Szczyt NATO: Pokaz jedności czy wielki spór o pieniądze?

7 godzin temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/bezpieczenstwo-i-obrona/news/szczyt-nato-pokaz-jednosci-czy-wielki-spor-o-pieniadze/


Rozpoczyna się szczyt NATO w Hadze, którego głównym tematem będzie podniesienie progu wydatków na obronność. Czy ogłaszany konsensus w tej sprawie okaże się rzeczywisty, a może wyłącznie Hiszpanii z nowego celu stanie się zarzewiem wielkiego sporu?

Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze – to powiedzenie sprawdza się w wielu dziedzinach życia, także w polityce, i polityka natowska nie jest tu wyjątkiem.

Wydatki na obronność jako kwestia wywierają duży wpływ na gospodarki państw są w NATO na tyle kontrowersyjną kwestią, iż w ubiegłych latach podchodzono do niej ostrożnie – ci prawda nie unikając jej jak ognia, ale też nie czyniąc z niej głównego tematu szczytów.

Tyle iż wydatki obronne automatycznie stają się głównym tematem w NATO, gdy u władzy w USA jest Donald Trump. Przywódcy o dłuższym stażu, w tym obecny sekretarz generalny Sojuszu (a wcześniej premier Holandii) Mark Rutte, doskonale pamiętają trudny szczyt w Brukseli w lipcu 2018 r.

To wówczas Trump już na początku dwudniowego spotkania podczas śniadania z ówczesnym szefem NATO Jensem Stoltenbergiem nie dając Norwegowi dojść do słowa burzył się, iż USA mają bronić Niemiec – które, jak stwierdził, nie tylko nie płacą wystarczająco dużo na obronność, ale i współpracują gospodarczo z Rosją.

Później z kolei za zamkniętymi drzwiami miał otwarcie grozić wyprowadzeniem USA z NATO – tak jak to wcześniej zrobił z WHO, paryskim porozumieniem klimatycznym i umową nuklearną JCPOA z Iranem – jeżeli państwa nie będą przeznaczać na obronność dużo więcej.

Trump domagał się wtedy osiągnięcia poziomu 4 proc. PKB, którego – wbrew temu, co twierdził amerykański prezydent – nie osiągały choćby same USA. Wtedy wydawało się to absurdalnie wysokim poziomem.

Stoltenberg, chcąc uniknąć podziałów w NATO, nie zgodził się na tamtym szczycie na dwukrotne podniesienie celu wydatków, mówiąc, iż na razie należy skupić się, aby wszystkie państwa Sojuszu osiągnęły ówczesny cel w wysokości 2 proc. PKB.

Kompromisowa propozycja Ruttego

Dwuprocentowy cel ustalono jedenaście lat temu, na szczycie NATO w Newport w Walii. Wówczas spełniały go tylko trzy państwa. W tym roku po raz pierwszy próg ten osiągną wszystkie państwa Sojuszu (który od tamtej pory rozszerzył się o nowe państwa i liczy dziś 32 członków), ogłosił Mark Rutte.

Progu wydatków na cele obronne nie zwiększono choćby w reakcji na wybuch pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Zmieniono nieco jedynie słownictwo: to, co początkowo było deklaracją o „dążeniu państw do osiągnięcia 2 proc. PKB”, z czasem stało się celem w wysokości „co najmniej 2 proc. PKB”.

Choć pojawiały się naciski na zwiększenie progu wydatkowego – domagał się tego m.in. prezydent Andrzej Duda – to dopiero powrót Trumpa do Białego Domu sprawił, iż temat ten na dobre powrócił na natowską agendę.

Tymczasem Trump zwiększył wymagania, nie naciskając już na 4, a na 5 proc. PKB. Tyle w NATO nie wydaje na obronność nikt – choćby Polska, która jest dziś prymusem pod względem nakładów na wojsko, w tym roku planuje wydać na ten cel „tylko” 4,7 proc. PKB.

Rutte, mając doskonale w pamięci szczyt sprzed siedmiu lat (notabene, w kuluarach mówi się, iż to właśnie on jako premier Holandii odegrał wówczas dużą rolę w przekonaniu Trumpa, aby nie występował z NATO), znalazł jednak sposób, aby zadowolić amerykańskiego prezydenta, a jednocześnie nie forsować czegoś, na co pozostałe państwa Sojuszu na pewno się nie zgodzą.

Aby uniknąć sporów na szczycie (który zresztą odbywa się w jego własnym mieście), zaproponował kompromisowe rozwiązanie, zgodnie z którym podstawowy cel wydatków na obronność ulegnie podniesieniu do 3,5 proc. PKB, ale państwa dodatkowo będą przeznaczać 1,5 proc. PKB na cele luźniej powiązane z polityką obronną, takie jak chociażby dostosowanie infrastruktury do potrzeb wojska czy cyberbezpieczeństwo. Po dyskusji dołączono jeszcze do tego pomoc dla Ukrainy.

Taki cel okazał się akceptowalny dla większości państw Sojuszu. Otwarcie poparły go m.in. Holandia, czyli ojczyzna Ruttego, Szwecja, czyli najnowszy członek NATO, czy Norwegia, gdzie ministrem finansów jest w tej chwili Stoltenberg. Przeszkodą okazała się jednak postawa Hiszpanii i tamtejszego rządu Pedra Sáncheza.

