Nawrocki w Białym Domu. Mrzonki o wielkiej polityce

15 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


Karol Nawrocki, kandydat na prezydenta Polski popierany przez Prawo i Sprawiedliwość, najwyraźniej uznał, iż najlepszym sposobem na zdobycie głosów Polaków jest… wycieczka do Białego Domu. W czwartek, 1 maja 2025 roku, Nawrocki zjawił się w Ogrodzie Różanym, by wysłuchać przemówienia Donalda Trumpa z okazji Narodowego Dnia Modlitwy. Tak, dobrze czytacie – modlitwy. Czyżby Nawrocki liczył na to, iż Trump namaści go na prezydenta Polski podczas tej podniosłej uroczystości? jeżeli tak, to chyba zapomniał, iż wybory realizowane są w Polsce, a nie w Waszyngtonie.

Modlitwa zamiast strategii

Nawrocki, zamiast skupić się na kampanii w kraju, gdzie jego notowania wciąż pozostają daleko za Rafałem Trzaskowskim, postanowił polecieć za ocean, by wziąć udział w wydarzeniu, które z polską polityką ma tyle wspólnego, co pierogi z hamburgerem. Narodowy Dzień Modlitwy w Białym Domu to wydarzenie stricte amerykańskie, skoncentrowane na tamtejszej publice i tamtejszych wartościach. Co Nawrocki chciał tym osiągnąć? Pokazać, iż jest pobożny? A może liczył, iż Trump rzuci mu w przemówieniu jakąś pochwałę, którą będzie mógł później wykorzystać w kampanii? jeżeli tak, to musiał się srogo rozczarować – Trump, znany z tego, iż mówi, co mu ślina na język przyniesie, raczej nie zająknął się na temat polskiego kandydata.

Parada i Polonia – kampania na obczyźnie

Nawrocki nie poprzestał na modlitwie. 3 maja ma zamiar spotkać się z amerykańską Polonią i wziąć udział w paradzie z okazji Dnia Konstytucji 3 maja. Brzmi pięknie – kandydat oddaje hołd polskiej historii, spotyka się z rodakami za oceanem, maszeruje w paradzie. Problem w tym, iż Polonia, choć liczna, nie głosuje w polskich wyborach na taką skalę, by przechylić szalę zwycięstwa. Nawrocki wydaje się zapominać, iż jego elektorat jest w Polsce – w Końskich, Radomiu czy Białymstoku, a nie w Chicago czy Nowym Jorku. Zamiast przekonywać niezdecydowanych w kraju, woli paradować za oceanem, licząc na ładne zdjęcia, które może pokaże w mediach społecznościowych. To trochę tak, jakby kandydat na prezydenta Warszawy kampanię prowadził w Krakowie – efektowny gest, ale kompletnie chybiony.

Rozmowy o niczym?

Według nieoficjalnych informacji Nawrocki ma też spotkać się z członkami Kongresu, by rozmawiać o obronności, kontraktach energetycznych i stacjonowaniu wojsk amerykańskich w Polsce. Brzmi poważnie, ale spójrzmy prawdzie w oczy – czy ktoś naprawdę wierzy, iż amerykański Kongres będzie poważnie dyskutował o takich sprawach z kandydatem, który choćby nie jest prezydentem, a jedynie jednym z wielu pretendentów? Nawrocki może sobie rozmawiać o kontraktach energetycznych i wojskach USA w Polsce, ale jego wizyta ma charakter czysto symboliczny, a raczej – propagandowy. To bardziej pokazówka dla jego zwolenników w Polsce niż realna polityka. Amerykańscy kongresmeni mają na głowie własne problemy – od budżetu po konflikty na Bliskim Wschodzie – i z pewnością nie będą tracić czasu w poważne negocjacje z kimś, kto może nigdy nie zostać prezydentem.

Nawrocki i Trump – miłość bez wzajemności

Nawrocki od początku kampanii próbuje przedstawiać się jako wielki przyjaciel Donalda Trumpa. Już w kwietniu, podczas spotkania z Amerykańską Izbą Handlową, deklarował, iż jako prezydent uczyni Polskę liderem w relacjach między UE a USA. Problem w tym, iż Trump, znany z transakcyjnego podejścia do polityki, raczej nie widzi w Nawrockim partnera do wielkich planów. Były prezydent USA ma swoje priorytety – i z pewnością nie jest nim wspieranie kandydata PiS w polskiej kampanii. Nawrocki może sobie robić zdjęcia w Białym Domu, ale to nie Trump zdecyduje o wyniku wyborów w Polsce, tylko Polacy. A ci, widząc kolejne zagraniczne wojaże Nawrockiego, mogą zadać sobie pytanie: czy on w ogóle wie, gdzie jest jego miejsce?

Kampania w krainie fantazji

Wizyta Karola Nawrockiego w Białym Domu to kwintesencja jego kampanii – pełna gestów, które mają wyglądać imponująco, ale w rzeczywistości są oderwane od rzeczywistości. Zamiast zmierzyć się z trudnymi pytaniami o podatki, obronność czy politykę zagraniczną na polskich debatach, Nawrocki woli modlić się w Waszyngtonie i maszerować w paradach za oceanem. To strategia, która może i zapewni mu kilka ładnych zdjęć, ale raczej nie przekona Polaków, iż jest poważnym kandydatem na prezydenta. Panie Nawrocki, może pora wrócić do Polski i zacząć kampanię tam, gdzie pana wyborcy? Bo na razie wygląda na to, iż bardziej pan walczy o uwagę Trumpa niż o głosy Polaków.

Idź do oryginalnego materiału