Operacja „Fałszerstwo” krok po kroku – ujawniamy jak działał PiS

1 tydzień temu

To, co dzieje się po drugiej turze wyborów prezydenckich 2025 roku, nie jest przypadkiem. To logiczna kulminacja planu, który PiS przygotowywało od lat, być może inspirowane Węgrami i Rosją. Choć dziś wielu próbuje uciszyć głosy oburzenia, a media sprzyjające partii rządzącej robią wszystko, by rozmyć temat, fakty są jednoznaczne. Mamy do czynienia z próbą zamachu na wybory – cynicznie zaplanowaną i profesjonalnie zrealizowaną. Oto jak do niej doszło.

1. Zmiana prawa w 2018 roku – otwarcie drogi dla „lewych” kandydatów

W 2018 roku PiS zmienił Kodeks wyborczy, umożliwiając każdemu komitetowi zgłaszającemu kandydata na prezydenta obsadzanie członków obwodowych komisji wyborczych na równi z komitetami realnych kandydatów. To właśnie wtedy wprowadzono furtkę, która pozwalała na masowe tworzenie „słupów” – fikcyjnych kandydatów z fikcyjnymi komitetami, których jedynym celem była kontrola nad komisjami wyborczymi. Prawo do powoływania członków komisji uzyskali nie tylko poważni pretendenci, ale także kandydaci zdobywający promil poparcia.

2. Likwidacja niezależnego sądownictwa i ustanowienie lojalnej „Izby Kontroli”

Równolegle PiS metodycznie demontował niezależność wymiaru sprawiedliwości. Kulminacją tej operacji było utworzenie tzw. Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym. Choć z pozoru ma to być organ oceniający legalność wyborów, w rzeczywistości jest to twór w pełni podporządkowany władzy politycznej – złożony z osób powołanych z naruszeniem Konstytucji i orzeczeń europejskich trybunałów. To nie są niezależni sędziowie. To partyjni funkcjonariusze w togach.

3. Operacja „Lewy kandydat” – próba przejęcia komisji

Po porażce w wyborach parlamentarnych 2023 roku, PiS nie zamierzał popełnić drugi raz tego samego błędu. Wtedy strona demokratyczna dopilnowała obsady komisji wyborczych i uczciwego liczenia głosów. Tym razem PiS zrealizował zaplanowany wcześniej scenariusz: zarejestrowano około 30 fikcyjnych komitetów wyborczych z „kandydatami”, którzy nie prowadzili realnej kampanii. Dzięki temu do komisji trafili ich „przedstawiciele” – w rzeczywistości działacze PiS i osoby ściśle powiązane z aparatem partyjnym.

Zamiast 29 tysięcy lojalnych członków komisji, którzy powinni pochodzić z szerokiego spektrum politycznego, pojawiło się choćby 120 tysięcy osób związanych z jedną partią. To nie przypadek – to przejęcie komisji.

4. Początkowe wyniki kontroli budzą grozę – badania zostają zatrzymane

Spośród zaledwie 11 zbadanych komisji wykryto straty dla Rafała Trzaskowskiego rzędu 2600 głosów. To ogromna liczba, biorąc pod uwagę mikroskalę badania. Skoro na tak małej próbce już wychodzą nieprawidłowości, to co dzieje się w skali ogólnopolskiej? Tego już nie dowiemy się tak łatwo – kontrola została wstrzymana. A przecież powinna zostać natychmiast rozszerzona na całą Polskę.

5. Ofensywa medialna PiS i atak na sygnalistów

Na rozkaz partyjnego centrum rozpoczęto frontalny atak na tych, którzy domagają się przeliczenia głosów. Na celowniku znalazł się m.in. mec. Roman Giertych, który zadał publiczne pytania o anomalie w komisjach wyborczych. Przeciwników przeliczenia głosów zaczęły atakować prorządowe media, tzw. presstytutki, a w grze – według przecieków – pojawiły się też szantaże, taśmy i groźby z przeszłości. W tym również „gejowskie haki” – ironicznie określone przez samego Giertycha jako dowód desperacji obozu władzy.

Atmosfera zastraszania ma jeden cel: zmusić wszystkich do milczenia albo – jeszcze lepiej – do legitymizowania fałszerstw.

6. Prokuratura ma obowiązek zabezpieczyć dowody

Nie ma dziś żadnej innej instytucji, która może i musi działać – niż niezależna prokuratura. To ona powinna wkroczyć do komisji, w których wykryto największe anomalie. To ona powinna zabezpieczyć karty, protokoły i inne dowody możliwego przestępstwa przeciwko demokratycznym wyborom. Milczenie w tej sprawie oznacza zgodę na łamanie prawa.

Idź do oryginalnego materiału