…ależ oczywiście, iż Kijów wcale nie musi godzić się na warunki pokoju z Rosją. Może kontynuować wojnę aż do „moralnego zwycięstwa”…
Z kolei partia wojny w III RP upiera się, iż na tych warunkach Ukraina na pokój zgodzić się nie może, a na pewno nie powinna. Niech jednak internetowo-medialno-partyjni bohaterowie powiedzą wprost: czy jeżeli Kijów 28 punktów Donalda Trumpa przyjmie – to Warszawa zgłasza na ochotnika Polaków, by walczyli zamiast Ukraińców?
Bez twarzy
Zresztą, nowy rząd w Kijowie jest tylko kwestią czasu, z jednej strony więc pojawi się pokusa – czyż nowi ministrowie też nie będą potrzebować złotych sedesów? Wszak Radek Applebaumowy już obiecał je zadatkować! Z drugiej zaś widoczny jest już lęk: kto zostanie wystawiony na odstrzał podpisania ukraińskiej kapitulacji? Ostatni skecz Władimira Zełenskiego o wyborze między „utratą godności a stratą głównego sojusznika” to właśnie wyraz tego strachu, do którego faktycznie sprowadza się obecny opór przed przerwaniem wojny.
Wiecie Państwo czemu propaganda wojenna III RP (naśladując europejską, choć ta jest mniej od warszawskiej histeryczna) tak bardzo krytykuje 28 punktów pokojowych? Nie, choćby nie dlatego, iż są niekorzystne dla Kijowa. Przeciwnie, są znacznie lepsze niż te, które mogłyby zostać zaproponowane za miesiąc lub dwa. Ba, są choćby korzystniejsze niż wynikałoby to z obecnej sytuacji na froncie. Chodzi o sposób ich podania, m. in. kolejność wypowiedzi: najpierw Trump, potem Władimir Putin, a zdanie Zełenskiego i liderów europejskich nikogo nie obchodzi. W tej formie znacznie trudniej będzie przedstawić zakończenie wojny na Ukrainie jako kijowskie zwycięstwo. A przecież to o to właśnie chodziło, by przeciągać wojnę w nieskończoność, a na koniec ogłosić oczywisty sukces, choćby Zełenskiemu z Ukrainy zostało jedno ziarnko piasku, na plaży w Ejlat. Trump tego nie ma zamiaru ułatwiać, tak jak nigdy nie dbał, by kierownicy państw zależnych wychodzili z twarzą, wykonując decyzje podjęte w USA. To tę właśnie „godność” skamlał Zełenski i tak właśnie mści się dzisiaj propagandowe przeskalowanie tej wojny, także w III RP.
Przeczekać Trumpa
W tej sytuacji europejscy warmongerzy i wykonująca ich polecenia partia wojny III RP mogą liczyć już tylko na jedno: iż uda się gwałtownie wznowić wojnę z Rosją, jeżeli nie na Ukrainie, to gdziekolwiek indziej, żeby móc wówczas triumfalnie ogłosić: „O! A nie mówiliśmy?! Moskalom wierzyć nie wolno! Znowu ich musieliśmy napa… Tzn. znowu to oni napadli nas!”. Jeśli do porozumienia pokojowego na Ukrainie rzeczywiście dojdzie – globalne przeczekiwanie Trumpa wejdzie w nową fazę.
Przegrana Polski
Skądinąd zresztą gdyby faktycznie pokój między Ukrainą a Rosją został zawarty na podstawie 28 punktów – wówczas największym przegranym tego konfliktu okazałaby się… Polska, wciąż poddana nierównej konkurencji ukraińskiej w ramach UE i zagrożona stacjonowaniem na naszym terytorium dodatkowych sił NATO. W takim układzie wznowienie wojny Zachód – Rosja oznaczałoby już niemal automatyczną powtórkę zaangażowania III RP i znacznie zwiększałoby groźbę naszego bezpośredniego udziału w spodziewanym pełnoskalowym starciu. Realnym zagrożeniem dla Polski pozostanie też 600-tysięczna, ostrzelana armia pozostawiona w gestii Kijowa, tym bardziej, iż żaden z 28 punktów nie zabrania Ukrainie prowadzenia wojny z kimkolwiek innym poza Rosją.
Od początku jasnym też było, iż Polska ani nie odzyska pieniędzy utopionych w kijowskich złotych szaletach, ani nie uzyska żadnych korzyści z tzw. odbudowy, czyli powojennej eksploatacji Ukrainy. Martwić nas jednak powinno coś jeszcze. Próbując przebić Wilsona x 2 – Donald Trump ani słowem w swym projekcie nie zająknął się o masach ukraińskich imigrantów. Brak rozstrzygnięcia ich losu w preliminariach pokojowych oznacza permanentną już legalizację pobytu ukraińskich nachodźców w Polsce. No chyba, iż ktoś się naiwnie spodziewa, iż kierownictwo III RP, które każdy rozejm i traktat nazwie tymczasowym, wykrzykując, iż „Moskalom nie wolno wierzyć!” – nagle naszych kochanych ukraińskich gości wyprosi?
Polski interes
Niestety, nikt Polaków o zdanie pytać nie będzie, a polityka i PiS, i KO z przystawkami dodatkowo jeszcze pozycję międzynarodową Polski osłabiły. Teoretycznie jednak zarówno specjalne uprzywilejowanie Kijowa w stosunkach z UE, jak i zakładane przyszłe pełne członkostwo Ukrainy w Unii mogłyby być blokowane w ramach szerszej koalicji państw unijnych. Gdyby zaś taka akcja się nie powiodła (co niestety bardzo prawdopodobne) – zawsze pozostawałby jeszcze PolExit. Wszystko to jednak kwestia przyszłości, wprawdzie nie nazbyt odległej. Ale polskim wkładem z rozmowy pokojowe powinien być zwłaszcza jeden postulat: nie prawo, ale obowiązek Kijowa przyjęcia i sprowadzenia z powrotem ukraińskich imigrantów z Europy Środkowej i Zachodniej, połączony z zapowiedzią natychmiastowego cofnięcia wszystkich przywilejów ekonomiczno-prawnych przyznanym nachodźcom, wraz z potraktowaniem ich jako niedoszłych azylantów, co do których ustała przyczyna przyznania azylu.
Już nie marzmy o tym ile to nie zarobimy na Ukrainie. Tym zajmą się Amerykanie, a Niemcy, Anglicy i Francuzi podtrzymując jeszcze czas jakiś Kijów negocjują tylko wielkość swoich udziałów. Polskim celem powinna być redukcja dalszych kosztów – choć i tu można być sceptycznym czy wystarczy samo zaprzestanie działań wojennych, ktoś będzie przecież musiał płacić za odtworzenie ukraińskich sił zbrojnych, a przecież jest jasne, iż to Warszawa sfinansuje im ostrzenie siekier. Conajmniej równie ważne jest jednak pozbycie się ukraińskiej kolonizacji. Zanim będzie za późno i zanim zrobią z nas drugą Palestynę.
To jest polski punkt 29.
Konrad Rękas







