Wybory prezydenckie 2025 roku, które zakończyły się zwycięstwem Karola Nawrockiego, popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość (50,89 proc. głosów), nad Rafałem Trzaskowskim z Koalicji Obywatelskiej (49,11 proc.), miały być świętem demokracji.
Frekwencja na poziomie 71,63 proc. pokazała, iż Polacy wciąż wierzą w siłę swojego głosu. Jednak to, co miało być ukoronowaniem demokratycznego procesu, gwałtownie zamieniło się w burzliwą dyskusję o uczciwości wyborów. Liczba protestów wyborczych rośnie w zastraszającym tempie, a wątpliwości dotyczące schematy głosowania zaczynają rzucać cień na wynik elekcji.
Jak poinformowała Monika Drwal z zespołu prasowego Sądu Najwyższego, do dziś do Sądu Najwyższego wpłynęło już 28 protestów wyborczych przeciwko wyborowi prezydenta. To znaczący wzrost w porównaniu z piątkowymi danymi, kiedy mówiono o 21 protestach. Co więcej, termin składania protestów upływa dopiero 16 czerwca, co oznacza, iż ich liczba może jeszcze wzrosnąć.
Procedura rozpatrywania protestów jest jasna: do 2 lipca Sąd Najwyższy musi podjąć uchwałę o ważności wyboru prezydenta, opierając się na sprawozdaniu Państwowej Komisji Wyborczej oraz analizie zgłoszonych skarg. Już w poniedziałek, 9 maja, PKW ma zająć się sprawą błędnie policzonych głosów w niektórych komisjach, co tylko dolewa oliwy do ognia. Ryszard Kalisz, członek PKW, podkreśla, iż to Sąd Najwyższy ostatecznie rozstrzygnie o ważności wyborów, ale rosnąca liczba protestów każe zadać pytanie: czy proces wyborczy był rzeczywiście przejrzysty?
Nie można ignorować faktu, iż różnica między kandydatami wyniosła zaledwie 369 451 głosów – to najmniejszy margines w historii bezpośrednich wyborów prezydenckich w Polsce. W tak wyrównanym wyścigu choćby najmniejsze uchybienia mogą budzić uzasadnione wątpliwości. Dla porównania, w 2020 roku do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad 5,8 tys. protestów, z czego tylko 23 uznano za zasadne, ale nie miały one wpływu na wynik. Tym razem jednak skala zgłoszeń i ich dynamika wskazują, iż Polacy są bardziej zdeterminowani, by kwestionować rezultaty. Czy to efekt polaryzacji politycznej, czy może rzeczywistych problemów z procesem wyborczym?
Prawo i Sprawiedliwość, które świętuje zwycięstwo swojego kandydata, zdaje się bagatelizować narastającą falę protestów. Oficjalne komunikaty partii skupiają się na gratulacjach dla Karola Nawrockiego i planach na jego prezydenturę, a kwestie nieprawidłowości są spychane na margines. Tymczasem każdy nowy protest to kolejny głos w debacie o zaufaniu do instytucji państwa. Czy można mówić o stabilnej demokracji, gdy obywatele masowo zgłaszają wątpliwości co do uczciwości wyborów? I jak długo PiS będzie utrzymywać narrację, iż wszystko przebiegło zgodnie z prawem, ignorując sygnały o potencjalnych problemach?
W tle tych wydarzeń toczy się dyskusja o roli Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która odpowiada za rozpatrywanie protestów. Jej legitymacja jest kwestionowana przez część środowiska prawniczego i polityków opozycji, co dodatkowo komplikuje sytuację. jeżeli uchwała Sądu Najwyższego wzbudzi kontrowersje, może to wywołać kolejny kryzys zaufania do instytucji państwowych.
Polska demokracja znajduje się na rozdrożu. Rosnąca liczba protestów wyborczych to nie tylko statystyka, ale wyraz niepokoju obywateli o fundamenty państwa prawa. Jak długo Prawo i Sprawiedliwość będzie udawać, iż nic się nie stało, podczas gdy fala wątpliwości zalewa Sąd Najwyższy?