Podręcznik populisty: zniszczyć, wymienić, zawłaszczyć

1 dzień temu

Dekada populizmu prawicowego nauczyła nas kilku istotnych rzeczy. Po pierwsze tego, iż jest on nastawiony na niszczenie zastanego porządku. Efektem ma być powrót „starych dobrych czasów” – czasów młodości przywódców tego ruchu. Nie ma przy tym dla nich znaczenia, iż realia tych czasów różnią się znacząco: dla jednych to czas chwały Imperium Brytyjskiego, dla innych Gomułki, dla jeszcze innych złote lata sześćdziesiąte w Stanach Zjednoczonych.

Poza deklaracją niszczenia brakuje jednak planu, jak ten błogi stan „złotego wieku” osiągnąć. W efekcie mamy raczej grupy rekonstrukcyjne niż nowe-stare systemy. Rozwiązania sprzed pół wieku słabo sprawdzają się w dzisiejszym świecie – więc tym gorzej dla dzisiejszego świata. I tym bardziej trzeba niszczyć, by nie było powrotu do tego, co prawicowcy uznają za zwyrodniały system. I rzeczywiście krok wstecz staje się trudny – jeżeli nie niemożliwy – w świetle pozostawionych zgliszcz. Polski rząd drugi rok walczy z kryzysem w sądownictwie i przywracaniem praworządności. Czy i kiedy mu się to uda, pozostaje niepewne. Wielka Brytania nie ma łatwego powrotu do UE – mimo ciągłego kryzysu wywołanego przez Brexit. Trump zaś skutecznie demoluje sojusze i porozumienia wypracowywane dekadami, których odbudowa tyleż potrwa. Co za tym idzie, jego następcy będą musieli polegać na nagiej sile i transakcyjności – choćby jeżeli lepiej czuliby się w dotychczasowym środowisku. To jednak Trump doszczętnie zniszczył.

Po drugie, zgodnie z mottem Lenina, ta (kontr)rewolucja przebiega dzięki wymianie kadr. Trzonem systemu jest elita, a ta wedle prawicowców jest zepsuta i skorumpowana. Wszystkich trzeba wymienić na swoich, a jedynym kryterium jest lojalność. Jednak co za tym idzie, inne kryteria cierpią. Jest wiele osób sfrustrowanych tym, iż elita ich odrzuciła. Często, choć nie zawsze, jest jednak tak, iż to odrzucenie ma merytoryczne podłoże. Dojście populistów do władzy dało tym frustratom szansę na stanie się elitą, ale także szybkie „sprawdzam”. I równie gwałtownie okazuje się, iż immanentną cechą prawicowego populizmu jest komicznych wręcz rozmiarów niekompetencja, a często też korupcja i hipokryzja. Pierwsza objawia się niszczącymi dla państwa i jego wiarygodności decyzjami. kooperacja Polski z NATO została poważnie nadszarpnięta po działaniach ministra Macierewicza i jego rajdach po biurach sojuszu, ten sam minister stał się odpowiedzialny za opóźnienie w zaopatrzeniu armii np. w helikoptery – co było krytycznym błędem w obliczu późniejszej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. O San Escobar choćby nie będę wspominał. Takie rzeczy dzieją się jednak nie tylko u nas: ostatnio głośne było dołączenie dziennikarza do tajnej grupy planującej atak USA na Houtich w Jemenie.

Korupcja jest nie mniej powszechna i groźna. Orban adekwatnie sprywatyzował swoje państwo tworząc sieć uzależnionych od niego oligarchów. Defraudacje były tak bezczelne, iż adekwatnie odcięły Węgry od znacznej części unijnego finansowania. Rząd się jednak wyżywi, choćby jeżeli węgierska gospodarka kuleje. choćby odsunięcie od władzy kilka mu zaszkodzi, zaś pozostała władza ekonomiczna pozwoli skutecznie bruździć następcom. Jedynie paranoja i brak zaufania do wszystkich uchroniły nas przed tym scenariuszem. Swoi mieli dostęp do państwowego majątku i mogli przy tej okazji zarabiać miliony, ale nie mogli się na nim uwłaszczyć. Są dziś bogaci, ale nie są oligarchami. Ale i tak ośmiorniczki, które dyskwalifikowały w 2015 roku, w tej chwili są jedynie cieniem setek milionów zdefraudowanych z różnych funduszy, których dysponenci dziś chronią się na Węgrzech przed ekstradycją. Jedynie hipokryzja pozostaje wyłącznie śmieszna. Obraz węgierskiego konserwatysty uciekającego po rynnie z homoseksualnej orgii pozostanie na długo z nami. Podobnie jak unieważnienie ślubu po kilkunastu latach polskiego konserwatysty, by mógł raz jeszcze zawrzeć ślub kościele. Nie wspominając już o guru konserwatywnych chrześcijan w USA, zdradzającym swoją żonę w czasie ciąży (a także przed nią i po niej), do tego seryjnego rozwodnika, oszusta i złodzieja.

