Nowy minister, stary wróg. Kaczyński znów uderza w sędziów

1 tydzień temu

Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, od lat prowadzi nieustanną ofensywę przeciwko niezależnemu sądownictwu.

Ostatnie wypowiedzi dotyczące Waldemara Żurka, który według medialnych doniesień ma zostać ministrem sprawiedliwości w nowym rządzie, wpisują się w ten trwający od lat schemat retoryczny. „Z deszczu pod rynnę” – tak Kaczyński ocenił ewentualną nominację sędziego Żurka, dodając, iż „w oczywisty sposób, nie uznając innych sędziów, łamie prawo”. To krótkie zdanie zawiera cały pakiet politycznej propagandy, odwracania ról i świadomego zacierania granic pomiędzy legalizmem a autorytaryzmem.

W oczach Kaczyńskiego Waldemar Żurek nigdy nie był postacią neutralną – przeciwnie, od lat stanowił symbol oporu środowiska sędziowskiego wobec politycznej ingerencji w wymiar sprawiedliwości. Jako rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa w czasach, gdy była jeszcze organem niezależnym od władzy wykonawczej, Żurek krytykował zmiany wprowadzane przez PiS, wskazując na ich niezgodność z konstytucją i standardami Unii Europejskiej.

Dla Kaczyńskiego taka postawa jest nie tylko nieakceptowalna, ale wręcz zagrażająca. Jego wypowiedź o „łamaniu prawa” przez Żurka należy więc interpretować nie jako oskarżenie o konkretny czyn, ale jako retoryczny zabieg mający delegitymizować całe środowisko sędziowskie, które nie podporządkowało się „reformie” forsowanej przez Zbigniewa Ziobrę i popieranej przez Nowogrodzką.

Prezes PiS konsekwentnie stosuje tę samą strategię: przerzucanie odpowiedzialności za chaos prawny, który jego własna partia wywołała, na tych, którzy próbowali temu chaosowi przeciwdziałać. To nie Waldemar Żurek łamał prawo – to system stworzony przez PiS doprowadził do sytuacji, w której część sędziów została powołana przez neo-KRS, której legalność podważały zarówno polskie sądy, jak i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Kiedy więc Żurek i inni sędziowie odmawiali orzekania z osobami mianowanymi przez politycznie podporządkowaną radę, nie łamali prawa – przeciwnie, bronili jego integralności. W państwie prawa nie można bowiem uznać za obowiązujące decyzji organów, które same powstały w sposób niekonstytucyjny. Kaczyński tę sytuację odwraca, zarzucając „nieuznawanie innych sędziów”, choć problem leży nie w braku uznania, ale w braku legalności samych powołań.

Wypowiedzi Kaczyńskiego coraz bardziej przypominają retorykę polityka, który przestał kontrolować rzeczywistość, a jedynie ją komentuje, licząc na to, iż echo jego słów jeszcze kogoś poruszy. Atak na Żurka to powtórka z wielokrotnie eksploatowanego scenariusza: wskazać wroga, oskarżyć go o destrukcję porządku, jednocześnie odwracając uwagę od faktycznego źródła kryzysu. Tyle iż dziś ta narracja coraz częściej rozbija się o ścianę nie tylko międzynarodowej opinii publicznej, ale też wewnętrznego zmęczenia tą samą śpiewką.

Kaczyński najwyraźniej nie zauważa, iż jego słowa nie mają już tej samej siły rażenia. Użycie formuły „z deszczu pod rynnę” – popularnego, choć banalnego frazeologizmu – nie zastąpi realnej diagnozy politycznej. Przeciwnie, pokazuje, iż lider PiS nie potrafi już choćby zbudować spójnej narracji o państwie, które przez osiem lat realnie współtworzył i przekształcał według własnego uznania.

Szczególnie symptomatyczne jest to, iż prezes PiS nie ma już wpływu na obsadę kluczowych stanowisk w państwie. Utrata kontroli nad resortem sprawiedliwości to dla Kaczyńskiego osobista porażka – przez lata był to bastion ideologiczny jego władzy, miejsce, w którym prowadzono czystki kadrowe, montowano prokuratorskie śledztwa przeciwko przeciwnikom politycznym i budowano retorykę suwerennego państwa odpornego na krytykę z Brukseli.

Ewentualne objęcie resortu przez Waldemara Żurka to nie tylko symboliczna zemsta obozu demokratycznego, ale też potencjalne odwrócenie kursu – przywracanie reguł praworządności, odbudowa zaufania do sądów i powrót do standardów państwa prawa. Dla Kaczyńskiego to powód do paniki. Stąd agresja w słowach i próby medialnego pogrążania przeciwnika.

Jarosław Kaczyński, atakując Waldemara Żurka, nie tylko broni własnej narracji, ale też maskuje porażkę projektu, który sam stworzył. Reforma sądownictwa PiS zakończyła się międzynarodowym skandalem, utratą wpływów i paraliżem instytucjonalnym. w tej chwili prezes PiS nie proponuje żadnych rozwiązań, nie analizuje przyczyn porażki, nie prowadzi dialogu. Zamiast tego uprawia oskarżycielską propagandę, nie zdając sobie sprawy, iż jego czas się kończy – nie tylko politycznie, ale także symbolicznie. To już nie opowieść o naprawie państwa, ale epilog kariery, która nie umie znaleźć swojego końca.

Idź do oryginalnego materiału