Młodzi Polacy, jak to młodzi – chcą zmiany. Tęsknią za czymś „nowym”, odważnym, radykalnym. Jedni spoglądają w lewo – w stronę Zandberga i jego postępowych postulatów. Inni skręcają ostro w prawo – tam gdzie Mentzen obiecuje „wolność od podatków” i powrót do czasów, kiedy państwo miało głównie nie przeszkadzać. Brzmi to wszystko porywająco. Zwłaszcza z perspektywy dwudziestoparolatka, który nie zdążył jeszcze ani zapłacić składki ZUS, ani odebrać telefonu z przychodni z komunikatem: „najbliższy termin u ortopedy to grudzień, ale 2027”.
Problem w tym, iż to „nowe” już było.
Zandberg, czyli czerwień na nowo
Adrian Zandberg to postać, która mówi rzeczy pozornie słuszne: „pracownicy mają być godnie wynagradzani”, „nierówności są niesprawiedliwe”, „miliarderzy powinni płacić więcej niż kasjerka z Biedronki”. No zgoda! Ale problem zaczyna się tam, gdzie Lewica Razem zaczyna opowiadać o realnych rozwiązaniach.
Kiedy Zandberg grzmi w Sejmie:
„Nie może być tak, iż prywatne firmy zarabiają miliardy, a pielęgniarki dostają 3400 brutto!”
– zapomina dodać, iż pieniądze „z miliarderów” nie starczą na systemową poprawę sytuacji, a już na pewno nie wtedy, gdy wszystko państwowe zaczyna działać jak… no cóż, jak kiedyś PGR-y.
Zandberg nie proponuje poprawy jakości państwa – on chce, żeby państwo było wszędzie. I niestety historia zna już takie przypadki. PRL to nie był koszmar dlatego, iż „był za mało socjalistyczny”, tylko właśnie dlatego, iż wszystko było centralnie sterowane. Gdy państwo ustala ceny butów, to kupujemy tylko te, które akurat są. Gdy państwo jest właścicielem mieszkań – buduje ich za mało. I nikt nie ponosi za to odpowiedzialności.
Mentzen, czyli wolność dla wybranych
Z kolei Krzysztof Mentzen działa jak magik z TikToka: potrafi jednym zdaniem rozgrzać młodzież do czerwoności.
„Nie płacić podatków, zlikwidować ZUS, zostawić ludziom ich pieniądze!”
– brzmi świetnie. Dopóki nie zadasz pytania: a kto wtedy sfinansuje onkologię, szkoły, drogi i pensje strażaków?
Mentzen wyznaje filozofię, którą można by streścić tak: „jak nie umiesz sobie poradzić, to twój problem – rynek to zweryfikuje”. Tyle iż świat już to sprawdził.
W Chile za Pinocheta ten „model wolności” skończył się prywatyzacją wszystkiego – od szkół po wodę. Efekt? Największe nierówności społeczne w Ameryce Południowej i masowe protesty studentów oraz emerytów. W Polsce lat 90. też to przerabialiśmy: „pierwszy milion trzeba ukraść”, „kombinuj chłopie”, „radź sobie sam”. Dla jednych to była droga do fortuny. Dla wielu – do biedaszybów, bezdomności i frustracji.
Dlaczego więc młodzi znów chcą pójść tą drogą?
Bo młodość kocha idee. Kocha czyste schematy, które ładnie wyglądają w memach i na TikToku. Młody człowiek myśli kategoriami moralnymi: „sprawiedliwość!”, „wolność!”, „koniec z wyzyskiem!”. A iż życie to szara strefa między czernią a bielą – to już wychodzi później.
Mówił kiedyś pewien mądry człowiek, iż „kto w młodości nie był socjalistą, ten nie ma serca – a kto na starość nim pozostaje, ten nie ma rozumu”.
Liberalizm – w wersji zachodniej, umiarkowanej – to nie idea z TikToka. To system, który nie błyszczy na manifestacjach, ale działa. To on stworzył Zachód, który tak wielu z nas pokochało, kiedy po raz pierwszy zderzyliśmy się z Niemcami, Francją czy Skandynawią. Tam działa konkurencja, ale i system wsparcia. Są podatki, ale i państwo, które działa. To nie utopia – to dojrzały kompromis.
