Dawid Kobiałka potwierdza, iż wydatkowane zostaną środki publiczne na przeprowadzone już badania mające na celu odkrycie tajemniczych tuneli w Lwówku Śląskim.
Każde dziecko lubi, gdy rodzice, bądź dziadkowie czytają mu bajki, opowiadają legendy. Szeptane historie nie tylko koją przed snem, ale rozbudzają pragnienie, by wstać i wyruszyć w drogę. W tych chwilach rodzi się głód przygody i przekonanie, iż za rogiem czeka coś niezwykłego, bogactwo i chała po wieki.
A tych opowieści, zwłaszcza w kontekście Lwówka Śląskiego, nigdy nie brakowało. I prawdopodobnie również Dawid Kobiałka, będąc małym chłopcem był zapatrzony w mury starego miasta jak w ściany zamku z bajki. Słuchał historii o walecznych rycerzach, pięknych księżniczkach zamkniętych w basztach, zapomnianych królestwach, smokach, rabusiach przekradających się nocą przez tajemne przejścia, czy o lochach, które miały prowadzić pod całym rynkiem aż do pałacu. Każda z tych opowieści nie była tylko snem – była wezwaniem do wyprawy. W sercu młodego słuchacza prawdopodobnie rodziło się wtedy coś więcej niż ciekawość. To był zew odkrywcy.
Dziecięce pragnienia rzadko biorą się znikąd, zwykle ktoś je roznieca. W Lwówku Śląskim tym „podmuchem” mogły być opowieści o niemieckich skarbach, które pod koniec II wojny światowej miały zostać ukryte w okolicach miasta. Po dziś dzień mówi się tu o ciężarówkach wyładowanych kosztownościami wywiezionymi z płonącego Wrocławia, które nocą znikały bez śladu w okolicach lwiego grodu. Szepcze się o tajnych składnicach, zamaskowanych wejściach do podziemi i dokumentach, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. W cieniu tych legend istnieją też opowieść największe, te o bursztynowej komnacie i złotym pociągu, którego przez cały czas nie znaleziono – tyle tylko, iż w Lwówku Śląskiem jeszcze go nie szukano. I choć część z tych historii była prawdopodobnie tylko echem wojennej paniki, to dla chłopca z wyobraźnią odkrywcy każda z nich mogła brzmieć jak wskazówka. Jakby historia szeptała mu do ucha: „Szukaj. Jeszcze nie wszystko zostało odkryte.”
To dziecięce pragnienia, marzenia zostania wielkim odkrywcą, który jako pierwszy wchodzi do tajemniczego tunelu, na końcu którego czeka skarb a później owacje, błyski fleszy i sława, nie zawsze gaśnie wraz długością przyodziewanych spodni. U niektórych dojrzewa razem z nim, nabiera kształtu i mocy.
I być może przez cały ten czas, Dawid Kobiałka spacerując ulicami miasta oczyma wyobraźni zaglądał pod bruk rynku, jakby wciąż szukał dowodu, iż dziecięce sny nie były złudzeniem, a mapa skarbów naprawdę istnieje. Gdy został burmistrzem, postanowił nie odkładać marzeń do szuflady. Wiedział, iż teraz ma nie tylko odwagę, ale i narzędzia, by niczym Indiana Jones, wyruszyć na prawdziwą wyprawę. I zrobił to!
Wprawdzie początkowo w to nie wierzyliśmy, gdy dotarły do nas nieoficjalne informacje z okolic urzędu, o prowadzonych poszukiwaniach ukrytych tuneli wypełnionych, w których to mogły znajdować się skrzynie ze skarbami myśleliśmy, iż to bujdy, fantazja mieszkańców. Ale po kilku dniach i kolejnych nieoficjalnych rozmowach okazało się, iż to prawda. Marzenia Kobiałki doczekały się realizacji dzięki mieszkańcom gminy. Choć nie składali oni podpisów pod zgodą, choć nie zwołano zebrań ani nie pytano ich wprost o zdanie, to właśnie oni, poprzez swoje daniny, stali się sponsorami tej wyprawy w głąb ziemi. Burmistrz, teraz już nie, jako mały chłopiec, ale jako zarządzający gminnym budżetem, nie czekał na potwierdzenie, iż warto. Dla niego wartość była oczywista. W końcu przygoda zaczyna się w sercu, które nie przestało wierzyć w lochy, tajemnicze przejścia i historie zaklęte pod brukiem.
