Nowy budżet Unii Europejskiej coraz bliżej. "Trochę to przypomina KPO"

5 godzin temu
Komisja pokaże projekt długoterminowego budżetu UE. Von der Leyen chciała wielkich reform, Unia potrzebuje wielkich pieniędzy.


W tle niemal wszystkich sporów w UE są pieniądze. Dziś Komisja Europejska zaprezentuje projekt, o którego szczegóły europejscy politycy będą się kłócić przez następne miesiące – długoterminowy budżet, czyli Wieloletnie Ramy Finansowe (WRF) na lata 2028-2034.

Wielka reforma i kilka więcej pieniędzy


Ursula von der Leyen zapowiadała, iż budżet czeka duża reforma. A to oznacza twardą walkę beneficjentów aktualnego kształtu WRF i potencjalnych beneficjentów planowanych zmian o to, kto dostanie większy kawał tortu z napisem 1,2 biliona euro.

Tyle wynosi aktualny wieloletni budżet UE i raczej nie urośnie, choć eksperci m.in. z think-tanku Bruegel wskazują, iż wyzwania transformacji cyfrowej i klimatycznej, obrony, migracji i konkurencyjności wymagają jego zwiększenia z 1 do 2 proc. rocznego PKB wszystkich jej państw – mniej więcej tyle, ile postulował w zamówionym przez KE raporcie były premier Włoch i przewodniczący Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi.

Państwa nie chcą zwiększać składek


Ale, jak Deutsche Welle usłyszała niedawno w Brukseli od osób dobrze zorientowanych w pracach nad WRF, dziś w większości państw gotowość do zwiększenia składki do budżetu UE jest ograniczona, a w zasadzie nie ma jej wcale – mimo iż cały wschód UE życzyłby sobie ogólnie większego budżetu.

Zadaniem Piotra Serafina, polskiego komisarza UE odpowiadającego za projekt WRF, było więc zatem także poszukiwanie "nowych środków", czyli nowych źródeł dochodów UE, które pozwoliłyby m.in. sfinansować plany rozbudowy potencjału obronnego kontynentu.

Reformy zapowiadane przez Ursulę von der Leyen mają zaś unijny budżet uprościć, uelastycznić, aby np. w razie klęsk żywiołowych sprawnie przesuwać pieniądze z jednego obszaru polityki do drugiego – i dostosować go do priorytetów strategicznych Unii. A do tradycyjnych – wyrównywania poziomu regionów, czyli spójności, oraz rolnictwa, doszły obrona i konkurencyjność.

Festiwal przecieków


Przewodnicząca Komisji Europejskiej i szef jej gabinetu Bjoern Seibert pilnowali, aby jak najmniej szczegółów WRF przedostało się do opinii publicznej przed oficjalną prezentacją. Według doniesień europejskich mediów urzędnicy odpowiedzialni za poszczególne gałęzie WRF nie znali szczegółów ani ustaleń dotyczących tego, co nie leżało w ich zakresie kompetencji.

Ale niektóre założenia wyciekły.

Najostrzejsze reakcje wywołały – pojawiające się zresztą od miesięcy – doniesienia, iż KE planuje radykalnie przebudować dwa największe programy: wspólną politykę rolną (WPR) i politykę spójności. Z około 540 programów zrobiłoby się 27 tak zwanych Narodowych i Regionalnych Planów Partnerstwa. Wypłata około 800 miliardów euro środków byłaby uzależniona od zaakceptowanych przez Unię reform krajowych. W założeniach miałoby to zmniejszyć koszty administracyjne.

"Trochę to przypomina KPO" – usłyszała DW od europejskiego polityka, specjalizującego się w kwestiach budżetowych. I rzeczywiście: plan Komisji na wieloletni budżet – jeżeli taki będzie miał ostateczny kształt – zawierałby podobieństwa do unijnego funduszu odbudowy po pandemii Covid-19. Czyli zmniejszałby wpływ regionów na podział unijnego tortu, a zwiększał wpływ rządów krajowych.

A przecież polityka spójności – najważniejsza polityka inwestycyjna UE, prawie 400 mld euro w obecnej perspektywie budżetowej – ma na celu wyrównywanie dysproporcji właśnie regionów europejskich. W ramach unijnej polityki rolnej wypłacane są m.in. dopłaty dla rolników. I z tego, co DW usłyszała w Brukseli, te dopłaty w budżecie "będą". Dopiero po prezentacji WRF przez Komisję okaże się jednak, na jaki mechanizm zarządzania tymi politykami zdecydowała się KE.

