część Górnego Śląska od opolskiej.

Na Opolszczyźnie było trudniej

W okresie PRL-u na Śląsku Opolskim ktoś, kto mówił po śląsku, był często traktowany stereotypowo jako „ukryta opcja niemiecka”, choć samo pojęcie jest oczywiście o wiele późniejsze. W Rybniku tego problemu nie było. Autor tekstu doświadczył tego osobiście w samej końcówce realnego socjalizmu. Przy okazji odwiedzin krewnych w Tarnowskich Górach zapytałem o drogę milicjanta. Jakież było moje zdziwienie, kiedy – mimo, iż zapytałem literacką polszczyzną – odpowiedział mi najczystszą godką. Nic więc dziwnego, iż w marketach czarnego Śląska dzisiaj organizuje się na przykład promocje towarów po śląsku.

– Moja ślonsko godka zaczęła się adekwatnie od urodzenia – przyznaje Rudolf Urban, wójt gminy Tarnów Opolski. – Bo to był naturalny sposób komunikacji na śląskiej wiosce. A w moim domu rodzinnym drugi język, po niemieckim. Po śląsku mówiło się nie tylko w domu, także ze znajomymi. I teraz mówimy ze współpracownikami czy z petentami w urzędzie. Mieszkańcy dzisiaj już się mówić po śląsku nie krępują. Zwykle wiedzą, kto w urzędzie posługuje się ślonska godkom i z tej możliwości korzystają. Nie zdarza się, by ktoś powiedział, iż tu nie należy po śląsku mówić, bo to jest urząd. Zresztą, jak się chce coś wyjaśnić, rozwiązać problem, to czasem łatwiej jest pogodać niż powiedzieć.

Dotyczy to z pewnością średniego i starszego pokolenia. Z młodymi jest gorzej.

Młodzi tracą gwary

– Widzę to nie tyle w urzędzie, co na ulicy, w sklepie itd., iż może nie grozi dzisiaj godce wyginięcie. Tak drastycznie nie chciałbym na to patrzeć – przyznaje Rudolf Urban. – Natomiast obserwuję, iż w młodym pokoleniu godanie zanika. Przynajmniej w porównaniu do moich czasów. Kiedy byłem dzieckiem czy nastolatkiem, to myśmy w swoim gronie prawie wyłącznie godali. Dzisiaj młodzi ludzie, także ci, którzy wychowali się na śląskiej wsi, raczej ze sobą mówią. Nie chcę rozstrzygać, czy to jest nabyte, czy to kwestia wychowania w domu.

– Może jest i tak, iż rodzice, którzy literackiej polszczyzny uczyli się często – nie bez wysiłku – w szkole, pamiętają, iż było im trudniej – przypuszcza. – I choćby trochę podświadomie mniej w domu godają z dziećmi po śląsku, żeby dzieciakom było trochę łatwiej niż im samym. Łapię się na tym, iż jak słyszę dzieci, które między sobą przez cały czas godajom, to się czasem odwracam, żeby zobaczyć, kto też się językiem śląskim posługuje. Bo to jednak jest trochę rzadkość.

– W zamyśle jej twórców akcja ma zahamować tracenie się godki, przywrócenie jej godnego statusu oraz wzmocnienie wśród Ślązaków chęci do godanio w miejscach publicznych – mówi Wojciech Glensk.

– Żeby język śląski w przestrzeni publicznej nie zanikał. Jest ona politycznie całkowicie neutralna, a społecznie – szczególnie na Śląsku Opolskim – przynosi i może, jak sądzę, przynosić wiele korzyści. Język śląski był właśnie tutaj przez długi czas rugowany i to w świadomości zostało. Wiele osób ciągle ma blokadę, żeby się odezwać, używając godki publicznie. Pół biedy, jak idą do sklepu, gdzie mają kogoś znajomego i wiedzą, iż się mogom pogodać. Ale w wielu miejscach nie mają takiej pewności. I właśnie po to te naklejki i znaczki warto umieszczać. Żeby dodawały odwagi i pewności tym, którzy ich potrzebują. Żeby się poczuli komfortowo, używając języka bliskiego sercu – podkreśla.

Ślonsko godka się rozwadnia

Koordynator akcji „Godomy po ślonsku” w naszym regionie nie ukrywa tego, co pokazują coraz częściej badania socjologiczne. Język śląski nie we wszystkich w śląskich domach jest przekazywany.

– Ja sam byłem przykładem dziecka, któremu groziła utrata języka śląskiego. Razem z rodzeństwem chodziłem do szkoły muzycznej, gdzie mocno na poprawny literacki język naciskano. Gdyby nie dziadkowie i styczność ze śląską godką np. na festynach, gdzie występował mój ojciec, mogłoby być różnie. Od koleżanek i kolegów na placu już bym się nie nauczył. Bo u nas w Tarnowie Opolskim poziom wyparcia języka śląskiego był już bardzo wysoki. Przyczyniało się do tego osiedle z dużą liczbą osób z zewnątrz. To sprzyjało językowemu rozwodnieniu. Pomogli mi w zachowaniu śląskiego koledzy z Kosorowic, bo byli językowo hermetyczni. Bardzo to sobie cenię – wspomina.

– Obserwuję ten proces zanikania z bliska – dodaje pan Wojciech. – Mój syn może w klasie po śląsku pogodać sobie tylko z jednym chłopakiem i trochę – już nie całkiem swobodnie – z jedną dziewczynką. Dzisiaj nikt nam mówić po śląsku nie zabrania, a przynajmniej częściowo sami się tego pozbywamy. Jakbyśmy nie doceniali tej wartości.

– Ślonsko godka to nie jest byle co, to nie jest Cepelia. Po śląsku da się rozmawiać o wielu współczesnych rzeczach. Także w mediach cyfrowych. Nie tylko o mazelonkach i chustkach. A akcja „Godomy po ślonsku” ma jeszcze jeden istotny aspekt. Pomaga, by godka była inkluzywna, a nie ekskluzywna. By osłuchiwali się z nią także ci nasi współmieszkańcy, którzy Ślązakami z urodzenia nie są i naturalnie mowy śląskiej nauczyć się nie byli w stanie – kwituje.

Czytaj też: Prof. Jerzy Sacha o kardiologii i medycynie: Nie jesteśmy bogami

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału