Rewolucja w ustawie wiatrakowej: pieniądze dla mieszkańców gmin

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. Depositphotos


Rząd i koalicja w trakcie sejmowych prac nad projektem zmiany ustawy odległościowej wywróciły niespodziewanie system korzyści, jakich mieliby uzyskać mieszkańcy okolic wiatraków. Zamiast dość skomplikowanej procedury możliwości zakupu taniego prądu pojawiła się prosta propozycja: kasa do ręki.

Miał być tani prąd z lokalnego wiatraka

Do poniedziałku 23 czerwca artykuł 11 projektu zawierał system korzyści, jakie mieszkańcy danej gminy i tzw. gminy pobliskiej mogliby odnieść dzięki budowie na jej terenie farm wiatrowych. Inwestor byłby zobowiązany przeznaczyć do 10% mocy zainstalowanej do objęcia przez mieszkańców. Mogliby oni wykupić tak zwany wkład partycypacyjny, czyli udział w tej mocy, a potem korzystać z energii elektrycznej po kosztach produkcji na zasadzie prosumenta wirtualnego.

Przy czym maksymalna moc na jeden punkt poboru wynosiłaby 2 kW. Koszt zakupu udziałów byłby pochodną nakładów inwestora na budowę farmy. To samo prawo dotyczyłoby samych gmin. Odstąpić od całej procedury można by było, gdyby zainteresowanie było małe - poniżej 50 kW mocy na gminę. Przepisy te zaproponował rząd i specjalnie powołana w Sejmie podkomisja ich nie zmieniła.

Koalicja składa poprawkę

Niespodziewanie podczas przyjmowania przez połączone komisje klimatu oraz infrastruktury sprawozdania podkomisji, poprawkę wywracającą cały opisany powyżej system zgłosił poseł KO Stanisław Lamczyk. Po krótkim zamieszaniu legislacyjnym, jego poprawkę poparł w imieniu rządu wiceminister klimatu Miłosz Motyka, a z żądaniem jej natychmiastowego przyjęcia wystąpił prominentny poseł PSL Marek Sawicki. Chociaż wcześniej nie był raczej znany jako wielki miłośnik wiatraków. Posłowie koalicji przyjęli poprawkę bez problemów.

Co zatem przewiduje poprawka posła Lamczyka? Wyrzuca do kosza, czyli skreśla z projektu cały system z wykupywaniem udziałów w mocy itp., w zamian oferując mieszkańcom najbliższej wiatrakom okolicy żywą gotówkę.

Przewiduje bowiem, iż każdy inwestor musi co roku zasilić specjalny fundusz partycypacyjny kwotą 20 tys. zł od każdego MW mocy zainstalowanej.

Kwota ma być waloryzowana inflacją. I z tego funduszu wypłacane będą pieniądze mieszkańcom domów, znajdujących się w promieniu 1000 metrów od wiatraka. Przy czym odpowiednia „działka” będzie przypadać na mieszkanie, lokal lub dom, a nie na mieszkańca.

Po kilka tysięcy zł na głowę rocznie

Jakie kwoty wchodzą w grę? Zakładając, iż w odległości 1 km zmieszczą się dwa wiatraki o mocy 4 MW, to na fundusz partycypacyjny trafi 80 tys. zł. jeżeli domów będzie dziesięć, to każde gospodarstwo dostanie 8 tys. zł rocznie. Ale jeżeli tylko pięć, to kwota rośnie do 16 tys.

Mieszkaniec musi wcześniej zgłosić się z odpowiednim wnioskiem. A gotówka z wiatraków będzie stanowić opodatkowany przychód. Wpłata na fundusz ma nastąpić do 31 grudnia każdego roku, wypłata - do 31 marca.

Gmina może odległość 1 km zwiększyć, aby podzielić pieniądze między większą liczbę beneficjentów, chociaż dostaną wtedy odpowiednio mniej.

Można sobie łatwo wyobrazić jakie sceny będą się odbywać na posiedzeniach rad gminy, które będą deliberować w tej sprawie…

Branża nie mówi nie

W pierwszych ocenach branża wiatrowa nie mówi pomysłowi „nie”. A choćby uważa, iż ma w stosunku do poprzedniego pewne plusy, takie jak chociażby prostota, czyli zamiast skomplikowanego systemu wykupywania udziałów, rozliczeń prosumenckich - gotówka na konto.

Jak wygląda bilans rządowej propozycji dla przeciętnego inwestora? Dla przykładowej inwestycji o mocy 40 MW oznacza to wydatek 800 tys. zł rocznie. Jaki to procent zarobku właściciela?

Zakładając, iż ceny na giełdzie za kilka lat również będą oscylować wokół 410 zł za MWh, farma będzie miała ok. 43 mln zł przychodu i ok. 20 mln zł zysku brutto. Zatem 800 tys. zł rocznie to sporo, ale jeżeli alternatywą jest brak inwestycji, to pozycja „fundusz partycypacyjny” wydaje się do przełknięcia.

Przedstawiciele branży z którymi rozmawialiśmy wskazują, iż taki prosty system może zwiększyć społeczne poparcie dla projektu, wbrew mocnym sprzeciwom zgłaszanym w Sejmie przez PiS.

Z proponowanych przepisów wydaje się też wynikać, iż nowy system obejmowałby jedynie farmy wiatrowej, które zaczną produkować energię dopiero po wejściu w życie tych przepisów. Nie jest jasne, co z inwestycjami, które już powstały i zostały skalkulowane bez „funduszu partycypacyjnego”. Przydałoby się uściślenie tych przepisów.

Idź do oryginalnego materiału