PE: "nie" dla "maszyny z kasą dla interesów narodowych"


Decyzje mogą się ważyć do ostatniej chwili, bo von der Leyen spotkała się z opozycją choćby w samej Komisji. Krytyka wybrzmiała 15 lipca głośno również na politycznym zapleczu von der Leyen, czyli w tych partiach w Parlamencie, które zaledwie kilka dni temu odnowiły KE wotum zaufania.

– Odrzucimy wszelkie próby renacjonalizowania europejskiego budżetu i zredukowania go do maszyny z pieniędzmi dla 27 różnych interesów narodowych – mówił w PE sprawozdawca ds. WRF, Siegfried Muresan.

Rumuński europoseł macierzystej dla von der Leyen Europejskiej Partii Ludowej (EPL) przypomniał też, iż Parlament już wcześniej odrzucał wprowadzanie "jednolitych planów narodowych, które rozwodniłyby Wspólną Politykę Rolną i Politykę Spójności".

W tle jego słów jest fakt, iż przesunięcie dwóch trzecich z 1,2 bln euro budżetu Unii do krajowych planów reform negocjowanych między Komisją a państwami członkowskimi zmniejszyłoby nie tylko rolę regionów w ich dzieleniu, ale i PE w procesie decyzyjnym. Tymczasem budżet potrzebuje nie tylko jednomyślności w Radzie, ale i większości na sali plenarnej.

Przez najbliższe pół roku sprawujący w UE prezydencję Duńczycy będą próbowali więc wypracować kompromisową wersję WRF, a zarówno PE, jak i Rada – oraz różne frakcje w tych instytucjach – wniosą swoje propozycje i czerwone linie, których nie będą chciały przekraczać.

Skąd UE ma wziąć pieniądze?


"Nie wiem, czy Piotr Serafin będzie do końca przekonany do tego, co sam będzie musiał w Parlamencie Europejskim referować" – usłyszał w przeddzień ogłoszenia projektu WRF dziennikarz DW od europejskiego polityka, eksperta w sprawach budżetu. Co dokładnie będzie referował polski komisarz, okaże się więc prawdopodobnie dopiero w momencie samej prezentacji. Na niecałą dobę przed nią w europejskich mediach pojawiają się wciąż kolejne przecieki co do tego, co znajdzie się w budżecie lub co z niego właśnie wypadło.

Dylematem Komisji jest wyasygnowanie potężnych środków na nowe priorytety Unii, czyli obronę i konkurencyjność, bez szkody dla dotychczasowych, czyli właśnie spójności i rolnictwa. Z pustego i Serafin nie naleje, tymczasem zdobycie nowych pieniędzy jest trudne, skoro kraje UE nie chcą zwiększać składki, a wiele z nich nie chce, by UE znów się zadłużała.

Co z ETS-2? "To przeciek, ale bez budynków i transportu"


Instrumentem, który mógłby przynieść pewne dochody, jest drugi filar unijnego systemu handlu emisjami – ETS2. Planowany na 2027 r., objąłby emisje z sektora transportu i budynków. Te dochody miałyby jednak cenę, którą nie każdy w Brukseli i w unijnych stolicach chciałby zapłacić.

Wzrost kosztów emisji dostawcy paliwa i energii mogliby przerzucić na indywidualnych konsumentów. Czyli wzrosłyby ceny energii, ogrzewania i paliw. I kilka tygodni temu dziennikarz DW usłyszał w Brukseli, iż proponowanie ETS-2 jako sposobu na finansowanie budżetu UE byłoby skrajnie nierozsądne.

15 lipca zaś cytowany wcześniej europejski polityk – ekspert w sprawach budżetu – powiedział DW, iż system ETS ma zostać okrojony do wersji "bez budynków i transportu, bo to by było dla nas zabójcze". Nasze źródło zastrzegło jednak, iż są to "pierwsze przecieki", wiele może się zmienić, a ostateczny kształt propozycji Komisji Europa pozna dziś.

Opracowanie: Michał Gostkiewicz


Idź do oryginalnego materiału