Emerytura z nieba, czyli jak Ziobro zrobił z kolegi prokuratora, a z prokuratury – kabaret

1 tydzień temu
Zdjęcie: Emerytura z nieba, czyli jak Ziobro zrobił z kolegi prokuratora, a z prokuratury – kabaret


W świecie zwykłych śmiertelników, żeby dostać emeryturę godną generała, trzeba przepracować dekady, nierzadko zarywając noce i krwawiąc z oczu nad fakturami. Ale nie wszyscy muszą się tak męczyć. Wystarczy mieć znajomego Zbyszka Ziobrę i hop – prokuratorska togę zakłada się na chwilkę, a potem w drogę… na sowicie opłacany stan spoczynku.

Poznajcie Tadeusza Andrzejewskiego, radcę prawnego, który po sześćdziesiątce postanowił rzucić jeszcze raz kości – i wygrał. W wieku 61 lat został… prokuratorem! Cuda się zdarzają – ale tylko niektórym. Wniosek o jego nominację podpisał nie byle kto, bo sam Bogdan Święczkowski, późniejszy boss Trybunału Konstytucyjnego rodem z alternatywnej rzeczywistości. Pan Andrzejewski w prokuraturze nie spędził zbyt wiele czasu – raptem dwa lata, z czego połowę na zwolnieniach lekarskich. Spraw? Jedna. Zarzuty? Brak. Akty oskarżenia? Zero. Można by rzec: kariera błyskotliwa jak meteor – pojawił się, zabłysnął niczym żarówka 15-watowa i zgasł, by przejść w wieczny stan spoczynku. Dosłownie.

Ale tu zaczyna się najlepsze. Choć nie był w stanie samodzielnie funkcjonować, choć nie zrobił praktycznie nic, co można by uznać za ściganie przestępców, dziś pobiera eleganckie świadczenie prokuratorskie – takie, jakby przez 30 lat walczył z mafią i bandytami. Dziennikarz zapytał więc grzecznie: ile brutto wynosi to złote świadczenie emerytalne pana prokuratora z doskoku? Tylko tyle. Jedna liczba. Ile „na pasku”? Prokuratura odpowiedziała… ciszą. Bo przecież nikt nie musi wiedzieć, ile kosztują znajomości.

W państwie prawa (czyli gdzieś daleko, za siedmioma górami) takie historie trafiają do komisji śledczych. W Polsce PiS? Trafiają do gabloty z tytułem: „Jak robić interesy, nie wychodząc z domu”. Tymczasem pan Andrzejewski może dziś spokojnie patrzeć przez okno, popijać kawkę i liczyć złotówki z emerytury, o której zwykły obywatel może co najwyżej pomarzyć. A reszta? Niech sobie haruje. W końcu ktoś musi na to zapracować.

Idź do oryginalnego materiału