Burmistrz Kobiałka mając gminną sakiewkę u pasa wyruszył w podróż życia. By zrealizować swoje marzenie po cichu i nie niepokojonym przez nikogo, by w spokoju zajrzeć głęboko pod powierzchnię miasta, wynajął specjalistyczną firmę, której zadaniem była inwentaryzacja podziemnej infrastruktury. Jak sam nam przyznaje, prace prowadzono z użyciem nowoczesnych technik georadarowych i indukcyjnych. Metody te pozwalają niejako „prześwietlić” ziemię, nie naruszając jej powierzchni.
Georadar to urządzenie emitujące fale elektromagnetyczne, które odbijają się od ukrytych pod ziemią obiektów: skał, murów, korytarzy, … Na podstawie tych odbić tworzony jest obraz wnętrza gruntu, przypominający medyczne zdjęcia rentgenowskie tyle, iż wykonane pod brukiem, trawnikiem, asfaltem, czy posadzką. Z kolei technika indukcyjna opiera się na wykrywaniu zmian pola magnetycznego, jakie wywołują metalowe przedmioty. Obie metody są bezinwazyjne, precyzyjne i szczególnie przydatne w miejscach o dużym znaczeniu historycznym, gdzie każde fizyczne naruszenie gruntu mogłoby zniszczyć bezpowrotnie to, co przez wieki pozostawało ukryte. Ich efektem może być m.in. odkrycie pustych przestrzeni, grot, czy tuneli.
I choć badania takie wydają się bardzo techniczne, dla burmistrza Dawida Kobiałki mogły być niczym rozwinięcie dziecięcej mapy. Teraz już nie rysowanej kredką, ale skanowanej falą elektromagnetyczną.
„Efektem prowadzonych prac będą szczegółowe informacje o położeniu przestrzennym anomalii podziemnych wraz z obiektami kolizyjnymi w danym obszarze. Identyfikowane informacje dotyczą położenia i głębokości infrastruktury, a także niezidentyfikowanych obiektów” – pisze w oficjalnej odpowiedzi na pytania redakcji Lwówecki.info burmistrz Kobiałka, który niezwykle ciekawie tłumaczy potrzebę wykonania tych badań.
Choć może się wydawać, iż cała operacja ma w sobie coś z bajki o poszukiwaczach skarbów, sam włodarz potrafi nadać jej racjonalne, niemal technokratyczne uzasadnienie:
„Będzie pomocne m.in. przy planowanym nasadzeniu drzew na rynku lub naprawie fontanny”. – zapewnia Kobiałka.
I rzeczywiście – fajnie wiedzieć, co kryje się pod kostką brukową, zanim wbije się tam pierwszą. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, iż to zaledwie część prawdy. Bo za tym spokojnym tonem technicznej odpowiedzi dla dziennikarzy, da się słyszeć głos chłopca, który nie przestał marzyć. Sam włodarz nie ukrywa przy tym swoich fascynacji, które z biegiem lat nie tylko nie wygasły, ale przybrały konkretny kształt i plan. Jakby cała procedura była tylko kolejnym krokiem w wyprawie po tajemnicę.
„Ponadto, inne odnalezione obiekty np. tunele, krypty czy piwnice, mogą służyć, jako atrakcja turystyczna lub schron.” – pisze w piśmie do redakcji Lwówecki.info burmistrz Lwówka Śląskiego.
Warto także zatrzymać się na chwilę i w skupieniu prześledzić zastawienie dwóch wypowiedzi burmistrza Kobiałki, które prowadzą do nieuniknionego zgrzytu. Z jednej strony mamy pozornie rozsądne wyjaśnienie celu kosztownych badań:
„Będzie pomocne m.in. przy planowanym nasadzeniu drzew na rynku lub naprawie fontanny”.
Z drugiej strony jednak burmistrz sam wskazuje, iż teren objęty badaniami daleko wykracza poza obręb fontanny, czy choćby lwóweckiego rynku.
“Teren objęty przedmiotowymi pracami: Urząd Gminy i Miasta Lwówek Śląski, Ratusz, kościół Franciszka z Asyżu oraz kościół Wniebowzięcia NMP” – pisze w odpowiedzi dla Lwówecki.info burmistrz Kobiałka.
