Szwecja stawia na powroty migrantów. Za opuszczenie kraju dostną pokaźną kwotę

dzienniknarodowy.pl 3 godzin temu
Szwecja jeszcze niedawno była symbolem otwartości i gościnności wobec migrantów. Kraj ten, liczący zaledwie 10,5 miliona mieszkańców, w samym 2015 roku przyjął ponad 160 tysięcy uchodźców – najwięcej w przeliczeniu na obywatela spośród państw UE. Przez lata utrzymywał się obraz państwa, które – zamożne, zorganizowane, o silnym systemie socjalnym – przyjmowało tych, którzy uciekali przed wojną i biedą.

Dziś Szwecja mówi „stop” i odwraca wektor. Nowy kierunek? Migranci mają nie tylko nie przybywać, ale także dobrowolnie wracać do państw pochodzenia – i to za niemałe pieniądze.

Pomysł, by państwo oferowało jednorazowe wypłaty w wysokości choćby 350 000 koron szwedzkich (ok. 32 000 euro) osobom, które zdecydują się wrócić do swojego kraju, brzmi dla wielu obywateli rozsądnie. Bo jak długo można ciągnąć system, który z roku na rok mierzy się z coraz większymi kosztami, trudnościami integracyjnymi i napięciami społecznymi?

Choć można dyskutować, czy taka forma zachęty zadziała, trudno nie przyznać, iż podejście obecnego rządu ma logiczne uzasadnienie. Skoro integracja nie przynosi oczekiwanych rezultatów, a sytuacja społeczna się pogarsza – czas szukać innych rozwiązań.

Dlaczego Szwecja zmienia podejście?

Obecny rząd, wspierany przez partię Szwedzkich Demokratów, doszedł do władzy na fali rosnącego niezadowolenia społecznego. Problemy z przestępczością gangów, zamieszki w wielokulturowych dzielnicach, niskie wskaźniki zatrudnienia wśród migrantów – to tylko część wyzwań. Coraz więcej Szwedów zaczęło zadawać sobie pytanie: czy polityka otwartych drzwi naprawdę działa?

W tym kontekście pojawił się pomysł „płatnych powrotów” – dobrowolnych, ale dobrze wynagradzanych. Założenie jest proste: jeżeli ktoś nie może lub nie chce się zintegrować, lepiej, żeby miał szansę wrócić i zacząć życie na nowo tam, skąd przybył. I to z kapitałem, który może realnie coś zmienić.

Trzeba przyznać – propozycja jest nie tylko odważna, ale też pragmatyczna. Szwecja nie zmusza, nie deportuje siłą. Daje wybór. Zasada „kija i marchewki” tutaj przyjmuje wyłącznie postać marchewki – i to wyjątkowo dorodnej.

Dane, które tłumaczą zmianę kursu

Według danych z początku 2024 roku, w Szwecji przebywało ponad 1,6 miliona obywateli państw trzecich, co stanowi ponad 15% populacji. Dodatkowo około pół miliona to obywatele innych państw UE. Łącznie daje to niemal jedną piątą populacji urodzoną poza granicami kraju.

Wśród tych grup znaczącą część stanowią osoby pochodzenia muzułmańskiego. Szacuje się, iż w 2025 roku w Szwecji mieszka około 700–800 tysięcy muzułmanów – czyli choćby 8% populacji. Choć sama religia nie jest problemem, to już nieudana integracja – owszem. Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące bezrobocia czy poziomu wykształcenia wśród migrantów, by zrozumieć skalę trudności.

Co więcej, w 2023 roku tylko jedna z 70 aplikacji o dobrowolny powrót została zaakceptowana. Rząd słusznie zauważa, iż obecny system „zachęcania” nie działa – niskie kwoty wypłat i brak realnych korzyści nie motywują nikogo do podjęcia decyzji o powrocie. Dlatego właśnie proponowana zmiana: choćby 350 tysięcy koron dla tych, którzy zdecydują się odejść z własnej woli.

Czy to naprawdę zadziała?

Tu pojawia się główny znak zapytania. Choć kwota jest kusząca, powrót do państw takich jak Irak, Afganistan czy Somalia nie zawsze jest realną opcją. Niektóre osoby uciekły przed wojną, prześladowaniami, nie mają już tam rodzin ani perspektyw. choćby z pieniędzmi, nie każdy będzie gotowy wrócić do życia w niepewności.

Poza tym, sama gotówka nie rozwiąże problemu. Można wrócić, ale co dalej? Czy państwo pochodzenia przyjmie taką osobę z otwartymi ramionami? Czy będzie ona w stanie tam funkcjonować? Rząd Szwecji zakłada, iż część migrantów – zwłaszcza tych z marginalnym statusem, bez prawa pobytu, bez pracy – uzna, iż oferowana kwota to szansa na nowy start. Ale nie wiadomo, czy to rzeczywiście przełoży się na masowe decyzje o powrocie.

Mimo to trudno nie przyznać, iż zmiana kursu była konieczna. Otwartość ma swoją cenę. A Szwecja płaciła ją przez lata, często kosztem własnych obywateli. Problemy mieszkaniowe, przeciążone szkoły i ośrodki zdrowia, rosnąca przestępczość – wszystko to nie mogło trwać wiecznie.

Propozycja rządu nie jest idealna, ale jest sygnałem: koniec z naiwnością. Szwecja nie chce już być krajem, który przyjmuje wszystkich bezwarunkowo i ponosi jednostronne koszty. Chce prowadzić politykę racjonalną – dającą wybór, ale też dbającą o własny interes.

Wprowadzenie wysokich zachęt finansowych do powrotu to nie kapitulacja, ale próba nowego podejścia do trudnego problemu. I być może właśnie ta propozycja – połączenie dobrowolności, realizmu i konkretnej oferty – okaże się skuteczniejsza niż dotychczasowe półśrodki.

Idź do oryginalnego materiału