Ulice pod okiem władzy. Monitoring będzie śledził twój każdy ruch? Nowe prawo wchodzi w życie

7 godzin temu

Już za kilka tygodni polskie miasta zmienią się nie do poznania. W życie wchodzi nowe prawo, które pozwoli na instalację tysięcy kamer w miejscach dotąd wolnych od nadzoru. Oficjalnie chodzi o bezpieczeństwo – w praktyce coraz więcej głosów ostrzega przed inwigilacją na niespotykaną dotąd skalę. Czy to początek cyfrowej kontroli nad życiem obywateli?

Fot. Warszawa w Pigułce

Wielki Brat patrzy – kamery pojawią się wszędzie. Nowe prawo wchodzi w życie

Od 1 lipca 2025 roku w życie wchodzą przepisy, które wielu ekspertów nazywa największym rozszerzeniem miejskiego nadzoru w historii III RP. Zgodnie z nowelizacją ustawy o monitoringu w przestrzeni publicznej, kamery pojawią się nie tylko na skrzyżowaniach, ale także na osiedlach, przy szkołach, placach zabaw, a choćby wejściach do sklepów i kościołów. Co więcej – w wielu miejscach będą nagrywać także dźwięk.

Oficjalnie: bezpieczeństwo a w praktyce?

Rząd tłumaczy nowe przepisy troską o bezpieczeństwo obywateli. Kamery mają rejestrować wykroczenia, przestępstwa i akty wandalizmu. Ale krytycy nie mają złudzeń – to pełzająca inwigilacja, a nowe prawo zamienia ulice miast w sieć cyfrowych oczu, które rejestrują każdy ruch.

To, co teraz zainstalujemy, to fundament pod system kontroli społecznej. Ludzie nie będą już czuć się swobodnie choćby podczas spaceru z dzieckiem – mówi dr Renata Walczak, ekspertka od ochrony danych.

Twój głos, twój gest, twój telefon – wszystko zarejestrowane

Ustawa przewiduje, iż nagrania z kamer będą przechowywane choćby przez 12 miesięcy. Służby – w tym policja, ABW i urzędy miejskie – otrzymają pełen dostęp do tych danych bez konieczności uzyskiwania zgody sądu. W wielu lokalizacjach kamery będą mogły też identyfikować numery rejestracyjne, rozpoznawać twarze i analizować zachowanie.

W praktyce oznacza to, iż system wie, gdzie byłeś, z kim rozmawiałeś, jak się zachowywałeś i co robiłeś, choćby jeżeli nie złamałeś żadnego przepisu – ostrzega Fundacja Panoptykon.

Bez pytania, bez zgody. Kamery pojawią się choćby na twoim osiedlu

Nowe przepisy nie wymagają zgody wspólnot mieszkaniowych ani właścicieli prywatnych terenów. Wystarczy „uzasadnione podejrzenie zagrożenia porządku publicznego”, by kamery mogły zostać zamontowane bez informowania mieszkańców.

To już nie monitoring. To system kontroli społecznej z prawdziwego zdarzenia. I nikt nas nie pyta o zdanie – komentuje jedna z mieszkanek warszawskiego Żoliborza.

Co dalej? Eksperci ostrzegają: to dopiero początek

Nowe prawo otwiera furtkę do jeszcze dalej idących zmian. W planach – według nieoficjalnych informacji – jest integracja miejskiego monitoringu z systemami bankowymi, telekomunikacyjnymi i transportowymi.

Jeśli dodamy do tego cyfrowe portfele i identyfikację głosową, mamy gotowy system pełnej inwigilacji obywatela – mówi prof. Marek Dzierżawski, socjolog technologii.

Masz coś do ukrycia? Nie musisz. Wystarczy, iż nie masz nic do pokazania.

Nowe przepisy rodzą pytania nie tylko o bezpieczeństwo, ale też o granice prywatności. Czy będziemy żyć w kraju, gdzie każdy krok może być oceniany, analizowany i rejestrowany?

Rząd zapewnia, iż chodzi o „lepszą ochronę obywatela”. Ale historia pokazuje, iż gdy państwo dostaje narzędzia do obserwacji – rzadko oddaje je dobrowolnie. A raz uruchomione kamery… nie przestają patrzeć.

Idź do oryginalnego materiału