Wsiadanie do tego metra kojarzy się z sauną

4 godzin temu

Londyn, światowa stolica finansów, przechodzi swoisty egzamin z odporności na zmiany klimatu. Gorączka codziennego pośpiechu przekłada się dziś nie tylko na tempo życia, ale i na temperaturę – dosłownie. W tym roku, po najgorętszym czerwcu w historii pomiarów i trzech kolejnych falach upałów przed końcem lipca, codzienny dojazd do City of London stał się wyzwaniem również dla ciała i zdrowia.

Na najgłębiej położonych liniach londyńskiego metra, podróż z Bank (centrum finansowe) do Bond Street (Mayfair) zamienia się w kilkunastominutowy test na wytrzymałość. Bloomberg, monitorując temperaturę i wilgotność na tej trasie od 23 czerwca, nie zarejestrował ani jednego dnia, w którym warunki spadłyby poniżej progu fali upałów według standardów brytyjskiego Met Office. Co to oznacza w praktyce? Temperatura w wagonie często osiąga lub przekracza 31°C – momentami choćby 34°C, przy wilgotności ok. 40%, co wywołuje efekt gorącej duszności, a poziomy CO2 wskazują na słabą wentylację.

Gdy na powierzchni ochładza deszcz i termometry pokazują umiarkowane 23,6°C, pod ziemią słupki rtęci wskazują blisko 30°C. To jest dobre zimą, bo metro staje się darmowym źródłem ciepła, ale latem zaczyna podróżowanie zaczyna przypominać wizytę w saunie, tyle iż w garniturze. Klimatyzacja na większości tras pozostaje wciąż w sferze marzeń, a pracownicy wracający do biur choćby pięć razy w tygodniu muszą liczyć się z codziennymi potami, niezależnie od dress code’u.

„Jeśli to się nie zmieni, Londyn zacznie tracić na atrakcyjności” – tłumaczy Bloombergowi Bob Ward, przewodniczący London Climate Ready Partnership. To realny problem biznesowy: coraz więcej instytucji finansowych wymaga fizycznej obecności w biurze, a każda komplikacja na trasie dojazdu przekłada się na efektywność pracy i konkurencyjność metropolii.

Dojazdy są coraz trudniejsze nie tylko ze względu na tłok czy czas podróży. Eksperci ostrzegają, iż wysokie temperatury i wilgotność zaburzają pracę układu krwionośnego, sprzyjają omdleniom i mogą być śmiertelnie niebezpieczne dla osób z chorobami serca, ale źle wpływają choćby na zdrowych ludzi. Ciało nie ma czasu w regenerację, bo większość mieszkańców przez cały czas mieszka w nieklimatyzowanych domach, a nocny chłód należy do przeszłości.

Pierwotnie tunele kopano przez chłodną glinę – dziś ten grunt przejął ciepło od setek tysięcy przejazdów i stał się kolejnym akumulatorem ciepła. Głębokość sieci i brak wentylacji sprawiają, iż nie da się łatwo zamontować klimatyzacji: nie ma gdzie odprowadzić gorącego powietrza, a wąskie tunele uniemożliwiają montaż jednostek na dachach wagonów. „To jak wejście w garniturze do rozgrzanej sauny” – podsumował jeden z doradców ds. zrównoważonego rozwoju, który wybrał rower jako alternatywę.

Nieco lepiej mają pasażerowie podróżujący liniami bliżej powierzchni (Metropolitan, District, Circle i Hammersmith and City), które już posiadają klimatyzację – ich popularność rośnie choćby wśród pośredników nieruchomości, którzy potrafią reklamować mieszkania hasłem: „przyjemnie chłodny dojazd”.

Nowa, klimatyzowana seria pociągów pojawi się dopiero na linii Piccadilly, a jej wdrożenie to część wartego 2,9 mld funtów programu modernizacyjnego. Według Transport for London w tej chwili nie przewiduje się podobnych inwestycji na Centralnej Linii – jednym z najbardziej przepełnionych i przegrzanych odcinków sieci.

Władze zachęcają do noszenia wody i wybierania mniej obleganych godzin, jednak większość pracowników nie ma wyboru. W transporcie publicznym nie można się wycofać – przemieszczasz się, chcesz gdzieś dojechać, więc nie uciekniesz przed upałem.

Poziom dyskomfortu jest tak duży, iż już wpływa na rynek pracy: brytyjscy specjaliści mniej chętnie wracają do biur niż ich koledzy z Paryża, Singapuru czy Nowego Jorku. To problem nie tylko zdrowotny, ale i gospodarczy – jeżeli twarzą Londynu stanie się pocący się makler z omdleniem w metrze, trudno mówić o sile przyciągania dla światowych talentów.

Codzienny, upalny dojazd staje się symbolem szerszego kryzysu infrastrukturalnego. Miasto, które niegdyś szczyciło się nowoczesnością, dziś wydaje się na swój sposób bezbronne wobec pogody. „Żyjemy w czasach konsekwencji klimatycznych” – podsumowuje Emma Howard Boyd, niegdyś szefowa brytyjskiej agencji środowiskowej. jeżeli nie uda się gwałtownie unowocześnić metra i pozostałych elementów systemu komunikacji, Londyn może stracić pozycję miasta dla ludzi i biznesu – mimo wszystkich swoich tradycji i legendy innowacyjności. Dziś wszyscy – choćby zdrowi – należą już do „grupy podwyższonego ryzyka”. W Londynie, każdego dnia, temperatura staje się nowym wyznacznikiem jakości życia i pracy.

Idź do oryginalnego materiału