

Dla Ursuli von der Leyen debata ta rozgorzała w najgorszym możliwym momencie — przewodnicząca Komisji Europejskiej znajduje się pod presją z dwóch stron. Partie lewicowe zarzucają jej odejście od celów klimatycznych — na wniosek prawicowych posłów Parlament Europejski będzie głosował nad nieufności. Jest to związane z aferą „Pfizergate” — chodzi o kontrowersje z zamawianiem szczepionek w czasie pandemii COVID-19 .
Presja ze strony lewicy związana jest celem klimatycznym na 2040 r., który w środę przedstawiła Komisja Europejska. Zakłada on, iż do tego czasu emisja CO2 na kontynencie europejskim ma być o 90 proc. niższa niż w 1990 r. Popierają to prawie wszystkie partie w Parlamencie Europejskim. Opinie na temat tego, jak to osiągnąć, są jednak bardzo podzielone. Burzę wywołuje szczególnie jedna kwestia. Zakłada ona, iż od 2036 r. kraje będą mogły wykupić 3 proc. redukcji emisji CO2 — pod warunkiem iż zainwestują w ekologiczne cele na innym kontynencie.
Komisja nie chce zmniejszać emisji (szacunkowo o 145 mln ton) poprzez wdrażanie ekologicznych rozwiązań w samochodach, fabrykach czy elektrowniach.
Zamiast tego rządy krajowe będą mogły zmniejszyć swoje cele poprzez inwestycje w odległych częściach świata. Wydając pieniądze na sadzenie nowych lasów w Ameryce Południowej lub dystrybucję niskodymnych pieców kuchennych w Afryce, będą mogły poprawić swój ślad węglowy.
— Ostatecznie dla naszej planety nie ma znaczenia, gdzie redukujemy emisje. Dlaczego nie mielibyśmy wspierać projektów w innych regionach? – powiedział Wopke Hoekstra, komisarz UE ds. klimatu. Stwierdził, iż rozwiązanie to po pierwsze pomogłoby europejskiej gospodarce, zapewniając większą swobodę działania sektorom, które trudno zdekarbonizować, takim jak choćby stal i lotnictwo. Po drugie — „przyjaciele na globalnym Południu” są bardzo zainteresowani inwestycjami z Europy. Hoekstry nazwał to „fantastycznym” rozwiązaniem.
Dla Zielonych w Parlamencie Europejskim certyfikaty CO2 są tematem tabu, a dla socjaldemokratów są co najmniej problematyczne. Zwolennicy tego rozwiązania uważają go jednak za kompromis między ochroną klimatu a wzrostem gospodarczym. Ich zdaniem pomoże on Europie osiągnąć jej cele, a jednocześnie będzie wsparciem dla biedniejszych państw.
Pomysł podobny do praktyki stosowanej przez linie lotnicze
Klauzula 3 proc. pokazuje, jak bardzo zmieniła się UE w ostatnich latach. W 2019 r., kiedy Ursula von der Leyen objęła stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej, zainspirowana Gretą Thunberg i Młodzieżowym Strajkiem Klimatycznym, postawiła ochronę środowiska ponad wszystko. Jej Zielony Ład – czyli plan zakładający przekształcenie Europy w pierwszy na świecie kontynent neutralny pod względem emisji dwutlenku węgla – odpowiadał duchowi czasu. Dzisiaj, w momencie narastających napięć gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami, na pierwszy plan wysuwa się gospodarka.
— Nad Europą nie ma warstwy powietrza, którą moglibyśmy zdekarbonizować i w ten sposób rozwiązać problem – powiedział Peter Liese, eurodeputowany CDU. — Istnieje jeden globalny klimat, a jeżeli inwestycje w krajach trzecich są tańsze, powinniśmy być na to otwarci — dodał.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Pomysł wykupu 3 proc. redukcji emisji CO2 jest nowością w europejskiej polityce klimatycznej. Przypomina praktykę stosowaną przez linie lotnicze w celu kompensacji emisji – pasażerowie mogą zapłacić kilka euro więcej, które następnie przeznaczane są na sadzenie namorzynów w Indonezji lub budowę elektrowni słonecznych w Indiach. Nie da się w ten sposób zmniejszyć poziomu CO2 generowanego przez samolot, którym się podróżuje, ale można przyczynić się do globalnej ochrony klimatu.
Niektórzy politycy w Brukseli nie są przekonani do tej logiki. — Włączenie międzynarodowych kredytów klimatycznych stwarza trudne do oszacowania ryzyko. W przyszłości środki finansowe potrzebne na inwestycje w transformację europejskiej gospodarki i społeczeństwa byłyby inwestowane poza UE — powiedział Tiemo Woelken, eurodeputowany SPD Tiemo Wölken. Jego zdaniem projekt Komisji Europejskiej pozwala „iść na skróty, by upiększyć bilans”. Polityk Partii Zielonych Bloss wspomniał choćby o „sztuczkach księgowych” i „fałszowaniu etykiet”.
Rzeczywiście nie można wykluczyć oszustw przy stosowaniu tej praktyki. Eksperci obawiają się na przykład, iż projekty będą podwójnie rozliczane: w kraju, w którym się znajdują, oraz w państwie członkowskim UE, które kupuje certyfikaty. Nie wiadomo jeszcze, czy klauzula 3 proc. zostanie wprowadzona, ponieważ muszą ją jeszcze zatwierdzić rządy krajowe i posłowie do Parlamentu Europejskiego.
To dopiero początek
Niektóre państwa uważają, iż mechanizm ten nie jest wystarczający. Podczas kolacji na szczycie UE w zeszłym tygodniu prezydent Francji Emmanuel Macron zaproponował, aby od razu przesunąć cały cel klimatyczny. Obawia się, iż redukcja emisji CO2 o 90 proc. do 2040 r. może być zbyt dużym obciążeniem dla europejskiej gospodarki. Rządy Polski i Włoch mają podobne zdanie.
Wszystko to oznacza, iż spór o certyfikaty może być dopiero początkiem. Niektórzy w Brukseli uważają, iż państwa UE mogą całkowicie odrzucić projekt ustawy Komisji. — Debata dotyczy tego, czy w ogóle będzie cel na 2040 r. – mówi poseł Liese.
Wielu przedstawicieli świata biznesu podobnie jak Macron uważa propozycje za zbyt ambitne. — Zasadniczo należy z zadowoleniem przyjąć fakt, iż zgodnie z planami Komisji Europejskiej w przyszłości będzie można uwzględniać redukcje emisji w państwach trzecich — powiedział Hildegard Müller, prezes Stowarzyszenia Przemysłu Motoryzacyjnego. Jego zdaniem nie można jednak zapominać, iż cel na 2040 r. jest zbyt ambitny.