W piątek, 1 sierpnia, o godzinie 17:00 rozległy się w Piotrkowie Trybunalskim syreny. Minutę później przed pomnikiem upamiętniającym Nieznanego Żołnierza zaintonowano hymn narodowy, złożono kwiaty, padły wzniosłe słowa o lekcji patriotyzmu. Wszystko zgodnie z kalendarzem państwowym. A jednak czegoś zabrakło.
Właściwie nie „czegoś”, a kogoś – mieszkańców. Choć, jak można przeczytać w lokalnym centrum urzędniczej propagandy – witrynie „epiotrkow.pl” – na placu Kościuszki stawiło się „także liczne grono mieszkańców”, co jest informacją fałszywą.
Na uroczystości przyszło zaledwie kilka osób spoza środowiska urzędniczego. Wśród obecnych dominowali samorządowcy, lokalni politycy i przedstawiciele instytucji. Mieszkańcy – zniknęli. Albo raczej nie przyszli.
Nie pojawili się również członkowie klubu „Gazety Polskiej” i środowisk patriotycznych, co jest symptomatyczne. Nie z powodu braku szacunku wobec powstańców, ale z chęci niekojarzenia się z urzędującym prezydentem Juliuszem Wiernickim, wobec którego trwa procedura referendalna dotycząca jego odwołania.
Wiernicki, z typową dla polityków manierą unifikowania emocji narodowych, podkreślił, iż jego dziadek „oglądał Warszawę w ruinie” i apelował o patriotyzm „ponad podziałami”. Niestety, dziś to właśnie on jest symbolem jednego z najgłębszych lokalnych podziałów. Inną kwestią jest wiarygodność słów Wiernickiego dotyczących dziadka. Z prostego działania matematycznego wynika, iż ów krewny może i oglądał stolicę po zakończeniu powstania, ale musiał to robić oczami niemowlaka, albo małego dziecka.
Można zrozumieć, iż samorządowcy chcą uczcić ważne daty. Ale czym stają się te uroczystości, jeżeli społeczeństwo odwraca wzrok? Czy „patriotyzm” zredukowany do obecności przy pomniku w asyście kamer i kwiatów nie staje się przypadkiem wydmuszką – pustym rytuałem władzy?
Czy politycy, którzy dziś mówią o „wolności nie danej raz na zawsze”, równie chętnie mówią o wolności lokalnych mediów, mieszkańców do wyrażania sprzeciwu czy organizowania referendów? Czy zasłanianie się wspólną historią nie jest próbą przykrycia społecznego braku zaufania?
Wbrew temu, co można wyczytać z oficjalnych relacji, nieobecność piotrkowian nie była przypadkiem. Była znakiem protestu. Cichym, ale czytelnym – dokładnie takim, jaki daje się odczytać pomiędzy dźwiękami syren. Protestem wobec zawłaszczania pamięci narodowej przez polityczne układy. Wobec fasadowych gestów, które nic nie wnoszą do wspólnoty.
To nie mieszkańcy zawiedli powstańców. Zawiodły lokalne „elity”, które nie potrafią ani zbudować zaufania, ani uczciwie wsłuchać się w nastroje społeczne. jeżeli więc obchody stają się pustym spektaklem, to może trzeba nie „większej frekwencji”, ale mniejszej hipokryzji?
Patriotyzm nie zaczyna się i nie kończy pod pomnikiem. Prawdziwa pamięć o powstańcach to nie przemówienia, ale codzienna uczciwość, troska o wspólnotę, gotowość do dialogu – choćby z przeciwnikami politycznymi. Może następnym razem – zanim władze znów zorganizują „uroczystości dla kamery” – warto zapytać mieszkańców, czy chcą w tym uczestniczyć, i co dla nich znaczy bycie obywatelem w 2025 roku.
Bo patriotyzm nie jest „daną raz na zawsze” kartką z kalendarza.
→ M. Baryła
8.08.2025
• foto / źródło: piotrkow.pl
• więcej tekstów „GT” dotyczących obchodów rocznic powstania warszawskiego w Piotrkowie: > tutaj
• czytaj także: > „Piotrków. Wyklęci pokonali Armię Czerwoną”