Historia? Proszę bardzo:
-
ZSRR – klasyczny model „Zandbergowski” – równość w biedzie, a wolność w łagrze.
-
Chile pod Pinochetem – model „Mentzenowski” – niskie podatki, wolny rynek… i czołgi na ulicach.
-
Polska po 1989? Szokowa terapia była konieczna, ale miała swoją cenę – szczególnie dla tych, którzy nie mieli kapitału, układów i odwagi.
A liberalizm? To np. Skandynawia: kapitalizm tak, ale z ludzką twarzą. USA po Nowym Ładzie Roosevelta – państwo nie znikło, tylko zaczęło działać dla ludzi. Niemcy po wojnie – społeczna gospodarka rynkowa, która pozwoliła z ruin zbudować potęgę.
Tak, liberalizm jest nudny. Nie wzbudza emocji. Nie krzyczy z transparentów. Ale działa. A jeżeli coś działa – to warto to pielęgnować.
Drodzy młodzi – zakochujcie się w ideach, ale miejcie też na podorędziu kubeł zimnej wody. Historia nie lubi ludzi, którzy jej nie znają. I choć każdy ma prawo marzyć o świecie lepszym, to pamiętajcie, iż największe zbrodnie XX wieku popełniano właśnie w imię „lepszego świata”.
Dlaczego młodzi nie słyszą tego głosu?
Problem polega na tym, iż liberalizm – w przeciwieństwie do Zandberga i Mentzena – nie krzyczy. Nie ma efektownych banerów, nie działa na emocjach, nie obiecuje gruszek na wierzbie. Nie oferuje wielkiej narracji, w której świat dzieli się na „my” i „oni”, gdzie można wskazać wroga: kapitalistę, lewaka, miliardera, urzędnika. Liberalizm nie daje łatwych odpowiedzi, bo wie, iż życie to nie ideologiczna gra komputerowa, tylko nieustanne balansowanie między interesami jednostki i wspólnoty.
A młodzi – wychowani w świecie social mediów, polaryzacji, skrótów i uproszczeń – rzadko mają cierpliwość do zniuansowanych argumentów. Przekaz typu „to skomplikowane” nie ma szans z krótkim filmikiem, w którym polityk z irokezem albo w marynarce mówi: „zlikwidujmy wszystko, co was boli!”.
Do tego dochodzi naturalna cecha młodości: potrzeba buntu. A liberalizm nie jest systemem buntu – jest systemem odpowiedzialności. A to dużo mniej sexy.
Nie pomaga też fakt, iż liberalizm nie ma dziś twarzy. Nie ma silnych, charyzmatycznych liderów, którzy potrafiliby powiedzieć: „hej, to właśnie umiarkowanie i rozsądek sprawiły, iż żyjesz w świecie bez kolejek po papier toaletowy”. Platforma Obywatelska? Dla wielu z młodych to skompromitowany establishment. Trzaskowski? Owszem, próbuje – i może właśnie dlatego jego kampania przyciąga młodych, którzy szukają nowoczesności bez rewolucji. Ale to wciąż za mało, by przebić się przez memy i hałasy internetu.
Co robić?
Jeśli chcemy, by młodzi nie wpadali w pułapkę fałszywych idei – musimy nauczyć się mówić ich językiem. To nie znaczy, iż trzeba tańczyć na TikToku. To znaczy:
-
opowiadać historie, a nie wykładać teorie,
-
pokazywać konkretne skutki polityk, a nie tylko dane w Excelu,
-
mówić językiem emocji, ale opartym o fakty,
-
przestać mówić do młodych z góry, z pozycji „bo ja wiem lepiej” – i zacząć mówić z nimi, wchodząc w dialog.
I najważniejsze: trzeba przestać się bać słowa „ideowość”. Liberalizm też może być ideowy – jeżeli pokażemy, iż to system, który chroni godność, wolność, prawo do miłości, wyboru i sprawiedliwości. Że to nie „zimne zarządzanie państwem” – ale najlepszy sposób na to, by każdy miał szansę na życie po swojemu, bez krzywdzenia innych.