PiS gasi jego gwiazdę. Morawiecki szuka miejsca, którego nie ma

6 dni temu
Zdjęcie: Morawiecki


W polskiej polityce nie brakuje ludzi, którzy w pewnym momencie stają się dla własnego obozu ciężarem. Patrząc dziś na Mateusza Morawieckiego, trudno oprzeć się wrażeniu, iż właśnie taka rola przypadła byłemu premierowi w Prawie i Sprawiedliwości. Jeszcze kilka lat temu prezentowany jako technokratyczny „złoty chłopak”, który miał dać partii nowoczesne oblicze, dziś coraz częściej jawi się jako problem, którego Jarosław Kaczyński wolałby się po cichu pozbyć.

Zresztą sam Morawiecki też musi czuć, iż jego pozycja w PiS topnieje. Kiedyś był jedną z twarzy kampanii, symbolem „dobrej zmiany” w garniturze i z angielskim na ustach. Dziś coraz częściej milknie, schowany w cieniu partyjnych rozgrywek. To nie przypadek – wewnątrz PiS rośnie przekonanie, iż były premier stał się politycznym balastem.

Powody są oczywiste. Morawiecki nie ma zaplecza w partii. Nigdy go nie miał. Był człowiekiem „dosadzonym” przez Kaczyńskiego – bankierem i menedżerem, który miał dodać PiS-owi powagi w oczach biznesu i klasy średniej. Ale w polityce, szczególnie w tak hermetycznej strukturze jak PiS, takie figury długo się nie utrzymują. Gdy tylko przestają być potrzebne, tracą znaczenie.

Nie pomogły mu też błędy w czasie pandemii czy rosnąca inflacja w ostatnich latach jego rządów. Dla zwykłych Polaków Morawiecki stał się twarzą drożyzny, cen benzyny i niekończących się lockdownów. A dla samego PiS – symbolem kosztów politycznych, które partia musiała ponieść. Nic dziwnego, iż dziś chętnie spychają go na margines.

Morawiecki zdaje się to przeczuwać. Coraz częściej próbuje kreować się na niezależnego polityka, a choćby na potencjalnego reformatora PiS. To dlatego w jego wystąpieniach słychać coraz więcej nuty „samodzielności” i odwołań do szerokiego elektoratu. Ale trudno nie odnieść wrażenia, iż to gra spóźniona o kilka lat. Gdy był premierem, nie miał odwagi sprzeciwić się Kaczyńskiemu. Teraz, kiedy realna władza wymyka mu się z rąk, próbuje budować własną legendę.

Warto zauważyć, iż partia też zdaje się testować granice cierpliwości wobec niego. Raz po raz pojawiają się sygnały, iż Morawiecki nie ma już pełnego zaufania prezesa. Nie dostaje kluczowych zadań, nie reprezentuje PiS w najważniejszych debatach, nie jest twarzą partii w mediach. To polityczny czyściec – nie oficjalne wyrzucenie, ale powolne wygaszanie.

Pytanie brzmi: co zrobi sam Morawiecki? Opcje ma ograniczone. Może próbować jeszcze raz przypodobać się Kaczyńskiemu, udowadniając, iż jest lojalnym żołnierzem. Ale ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny – zaufanie, raz utracone, w PiS nie wraca. Może też próbować zbudować własne środowisko polityczne. Tyle iż poza kilkoma technokratami i byłymi współpracownikami z rządu kilka osób jest gotowych iść za nim w ogień. Morawiecki nie ma charyzmy, nie ma pleców, nie ma struktur.

Owszem, może próbować flirtować z innymi środowiskami – z centrum, z częścią opozycji, a może choćby z nowymi ruchami politycznymi. Ale i tam jego wiarygodność jest znikoma. Dla opozycji pozostanie symbolem PiS-owskiej władzy, dla wyborców – premierem, który firmował najbardziej kontrowersyjne decyzje ostatnich lat. W efekcie może się okazać, iż Morawiecki to polityk bez domu – zbyt „pisowski” dla liberałów, zbyt „liberalny” dla twardego PiS.

Cała sytuacja ma jeszcze jeden wymiar. Morawiecki był przez lata przykładem dla wielu wyborców – iż w PiS można zrobić karierę bez wieloletniego członkostwa w partyjnych strukturach. Dziś jego marginalizacja pokazuje coś odwrotnego: w tej partii nikt spoza twardego kręgu Kaczyńskiego nie ma szans na trwałą pozycję. To jasny sygnał dla wszystkich: lojalność i zaplecze są ważniejsze niż kompetencje czy europejskie obycie.

Mateusz Morawiecki wciąż próbuje udowadniać, iż nie powiedział ostatniego słowa. Ale coraz bardziej wygląda to na próbę ucieczki przed politycznym niebytem. Wyrzucenie go z PiS może nastąpić po cichu, etapami – i adekwatnie już się dzieje. A jego dramat polega na tym, iż nie bardzo ma gdzie pójść. Został sam, bez drużyny, bez zaplecza i – co najgorsze – bez wiarygodności.

I może właśnie dlatego los Morawieckiego w PiS jest dziś dla wielu tak oczywisty. Bo jeżeli polityk nie potrafi być potrzebny ani swojemu obozowi, ani wyborcom, pozostaje mu już tylko rola – ciężaru, którego każdy w końcu chce się pozbyć.

Idź do oryginalnego materiału