Kalisz ma rację. Czas na obronę demokracji, a nie popieranie Nawrockiego

1 dzień temu

Ryszard Kalisz, członek Państwowej Komisji Wyborczej, w swojej ostatniej wypowiedzi dla TOK FM postawił diagnozę, która powinna zmusić nas wszystkich do refleksji.

„Nie mamy pewności co do wyników wyborów prezydenckich. Tak po prostu będę uważał” – stwierdził, kwestionując ważność wyboru Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Jego stanowisko, choć budzi kontrowersje, jest słuszne w obliczu niejasności, które otaczają ostatnie wybory. W przeciwieństwie do ślepego poparcia dla Nawrockiego, Kalisz domaga się transparentności i przestrzegania prawa, co w dzisiejszych czasach jest aktem odwagi. Tymczasem postawa Nawrockiego i tych, którzy go popierają, zasługuje na ostrą krytykę.

Kalisz słusznie wskazuje na konstytucyjny wymiar problemu. „Wczoraj grono osób, które zasiadało w togach w gmachu Sądu Najwyższego nie było Sądem Najwyższym z artykułu 128 ust. 1 Konstytucji. Nie jest więc pewne, czy takiego wyboru dokonali Polki i Polacy, bo nie stwierdził tego SN” – argumentuje. Ta wypowiedź trafia w sedno: jeżeli instytucje państwa, takie jak Sąd Najwyższy, budzą wątpliwości co do swojej niezależności, nie można uznać ich decyzji za ostateczne. Decyzja Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN o ważności wyboru Nawrockiego, podjęta wczoraj, wydaje się zbyt pochopna, zwłaszcza iż prokuratura zdecydowała się na przeliczenie głosów w 296 komisjach. Jak zauważył Kalisz, „jeżeli toczy się postępowanie przygotowawcze, to znaczy, iż jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa”. To nie marzenia o anarchii, jak sugerują jego krytycy, ale apel o rządy prawa.

Z kolei Karol Nawrocki, jako beneficjent tej kontrowersyjnej decyzji, milczy w obliczu zarzutów, co tylko pogłębia podejrzenia. Jego zaprzysiężenie przed Zgromadzeniem Narodowym 6 sierpnia, zwołanym przez marszałka Hołownię, Kalisz nazywa „decyzją polityczną”. I trudno się z tym nie zgodzić. „To jest decyzja polityczna. Pan marszałek Hołownia jest politykiem i marszałkiem. Natomiast zarówno polska Konstytucja jak i Traktat o Unii Europejskiej (…) stanowi, iż mamy we wszystkich państwach członkowskich rządy prawa” – podkreśla Kalisz. jeżeli akt wyborczy nie został przeprowadzony zgodnie z procedurami, jak twierdzi, samo przyrzeczenie nie uczyni Nawrockiego legalnym prezydentem. Ta logika jest nie do podważenia – prawo musi stać ponad politycznymi ambicjami.

Nawrocki, zamiast zmierzyć się z tymi zarzutami, zdaje się spoczywać na laurach, co budzi obawy o jego umiejętności pełnienia roli prezydenta. Jego dotychczasowa postawa, skupiona na akceptacji decyzji SN bez głębszej refleksji, sugeruje, iż bardziej zależy mu na władzy niż na legitymacji społecznej. Kalisz, podtrzymując narrację Romana Giertycha, domaga się przeliczenia głosów, by sprawdzić, czy Rafał Trzaskowski faktycznie przegrał różnicą prawie 400 tysięcy głosów. „Ja jestem taki po prostu, będę tak uważał” – mówi z uporem, co świadczy o jego konsekwencji, a nie fanatycznym uporze. To postawa godna szacunku w czasach, gdy wielu polityków unika trudnych pytań.

Krytyka Nawrockiego jest tu w pełni uzasadniona. Jego milczenie i brak inicjatywy w wyjaśnieniu wątpliwości wyborczych stawiają go w złym świetle. Zamiast budować zaufanie, pozwala, by atmosfera niepewności narastała. Kalisz, choć kontrowersyjny, pokazuje, iż demokracja wymaga odważnych głosów, a nie ślepego przyklaskiwania władzy. Jego apel o ponowne przeliczenie głosów to nie sabotaż, ale próba uratowania wiarygodności systemu. Podsumowując, popieram Kalisza w jego dążeniu do prawdy i krytykuję Nawrockiego za pasywność w obliczu kryzysu. Polska potrzebuje prezydenta, który stanie na wysokości zadania, a nie figuranta decyzji politycznych. Czas na działanie, a nie na udawanie, iż problem nie istnieje.

Idź do oryginalnego materiału