Rząd techniczny Kaczyńskiego – polityczny miraż i medialna gorączka

opowiecie.info 1 dzień temu

Jarosław Kaczyński znów rzucił hasło, które zelektryzowało media: „rząd techniczny”. Bezpartyjny, profesjonalny, z ekspertami na czele resortów. Brzmi jak marzenie każdego, kto ma dość politycznych przepychanek. Ale gdy przyjrzymy się bliżej, pomysł ten okazuje się jedynie politycznym chwytem a nie realnym planem. A media? Te, jak zwykle, rzucają się na każde słowo prezesa PiS, jakby to była prawda objawiona. Dlaczego? Spróbujmy to rozkminić.

Techniczny rząd, czyli co?

Kaczyński proponuje rząd, w którym premier i ministrowie to specjaliści, nie politycy. Taki gabinet miałby działać ponad podziałami, skupiając się na dobru kraju, a nie partyjnych interesach. Brzmi pięknie, prawda? Problem w tym, iż to idea z kategorii „pięknie wygląda na papierze, ale w praktyce leży i kwiczy”. Po pierwsze, w polskiej polityce, gdzie każdy ciągnie w swoją stronę, zebranie wszystkich partii do stołu, by dogadały się co do premiera i składu rządu, to jak próba zagonienia kotów do jednego worka. Niemożliwe. choćby sam Kaczyński przyznaje, iż premiera trzeba by „wynegocjować” – czyli już na starcie mamy polityczne targi, a nie bezpartyjną idyllę.

Po drugie, kto miałby być tymi „ekspertami”? W świecie Kaczyńskiego specjaliści to często ludzie lojalni wobec PiS, którzy nagle z polityków staliby się „bezpartyjnymi fachowcami”. Widzieliśmy to już w przeszłości – obsadzanie kluczowych stanowisk swoimi ludźmi pod hasłem „kompetencji”. Wystarczy przypomnieć niektóre nominacje z czasów rządów PiS, gdzie „eksperci” okazywali się bardziej partyjnymi żołnierzami niż niezależnymi profesjonalistami. Pomysł rządu technicznego to więc PR-owa zagrywka, by pokazać się jako „konstruktywna opozycja” i zbić punkty przed wyborami w 2027 roku.

Po trzecie, Kaczyński dobrze wie, iż jego propozycja nie ma szans na realizację. Obecny rząd Tuska, choć krytykowany, ma wciąż większość w Sejmie. Żeby powstał nowy rząd, ten obecny musiałby upaść, a na to się nie zanosi. Prezydent Duda, lojalny wobec PiS, też nie pomoże, bo jego rola w tej układance jest ograniczona. Kaczyński rzuca więc hasło, które brzmi mądrze i odpowiedzialnie, ale w gruncie rzeczy jest politycznym balonem próbnym – ma przekonać wyborców, iż PiS ma plan, a Tusk prowadzi kraj w przepaść.

Dlaczego media szaleją?

No dobra, ale dlaczego media robią z tego taką sensację? Każde „mlaśnięcie” Kaczyńskiego jest rozdmuchiwane do rozmiarów wydarzenia dekady. Powodów jest kilka. Po pierwsze, Kaczyński to magnes na lajki. Jego nazwisko gwarantuje zainteresowanie – nikt nie przechodzi obojętnie. Media, zwłaszcza te żyjące z sensacji, wiedzą, iż artykuł o „rewolucyjnym planie Kaczyńskiego” przyciągnie czytelników jak miód pszczoły.

Po drugie, w polskiej debacie publicznej brakuje merytoryki, więc media łapią się każdego chwytliwego hasła. „Rząd techniczny” brzmi jak coś świeżego, coś, co może przełamać polityczny klincz. Dziennikarze, zamiast drążyć, czy to w ogóle ma sens, wolą podgrzewać emocje, cytując Kaczyńskiego i polityków opozycji, którzy nabijają się z jego pomysłu. To klasyczna spirala: Kaczyński rzuca temat, media go podchwytują, a potem wszyscy – od polityków po internautów – mają o czym dyskutować.

Po trzecie, media lubią proste narracje. Kaczyński jako „mózg opozycji” kontra Tusk jako „premier w opałach” to gotowy scenariusz na nagłówki. Nikt nie chce się zagłębiać w to, iż rząd techniczny to political fiction, bo to wymagałoby analizy, a analiza nie sprzedaje się tak dobrze jak krzykliwe tytuły. Wystarczy spojrzeć na X, gdzie użytkownicy już rozkładają pomysł Kaczyńskiego na czynniki pierwsze, ale w mainstreamowych mediach dominuje powierzchowne „Kaczyński proponuje!” zamiast „Kaczyński blefuje”.

Gra na emocjach, nie na faktach

Cała ta wrzawa wokół rządu technicznego to klasyczny przykład politycznego kabaretu. Kaczyński, doświadczony krętacz i manipulator, wie, iż nie musi realizować swoich pomysłów – wystarczy, iż rzuci hasło, które zmusi przeciwników do reakcji. Celowo zrobił to na kilkanaście minut przed ogłoszeniem przez Tuska wotum zaufania dla rządu, – o czym doskonale wiedział – żeby wydawało się, iż Premier dał się wciągnąć w tę grę. A media? One tylko podlewają ten pożar, bo emocje i kontrowersje to ich chleb powszedni.

Na koniec warto zadać pytanie: czy naprawdę wierzymy, iż Kaczyński chce rządu ekspertów? Facet, który przez lata budował machinę partyjną, nagle miałby oddać stery niezależnym fachowcom? To bardziej bajka niż realny plan. A media, zamiast punktować tę hipokryzję, wolą bić pianę, bo to się klika. I tak to się kręci – Kaczyński mówi, media tańczą, a my, odbiorcy, dostajemy kolejny odcinek politycznego serialu bez puenty.

MOJA PROPOZYCJA DO RZĄDU TECHNICZNEGO

Idź do oryginalnego materiału