Spotkanie Karola Nawrockiego, kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Polski, z Donaldem Trumpem w Białym Domu wywołało falę komentarzy i krytyki.
Wizyta, która miała miejsce w czwartek, 1 maja 2025 roku, została odebrana przez wielu jako desperacka próba wzmocnienia wizerunku Nawrockiego przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Bartłomiej Sienkiewicz, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej, nie szczędził ostrych słów, określając zachowanie Nawrockiego jako „łasi się do Trumpa i donoszenie na własny kraj”, co uznał za „hipokryzję na poziomie komizmu”.
Sienkiewicz, wypowiadając się w Polsat News, podkreślił, iż wizyta Nawrockiego nie zrobiła na nim wrażenia. „Już kilka miesięcy temu byłem przekonany, iż tak słaby kandydat będzie musiał szukać poparcia u Trumpa. PiS jest trumpowski w całości, jakby nie dostrzegając, iż cały świat ma problem z Trumpem” – stwierdził eurodeputowany, wskazując na kontrowersyjną politykę amerykańskiego prezydenta, która wywołuje niepokój na arenie międzynarodowej. Nawrocki, zamiast budować wizerunek niezależnego lidera, zdaje się stawiać na symboliczną fotografię z Trumpem, licząc na mobilizację żelaznego elektoratu PiS. Jednak, jak pokazują sondaże, strategia ta może okazać się chybiona. Według kwietniowego badania CBOS, pozytywne oceny stosunków polsko-amerykańskich wśród Polaków spadły o blisko 50 punktów w ciągu zaledwie trzech miesięcy rządów Trumpa.
Krytycy wizyty, w tym Sienkiewicz, zwracają uwagę na nieetyczny aspekt działań Nawrockiego. Kandydat PiS, relacjonując rozmowy z przedstawicielami administracji Trumpa, miał poruszać kwestie rzekomych naruszeń praworządności w Polsce, w tym niewypłacanie subwencji dla PiS czy ograniczanie wolności mediów. Takie zachowanie Sienkiewicz określił jako „donoszenie na własny kraj”, co stawia Nawrockiego w pozycji nie tyle patrioty, ile polityka gotowego krytykować własne państwo dla zagranicznego poklasku. „To zupełnie coś innego niż formalne interwencje. Nie ma tu symetrii” – podkreślił eurodeputowany, odnosząc się do wcześniejszych działań polskich władz na arenie międzynarodowej.
Spotkanie z Trumpem, choć przedstawiane przez obóz PiS jako sukces, budzi wątpliwości co do rzeczywistych intencji i efektów. Nawrocki, jeszcze przed wizytą, zaprzeczał planom rozmowy z Trumpem, twierdząc, iż nie jest to w jego agendzie. Tymczasem zdjęcia z Gabinetu Owalnego, opublikowane przez Biały Dom, oraz relacje Nawrockiego o słowach Trumpa – „You will win” – sugerują, iż spotkanie było starannie zaplanowanym elementem kampanii. Tego rodzaju działania, zamiast budować wiarygodność, mogą zostać odebrane jako próba wykorzystania kontrowersyjnej postaci Trumpa do zyskania politycznych punktów w kraju, gdzie sympatia do USA maleje.
Krytyka Nawrockiego nie ogranicza się do jego wizyty w USA. W kampanii wyborczej Koalicja Obywatelska przypomina o jego powiązaniach z Patrykiem Masiakiem, znanym jako „Wielki Bu”, skazanym za porwanie. Choć Nawrocki tłumaczył, iż nie znał kryminalnej przeszłości znajomego, sprawa ta rzuca cień na jego wizerunek. W połączeniu z zarzutami o donoszenie na Polskę i desperackie poszukiwanie poparcia za oceanem, Nawrocki staje się kandydatem, który zamiast jednoczyć, polaryzuje społeczeństwo.
Wizyta w Białym Domu, zamiast dodać Nawrockiemu powagi, została odebrana jako akt politycznej desperacji. Jak słusznie zauważył Sienkiewicz, „prezydenta w Polsce wybiorą Polki i Polacy, a nie Trump”. Nawrocki, stawiając na Trumpa, ryzykuje alienację wyborców, którzy oczekują od przyszłego prezydenta niezależności i lojalności wobec własnego kraju, a nie zagranicznych liderów o wątpliwej reputacji.