Jeśli Donald Tusk spełni choć połowę obietnic, to PiS nie dotrwa do 2027 roku. Zbyt wielu działaczy będzie siedziało

1 tydzień temu

Nadchodzi koniec politycznego imperium Jarosława Kaczyńskiego. Choć formalnie PiS wciąż istnieje jako partia, która zdobyła istotne poparcie w ostatnich wyborach, fakty są bezlitosne: ta struktura się rozpada, a jej przyszłość nieuchronnie prowadzi do sal sądowych i cel więziennych. Hasło „prawo i sprawiedliwość” nabiera dziś nowego, ironicznego wymiaru – dla wielu dawnych prominentów tej formacji to właśnie wymiar sprawiedliwości stanie się najważniejszym punktem ich kalendarza.

Prokuratura, Najwyższa Izba Kontroli i komisje śledcze działają. I nie chodzi o polityczne rewanże, ale o fakty – o miliardy złotych zmarnowanych w spółkach Skarbu Państwa, układy personalne przypominające mafię, o wykorzystywanie służb specjalnych do celów politycznych, czy o proceder handlu wpływami. Setki spraw są w toku, dziesiątki osób już usłyszały zarzuty. To dopiero początek. Zaczęło się powoli, ale idzie konsekwentnie. Codziennie widzimy nowe efekty działania a choćby jeżeli nie widzimy, to one są. Młyny sprawiedliwości będą działać szybciej, gdy Donald Tusk zmieni ministra sprawiedliwości i ministra spraw wewnętrznych, ale idą.

Kolejni działacze PiS zaczynają się dystansować od własnej partii. Niektórzy składają zeznania, inni szukają „politycznego azylu” w innych ugrupowaniach lub wyjeżdżają z kraju. Narracja o „prześladowaniach politycznych” nie działa na opinię publiczną, która doskonale pamięta afery respiratorowe, Pegasusa, wyborów kopertowych czy działalność Funduszu Sprawiedliwości. Tych afer było ponad 1300.

Jarosław Kaczyński, mimo iż wciąż próbuje trzymać ster, coraz bardziej przypomina samotnego generała bez armii. Zaufani ludzie, jak Ziobro, Kamiński, Wąsik czy Obajtek, albo udają ciężko chorych, pozbawieni funkcji, albo w poważnych tarapatach prawnych. Z kolei twardy elektorat – zmęczony, sfrustrowany i w dużej mierze oszukany – przestaje wierzyć w „zamachy Tuska” i „spiski Brukseli”.

Nie da się utrzymać partii, której czołowi działacze są zajęci kontaktami z adwokatami, a nie wyborcami. PiS nie dotrwa do 2027 roku nie dlatego, iż przegra kolejne wybory, ale dlatego, iż wcześniej rozpadnie się pod ciężarem własnych afer, zdrad i aktów oskarżenia. Kończy się pewna epoka – epoka cynizmu, populizmu i bezkarności.

Idź do oryginalnego materiału