Zwolnienia grupowe w PKP Cargo nie ominęły Małopolski. W Tarnowie, Nowym Sączu i Stróżach pierwsi pracownicy otrzymali już wypowiedzenia. Związkowcy biją na alarm, samorządowcy apelują, a kolejarze – tak jak podczas lipcowego protestu w Brzesku – sprzeciwiają się decyzjom zarządu i polityce, która ich zdaniem prowadzi do upadku kolejowych przewozów towarowych.
Spółka finalizuje właśnie głośne zwolnienia grupowe, które – jak podkreślają protestujący – dotykają bezpośrednio pracowników operacyjnych, ludzi od lat związanych z torami i przewozami. Na początku czerwca zarząd PKP Cargo zapowiedział redukcję prawie jednej trzeciej wszystkich etatów w kraju. To reakcja na fatalne wyniki finansowe – tylko w pierwszym kwartale 2024 roku spółka zanotowała 118 milionów złotych straty.
Plan był bezwzględny: 1041 osób miało stracić pracę jeszcze w tym roku, a kolejne 1388 w przyszłym. Po fali protestów i konsultacjach ze związkami zawodowymi liczbę tegorocznych zwolnień zmniejszono do 500, jednak to wciąż uderza w regiony, w których kolej od pokoleń była jednym z głównych pracodawców. W Małopolsce – w Tarnowie, Nowym Sączu i Stróżach – wypowiedzenia trafiły już do rąk kolejarzy.
Związkowcy przyznają, iż sytuacja staje się dramatyczna. Wielu pracowników żyje w niepewności, dzwonią do związków, pytając, co dalej. Niektórzy nie wytrzymują presji i sami składają wypowiedzenia, inni czekają na rozwój wydarzeń, licząc, iż w przypadku zwolnień grupowych przynajmniej otrzymają odszkodowania. Spółka zapowiada co prawda wsparcie – szkolenia, pomoc w przygotowaniu CV czy doradztwo zawodowe – ale dla wielu to tylko symboliczna pociecha.
Małopolscy samorządowcy nie pozostają obojętni. Sejmik Województwa Małopolskiego przyjął uchwałę intencyjną, w której określił decyzję o ograniczeniu działalności PKP Cargo jako „poważne zagrożenie społeczne i gospodarcze”. W dokumencie radni podkreślili, iż położenie małopolskich zakładów ma strategiczne znaczenie dla przyszłości kraju.
„Lokalizacja ta będzie bardzo ważna w przypadku zakończenia wojny za naszą wschodnią granicą. Zwiększony ruch towarowy związany z odbudową kraju wpływać będzie na wzrost potrzeb w zakresie napraw lokomotyw i wagonów niezbędnych do wykonywania przewozów. Sprawne i szybkie ich realizowanie będzie miało najważniejsze znaczenie dla interesu i bezpieczeństwa państwa, dlatego ograniczenie działalności zakładów naprawczych PKP CARGO S.A. w naszym regionie jest decyzją niezrozumiałą” – napisano w uchwale.
Związkowcy śledzą też wyroki sądów dotyczące zwolnień w PKP Cargo. W ubiegłym tygodniu Sąd Rejonowy w Katowicach orzekł na korzyść kobiety zwolnionej w ramach redukcji etatów, zasądzając na jej rzecz odszkodowanie. Sędzia uznała, iż spółka w ogóle nie powinna była przeprowadzać zwolnień grupowych, ponieważ nie posiadała wówczas zatwierdzonego planu restrukturyzacyjnego.
Radca prawny NSZZ „Solidarność” Paweł Szczepańczyk tłumaczy, iż zgodnie z prawem restrukturyzacyjnym, zwolnienia grupowe muszą być ujęte w zatwierdzonym planie. W przypadku PKP Cargo takiego dokumentu nie było – pojawił się dopiero w czerwcu tego roku i do dziś nie został zatwierdzony przez sędziego komisarza. Może to oznaczać, iż kolejne zwolnienia również są przeprowadzane niezgodnie z przepisami.
Związkowcy obawiają się, iż masowe zwolnienia to wstęp do prywatyzacji lub choćby likwidacji spółki. Zarząd PKP Cargo nie ogłosił jeszcze decyzji dotyczącej planowanych zwolnień na rok 2026 – mają one zależeć od wyników finansowych po zakończeniu 2025 roku.
Napiętą sytuację w spółce najlepiej obrazują protesty kolejarzy. Trzydniowa akcja, zorganizowana pod koniec lipca m.in. w Brzesku, była jedną z pierwszych tak szeroko zakrojonych manifestacji w regionie. Maszyniści blokowali wówczas przejścia dla pieszych przy zjeździe z autostrady A4, podkreślając, iż nie chodzi im o utrudnianie ruchu kierowcom, ale o zwrócenie uwagi na dramatyczne skutki decyzji rządu i zarządu PKP Cargo.
– W 2024 roku zwolniono cztery tysiące osób i na tym miał być koniec. Parę tygodni temu zostaliśmy poinformowani o kolejnych zwolnieniach dwóch i pół tysiąca osób. To jest katastrofa, bo mówi się o pracownikach operacyjnych, którzy są związani bezpośrednio z przewozami kolejowymi. W samym Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu zostało nas zaledwie pięćset osób, a było około dwa tysiące – mówił nam w Brzesku Marek Woźniak, przewodniczący Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Nowym Sączu.
Protestujący dodawali, iż chcą pokazać opinii publicznej, jak – ich zdaniem – kolej jest systematycznie osłabiana. Dostęp do linii kolejowych jest kosztowny, a przewozy drogowe, w 90–95 procentach darmowe, wypierają kolej z rynku. „Gdzie w tym wszystkim ekologia?” – pytali.
Choć protest w Brzesku zakończył się jeszcze latem, maszyniści nie składają transparentów. Dla nich to nie tylko walka o miejsca pracy, ale o przyszłość transportu kolejowego w Polsce.
Tekst i fot. (Smol)