Gdy opóźnienie nie boli już linii lotniczych, a pasażera, pojawia się pytanie, czy motywacja dla przewoźników zniknie, gdy UE dokona „rewizji” prawa do odszkodowania za opóźniony lot?
Unia Europejska szykuje rewolucję w prawach pasażerów linii lotniczych — tyle iż wbrew oczekiwaniom nie w kierunku ich wzmocnienia, ale ograniczenia.
Nowe przepisy wydłużają progi opóźnień uprawniających do odszkodowania, a decyzja Rady UE, podjęta z pominięciem Parlamentu Europejskiego, wywołała falę sprzeciwu ze strony europosłów i organizacji konsumenckich.
Nowa propozycja zmian w unijnych przepisach dotyczących praw pasażerów linii lotniczych przeszła głosowanie w Radzie UE – i to mimo sprzeciwu Niemiec i Hiszpanii. Obie te potęgi zostały przegłosowane przez sojusz mniejszych państw, skuszonych kompromisami i ostatnią rundą negocjacji.
Reforma, która od lat zalegała w szufladach brukselskich urzędników, ruszyła do przodu – ale kierunek niepokoi zarówno obrońców konsumentów, jak i wielu eurodeputowanych.
Koniec ery 3 godzin: nowe progi, mniejsze odszkodowania
Obowiązujące dziś przepisy, wynikające z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE, dają pasażerowi prawo do 250–600 euro, jeżeli opóźnienie przekroczy trzy godziny.
To gwarancja, z której chętnie korzystali pasażerowie linii budżetowych, gdzie punktualność często pozostawiała wiele do życzenia. Zgodnie z nowymi ustaleniami Rady, próg opóźnienia zostanie przesunięty – i to znacząco.
Dla podróży krótszych niż 3,5 tys. kilometrów odszkodowanie przysługiwać będzie dopiero po czterech godzinach spóźnienia. W przypadku lotów dalekodystansowych, czyli tych powyżej tego dystansu, odszkodowanie należeć się będzie tylko wtedy, gdy pasażer dotrze do celu z opóźnieniem wynoszącym co najmniej sześć godzin.
To zmiana, która – jak zauważają organizacje konsumenckie – może pozbawić prawa do rekompensaty znaczną większość podróżnych.
Agustín Reyna, dyrektor generalny organizacji BEUC, nie owijał w bawełnę: „Większość opóźnień mieści się w przedziale od dwóch do czterech godzin, co oznacza, iż większość pasażerów przestanie kwalifikować się do odszkodowania”.
W praktyce nowe prawo może więc działać jak tarcza ochronna dla przewoźników – eliminując konieczność wypłacania rekompensat za codzienne zakłócenia w siatce połączeń.
Zgoda mimo sprzeciwu: kto, za co i dlaczego
Polska, która w tej chwili przewodniczy pracom Rady UE, doprowadziła do uchwalenia kompromisu, zapewniając sobie poparcie państw reprezentujących ponad 65 proc. populacji Unii. To wystarczyło do formalnego przyjęcia stanowiska.
Jak komentował polski minister Dariusz Klimczak, to „wielki sukces i krok naprzód w kierunku bardzo potrzebnej aktualizacji przepisów”.
Rzecz w tym, iż „aktualizacja” oznacza w istocie osłabienie instrumentów ochrony konsumenckiej. Zwolennicy reformy, w tym część nowych państw członkowskich, argumentowali, iż obecne przepisy są nadmiernie restrykcyjne dla przewoźników i hamują rozwój tanich linii oraz regionalnych lotnisk.
Reforma miała być odpowiedzią na skargi branży lotniczej, która od lat lobbowała za wydłużeniem progów czasowych i ograniczeniem zobowiązań finansowych. Nie wszyscy jednak dali się przekonać.
Niemcy i Hiszpania, wspierane przez Słowenię i Portugalię, jasno sprzeciwiły się propozycji. Austria wstrzymała się od głosu, a Węgry – dotąd związane z grupą prokonsumencką – zmieniły front. Według doniesień Budapeszt uzyskał w zamian od Komisji Europejskiej obietnicę przeprowadzenia analizy skutków nowych przepisów.
Proceduralna sztuczka czy parlamentarny sabotaż?
Choć głosowanie w Radzie UE formalnie zamyka pierwszy etap legislacyjny, jego styl i tryb wzbudziły oburzenie w Parlamencie Europejskim. Zdecydowano się bowiem na posunięcie rzadko spotykane: przyjęcie stanowiska bez wcześniejszych, nieformalnych konsultacji z europarlamentarzystami. Tym samym Rada postawiła Parlament przed faktem dokonanym.
Takie działanie – zgodne z prawem, ale nietypowe politycznie – zostało ostro skrytykowane przez posłów różnych frakcji. Jens Gieseke, przedstawiciel Europejskiej Partii Ludowej ds. transportu, ocenił, iż Rada „próbuje wymusić na Parlamencie działania” i ostrzegł, iż podważy to wzajemne zaufanie instytucji.
Jeszcze ostrzejszy był liberalny deputowany Jan-Christoph Oetjen z grupy Odnowić Europę, który nazwał zagranie Rady „niedopuszczalną sztuczką proceduralną”, mającą na celu wykluczenie europosłów z realnego wpływu na treść reformy.
Parlament ma teraz cztery miesiące na przyjęcie własnego stanowiska. jeżeli uda się zebrać większość – co oznacza poparcie co najmniej 361 posłów – możliwe będzie wszczęcie formalnych negocjacji w trybie tzw. trilogu. To jednak wciąż scenariusz niepewny, szczególnie wobec podziałów wewnątrz samego PE i napięć między instytucjami.
Reforma czy regres? Przyszłość pasażerów w zawieszeniu
Choć nie sposób przecenić wagi zapowiedzianych zmian dla rynku lotniczego, uderzają one przede wszystkim w zwykłych pasażerów. Reforma ma usprawnić proces wypłat rekompensat, ale w rzeczywistości oznacza redukcję liczby przypadków, w których w ogóle będzie ona przysługiwała. Tym samym, choć system będzie „sprawniejszy”, znacznie mniej osób będzie mogło z niego skorzystać.
Bruksela wysyła więc sygnał, iż w walce między interesem konsumenta a wygodą branży transportowej, przechyliła szalę na korzyść tej drugiej. A to stawia pod znakiem zapytania nie tylko sens wcześniejszych reform, ale i wiarygodność samego unijnego systemu ochrony praw pasażerów.
Dla milionów Europejczyków, którzy codziennie przemierzają kontynent tanimi liniami, oznacza to jedno: mniej praw i mniej szans na rekompensatę, gdy podróż nie idzie zgodnie z planem.