W tej deklaracji coś wyraźnie się nie zgadza. jeżeli badania miałyby służyć „nasadzeniu drzew” czy „naprawie fontanny”, to trudno zrozumieć, w jaki sposób pomagać w tym mogą pomiary wykonane w… urzędzie gminy i obu lwóweckich kościołach. Te budynki nie tylko nie znajdują się na płycie rynku w sensie dosłownym, ale przede wszystkim są obiektami o zupełnie innej funkcji, konstrukcji i przeznaczeniu. Co ma wspólnego planowanie zieleni miejskiej z substancją pod nawą świątyni? Czy to oznacza, iż niedługo pomiędzy ławami kościoła pojawią się szpalery grusz, wierzb, albo łącząc oba te gatunki – gruszek na wierzbach?
Ten dysonans prowadzi do poważniejszych pytań. Zwłaszcza, iż dwa z wymienionych obiektów, czyli kościół Franciszka z Asyżu oraz kościół Wniebowzięcia NMP, nie są własnością Gminy, ale należą do Kościoła katolickiego. Czy zatem gmina finansuje działania, które w żadnym stopniu nie służą jej interesowi, jako właściciela terenu? jeżeli tak, może to nosić znamiona niegospodarności lub wręcz naruszenia dyscypliny finansów publicznych.
Zgodnie z ustawą o finansach publicznych, środki budżetowe powinny być wydatkowane zgodnie z zasadą celowości, oszczędności oraz efektywności. Tymczasem trudno nam doszukać się celowości w prowadzeniu kosztownych badań w kościele tylko po to, by „lepiej planować sadzenie drzew na rynku”.
Owszem, Gmina może wspierać działania mające na celu ochronę dziedzictwa kulturowego. Ale wsparcie to musi być jawne, proporcjonalne i zgodne z interesem wspólnoty, a niemotywowane ukrytą agendą. Tymczasem mieszanie argumentów technicznych (fontanny i drzewa) z duchową przestrzenią świątyń budzi wątpliwości nie tylko logiczne, ale też prawne. I to nie tylko o zasadność, ale o granice władzy w dysponowaniu publicznymi pieniędzmi.
Z tym większym niepokojem należy spojrzeć na fakt, iż Gmina Lwówek Śląski nie dysponuje jeszcze ani fakturą za wykonaną usługę, ani wynikami badań. Jak przyznaje nam sam burmistrz, dokumenty te mają pojawić się dopiero na przełomie lipca i sierpnia. Tymczasem koszt tych działań, choć w skali całego budżetu relatywnie niewielki, bo wstępnie szacowany na około 6000 zł, wciąż pozostaje nieudokumentowany, a jego cel nie do końca zrozumiały.
To rodzi zasadnicze pytania o transparentność i zasadność wydatkowania środków publicznych. W świetle prawa, każda złotówka z budżetu gminy powinna być wydana w sposób celowy i zgodny z interesem mieszkańców. Tymczasem tutaj w naszej ocenie, mamy do czynienia z działaniem, którego sens i użyteczność mogą budzić poważne wątpliwości.
Czy rzeczywiście badania prowadzone w kościołach, urzędzie, czy ratuszu mają jakikolwiek związek z sadzeniem drzew lub naprawą fontanny, jak przekonuje burmistrz? Czy wykonywanie kosztownych analiz georadarowych w obiektach, które nie należą do gminy, może zostać uznane za racjonalne zarządzanie finansami publicznymi?
Trudno spodziewać się, by odpowiedzi na te pytania padły z ust miejskich radnych, którzy w większości pozostają „Po stronie burmistrza”. Dlatego zasadnym może być, by sprawie przyjrzały się instytucje zewnętrzne: regionalna izba obrachunkowa, wojewoda czy prokuratura. Być może to właśnie one powinny zweryfikować, czy nie doszło do naruszenia zasady gospodarności?
W naszej opinii, zanim sny o tunelach i skarbach przekształcą się w rzeczywistość, konieczne jest pełne wyjaśnienie transparentności tych działań. To nie tylko kwestia gospodarności, ale i zaufania mieszkańców do ich władz. Czy badania przyniosą wymierne korzyści dla miasta, czy pozostaną jedynie elementem pasji dużego dziecka?
Prawdziwa przygoda, choć może zacząć się od legend i marzeń, powinna opierać się na przejrzystości i odpowiedzialności, a tych tu w naszej ocenie, wyraźnie zabrakło. A jakie jest Państwa zdanie?