Po trzecie, należy uważnie słuchać tego, co mówią prawicowi populiści – bo co mówią, to zrobią. I nie chodzi tu tylko o wiecowe hasła, tylko to, co mówią do swoich zwolenników. jeżeli twierdzą, iż chcą zakazać rozwodów – to zakażą rozwodów. jeżeli twierdzą, iż chcą wyjść z UE, to znaczy, iż to zrobią. Wielu bowiem komentatorów uznaje, iż te hasła mają za zadanie mobilizować i utwardzać elektorat. Nic bardziej mylnego. Dziś działaniami Trumpa zdziwieni są tylko ci, którzy uważali, iż jego zapowiedzi to gra wyborcza. Wciąż jeszcze są tacy, którzy uważają, że jego działania to wielowymiarowe szachy i sprytna strategia osiągnięcia – adekwatnie nie wiadomo czego, tu interpretacje też są podzielone. Tymczasem Trump dawno ogłaszał, co zrobi i dlaczego. Wystarczyło posłuchać. Wszystkich zastanawiających się, czy aby nie zagłosować na Mentzena zachęcam do posłuchania wywiadów z nim – i wzięcia jego wypowiedzi na poważnie. A następnie zastanowienie się, czy aby na pewno w takiej Polsce chcą mieszkać.

Po czwarte, wiemy, iż prawicowi populiści stali się bardzo sprawni politycznie. Wyczuwają nastroje, ale potrafią je też przekształcać i wzniecać. Z rzeczy, które mało kogo obchodziły, zrobili ośrodek debaty politycznej. Zabijamy się o kwestie związane z LGBT+, rodzaje toalet, transseksualistów w sporcie i tym podobne kwestie – bardzo ważne, ale dla małej części społeczeństwa. Tymczasem populiści dewastują nie tylko kraje, ale i porządek międzynarodowy – i nikomu to nie przeszkadza. Ważna jest tylko przewaga w wycinku wojenki kulturowej.

Po piąte, prawicowi populiści ogłaszają się obrońcami demokracji, ale bardzo specyficznie rozumianej. Wybranie ich do władzy, daje im w ich mniemaniu demokratyczny mandat do robienia wszystkiego, co tylko chcą. Opór społeczny zaś paradoksalnie nazywają antydemokratycznym. Dla nich demokracja ma wyraz tylko przy urnie, zaś potem wybrany może rządzić autokratycznie i łamać wszelkie zasady – wszak jego rządy są wolą ludu. Zaś ten, kto jest przeciwko woli ludu – jest antydemokratyczny. To kartka z podręcznika Putina, który bez trudu wygrywa każde wybory, a fałszuje je tylko po to, by pokazać, iż może. Jednocześnie będąc u władzy robi wszystko, by ten mandat utrzymać. W tym mordując i więżąc swoich przeciwników politycznych. U nas jeszcze do tego nie dochodzi, ale używanie wszelkich zasobów państwowych
do obrony władzy jest już na porządku dziennym. I mówimy tu o bardzo szerokim podejściu – od używania mediów publicznych do partyjnej propagandy, przez defraudację środków publicznych na potrzeby kampanii wyborczych, po podsłuchiwanie przeciwników politycznych i zmasowane ataki w internecie.

Jaka z tego nauka? Po pierwsze taka, iż mimo całej swojej niekompetencji, populiści politycznie dają sobie radę i wytrzymują ciosy, które rozniosłyby każdego innego. Czekanie z założonymi rękami, aż wywrócą się o własne sznurówki może potrwać dość długo, zaś szkody mogą być już wtedy nie do naprawienia. Dlatego krytycznie należy przyjmować strategię Demokratów w USA, którzy robią wszystko, by nie być uciążliwymi dla Trumpa. Nie chcą, by na nich została przesunięta odpowiedzialność za krach na giełdzie i prawdopodobną recesję. Ale Trump i tak będzie ich obwiniał, choćby wszyscy zaczęli nosić czapeczki MAGA. Bat się zawsze znajdzie – to strategia znana u nas pod nazwą „wina Tuska”. Potrzebne jest aktywne przeciwdziałanie populistycznej narracji i proponowanie własnych rozwiązań. Bowiem niezadowolenie ze status quo w społeczeństwie nie bierze się znikąd. Ludzie też chcą zmiany i zmianę prawicowi populiści oferują. To, iż to zupełnie inna zmiana, niż ludzie oczekują, to osobna sprawa – i szansa dla sił prodemokratycznych.

Bo to, czego ludzie oczekują, to poczucie bezpieczeństwa, w szczególności także bezpieczeństwa gospodarczego. Populiści próbują go dostarczać poprzez transfery, ale to nie wystarcza, zwłaszcza w sytuacji, w której generalnie destabilizują cały system. Kilkaset złotych na dziecko nie wygląda aż tak atrakcyjnie, jeżeli kosztem ma być utrata pracy. A populiści doprowadzają do sytuacji, w której ogólnoświatowy kryzys gospodarczy jest zupełnie realnym scenariuszem. To, iż ludzie w wielu miejscach oczekują zmiany, jest faktem. Ale zmiana to nie to samo, co chaos. 

Foto. Dan Keck, Flickr, Public domain.

Tekst pochodzi z numeru Res Publiki Nowej „Jaki kraj, taki lider?”, który ukazał się 22 maja 2025.

Idź do oryginalnego materiału