Hiszpania wynegocjowała wyjątek

Sánchez w ubiegłym tygodniu napisał list do Ruttego, w którym otwarcie sprzeciwił się nowemu celowi wydatkowemu. „Zobowiązanie się do celu 5 proc. PKB byłoby nie tylko nieracjonalne, ale wręcz przeciwskuteczne”, ocenił w treści listu, do której dotarł EURACTIV.

Wzmacnianie europejskiej obronności poprzez zwiększanie wydatków jest „nie do pogodzenia z naszym modelem państwa dobrobytu i naszą wizją świata”, dodał. Zastrzegł przy tym, iż „nie zamierza ograniczać ambicji wydatkowych innych państw ani blokować wyników przyszłotygodniowego szczytu”.

Zamiast tego Sánchez proponuje „bardziej elastyczną formułę” spełniania wymagań NATO dotyczących zdolności w zakresie sprzętu i sił zbrojnych – taką, która nie byłaby powiązana z odsetkiem PKB.

Chce też, by cel 5 proc. miał charakter opcjonalny lub by Hiszpania została z niego „zwolniona”, jak miało to miejsce w przypadku innych sojuszników w przeszłości.

W ubiegłym roku Hiszpania przeznaczyła na obronność 1,24 proc. PKB, czyli około 17,2 mld euro (19,8 mld dolarów), co według natowskich szacunków czyni ją państwem o najniższych wydatkach obronnych w relacji do PKB w całym Sojuszu.

Sánchez mierzy się jednak z presją na krajowej scenie politycznej. Jego koalicjant, lewicowa partia Sumar, już wcześniej głosował w parlamencie przeciwko zwiększaniu wydatków obronnych, ostrzegając, iż większy budżet wojskowy oznaczałby „cięcia w polityce społecznej”.

Hiszpański premier przeforsował swój postulat. Po tym, jak dyplomaci uzgodnili w niedzielę (22 czerwca) kompromisowy kształt deklaracji, Sánchez natychmiast ogłosił, iż Hiszpania nie będzie musiała osiągać pięcioprocentowego celu i zamierza poprzestać na 2,1 proc. PKB, by wypełnić podstawowe wymagania NATO dotyczące zdolności wojskowych.

– W pełni szanujemy uzasadnione dążenie innych państw do zwiększenia inwestycji w obronność, ale my nie zamierzamy tego robić” – powiedział Sánchez na antenie hiszpańskiej telewizji.

W liście, do którego dotarła agencja Reutera, Rutte zapewnił Sáncheza, iż Hiszpania będzie miała „elastyczność w określaniu własnej ścieżki” w realizacji uzgodnionych z NATO celów dotyczących zdolności wojskowych.

Będzie spór na szczycie?

To, iż Rutte zrobił dla Hiszpanii wyjątek, nie podoba się jednak wielu innym państwom – w tym Polsce, która już dzisiaj znacząco przekracza zaproponowany przez szefa NATO próg.

– Nie jestem zwolennikiem robienia wyjątku dla Hiszpanii. Oczywiście cena jedności Sojuszu jest zawsze wysoka, ale uważam iż robienie wyjątku, szczególnie w tak drażliwej sytuacji, jest niebezpieczne – podkreślił podczas wczorajszej (23 czerwca) konferencji prasowej szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Sprawą otwartą pozostaje też to, do kiedy państwa NATO miałyby osiągnąć nowy cel wydatkowy. Rutte pierwotnie proponował 2032 rok, jednak ostatecznym terminem według dyplomatów ma być rok 2035. Przegląd celu zaplanowano na 2029 rok.

– Trwa dyskusja, w jakim czasie państwa członkowskie mają osiągnąć ten poziom – powiedział na wczorajszej konferencji Kosiniak-Kamysz, dodając, iż część państw chce przesunięcia tej daty na rok 2035, a część jest zdania, iż podniesienie nakładów na obronę powinno się dokonać do 2030 r.

Wicepremier powiedział, iż bliższy jest mu ten drugi punkt widzenia, ale o ile nie będzie w tej sprawie porozumienia w NATO, „to lepiej przyjąć zasadę i nie robić wyjątków”.

Wyłącznie Hiszpanii z nowego celu może też wywołać ostrą reakcję na szczycie ze strony Donalda Trumpa. Natowscy dyplomaci „obawiają się teraz, iż stanowisko Hiszpanii może podważyć ich starannie wyreżyserowany pokaz jedności z Trumpem w Hadze”, pisze France24.

Amerykański prezydent przed przybyciem do Holandii na rozpoczynający się dziś szczyt stwierdził wyraźnie, iż Hiszpania „musi płacić tyle, ile reszta (członków NATO – red.)”.

Jednocześnie jego zdaniem nowy cel wydatków – choć to on sam go zaproponował – nie powinien obejmować USA. Według niego Stany do tej pory łożyły na Sojusz Północnoatlantycki tyle, iż teraz nie powinno się od nich wymagać zwiększenia wydatków. To z kolei może wywołać emocje wśród europejskich państw NATO – bo skoro ma nie być wyjątków, to dlaczego robić wyjątek dla USA.

Podczas szczytu okaże się więc, czy odtrąbiony wczoraj w kuluarach konsensus w sprawie nowego celu wydatków jest rzeczywisty, a może dyskusja na ten temat doprowadzi do eskalacji napięć.

Nie mówiąc już o tym, iż zaledwie przedwczoraj sam Trump dodał oliwy do ognia, wydając decyzję o zbombardowaniu Iranu. Tematu tego trudno będzie na szczycie uniknąć i jest to kolejna sprawą, która ewidentnie podważy jedność w NATO.

Idź do oryginalnego materiału