Nowe kredki w piórniku

1 dzień temu

Podejrzewam, iż nikt z Was nie wierzył, iż ta rekonstrukcja cokolwiek zmieni, a już na pewno na lepsze, ale nie spodziewałam się, iż będzie aż tak źle. I nie chodzi mi tu choćby o wybory premiera Tuska, bo kogo on tam miał niby kompetentnego wyszukać w tej zgrai błaznów? Sam sobie wykosił niemal calutką konkurencję w KO, żeby nikt tam przypadkiem do niego nie doskoczył – i w efekcie został on, ewentualnie Sikorski, ale nie ma tam już absolutnie nikogo, kto pomógłby mu dalej ciągnąć ten wózek. Wolał otaczać się ludźmi głośnymi, ale słabymi i przy powoływaniu nowego rządu widział już chyba, iż nie ma kogo wybrać. Że tam mu została tylko intelektualna czarna dziura. To nie było żadne przetasowanie, próba sił czy jakkolwiek to nazwać – to był wyraz bezradności Donalda Tuska, któremu już się choćby nie chce udawać, o co mu chodzi. A chodzi mu o zemstę. Na wszystkich, którzy najwyżej podnosili głosy przeciwko niemu. I za to, iż sam otoczył się takimi cudakami, iż nie jest w tej chwili w stanie samodzielnie wygrać wyborów. A w koalicji aż trzeszczy. I choćby nawoływania Tuska, iż nie będą się już więcej kłócić, chyba nikogo nie przekonują.

Przede wszystkim – osiem gwiazek…

No bo kogo adekwatnie powołał Donald Tusk do nowego rządu? Bandę największych krzykaczy, jacy mu pozostali i iluś tam zupełnie anonimowych ludzi, którym chyba ktoś na gwałtownie musiał biografie na Wikipedii tworzyć. Przejdźmy najpierw do tych, którzy najbardziej nienawidzą PiS-u. Waldemar Żurek – gość wręcz obłąkańczo nastawiony do partii Jarosława Kaczyńskiego i tzw. „neo-sędziów”. Widocznie w ocenie Tuska Adam Bodnar miał zbyt miękki charakter, więc teraz będziemy mogli obserwować, jak z rozliczeniami pójdzie Żurkowi. Może chociaż uda mu się znaleźć podstawy prawne, a może w ogóle mu się nie będzie chciało szukać, bo pewne rzeczy będzie robił po swojemu. Człowiek z niezłomnymi wręcz zasadami moralnymi, oczywiście pod warunkiem, iż wszyscy będziemy rozumieć moralność tak jak on. Gościu na przykład pozwał sądy i ubiegał się o powołanie biegłego dentysty ze względu na mobbing w pracy. Bo chodził do pracy taki wściekły i taki zestresowany, iż aż je sobie, biedak, zezgrzytał aż do dziąseł. A kiedy jego córka osiągnęła 18 lat wysłał jej pismo o zwrot alimentów. Widać, iż facet nie ucieka od odpowiedzialności. Z kolei Radosława Sikorskiego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Znany jest ze swojego ciętego nazwiska, chorej wręcz nienawiści do Kaczyńskiego i bardzo wielu kompromitacji (z których pewnie sam zdaje sobie sprawę, ale jest zbyt bezczelny, żeby cokolwiek sobie z nich robić). On obejmie posadę wicepremiera. Wiecie, iż nie jestem fanką tego człowieka, ale jak tak patrzę, kogo innego Tusk mógłby obsadzić na tym stanowisku, to… chyba nikogo. Z drugiej strony to jest facet, który otwarcie przekonywał, iż Niemcy zostali tak naprawdę ofiarami II wojny światowej. Obok słów o polskich nazistach autorstwa Barbary Nowackiej (która, swoją drogą, zachowała posadę) dokładnie pokazuje to, gdzie oni mają polską historię. Ostatnim z głośno krzyczących jest Jakub Rutnicki, który został ministrem sportu. Coś tam podobno miewał wspólnego ze sportem (pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, w młodości podobno grał w piłkę), kiedyś zasłynął w programie „Idol” (gdzie wypadł chyba lepiej niż niegdyś jego szef w „Szansie na sukces”), ale od jakiegoś czasu pełni osobistą funkcję pitbulla Donalda Tuska i chyba z tego go głównie kojarzę. Wszędzie, gdzie się pojawi, w jakimkolwiek medium, psioczy na PiS ile tylko ma sił, a jeżeli do studia zaproszony jest również reprezentant tej okropnej partii, dosłownie jakiś demon w niego wstępuje. W Sejmie też sprowokował ileś tam niepotrzebnych awantur, ale tak naprawdę wiele z jego przepychanek nie wychodziło. Nie wiem tylko do czego potrzebny jest Tuskowi w resorcie sportu, ale być może on potrzebuje tylko, żeby ktoś krzyczał, nieważne gdzie.

… a reszta to już sama pójdzie

Bardzo rozbawiła mnie nominacja Macieja Berka na ministra nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu. Tusk najzwyczajniej w świecie powołał ministerstwo, które będzie zajmowało tym, czym on powinien się zająć, ale jest bardzo zajęty. Pan Berek będzie więc odpowiedzialny za kablowanie na kolegów premierowi, ten w odpowiedzi zrobi im awanturę, żeby media mogły pisać, iż proszę bardzo, szef rządu nie kłamał, zobaczcie jak mu zależy, jak bardzo mobilizuje swoich ministrów do pracy. Propozycja ciekawa, patrząc na to, iż pan Berek nie dał się jeszcze poznać szerszej publiczności. No, może tylko aferą z cofnięciem kontrasygnaty, którą udowodnił – przede wszystkim chyba premierowi – iż spokojnie i z miłą chęcią weźmie na siebie wszystkie jego potknięcia, pomyłki, a jak wyjdzie na jaw, to również i łamanie prawa. Czyli lojalny facet, a Tusk potrafi lojalnych prędzej czy później docenić. Więc dostał wymyślone na gwałtownie ministerstwo – teraz będzie udawał, iż sprawdza, czy jego koledzy udają, iż pracują, żeby prezes PO mógł udawać, iż panuje nad sytuacją. W najgorszym wypadku powie, iż co prawda nic się nie udało zrealizować, za to parę rzeczy się zepsuło, ale to tak naprawdę jego wina. A potem wypuści się jeszcze Szłapkę, żeby gadał jakieś bzdury o zrealizowanych obietnic – nie szkodzi, iż nie przez ich rząd i ze dwie kadencje temu. Co ro reszty nowego rządu, to ciężko tutaj cokolwiek mądrego napisać. Nie jestem specjalnie zdzwiona, iż stanowisko utrzymała Barbara Nowacka, ale spodziewałam się, iż poleci skompromitowana Hennig-Kloska, zwłaszcza iż Szymon Hołownia parę razy niezbyt przyjemnie nadepnął premierowi na odcisk i nagle przestał zgadzać się na wszystko tak chętnie. Stanowisko straciła też Katarzyna Kotula, co było do przewidzenia. Kotula oczywiście zapowiedziała, iż będzie walczyć o równość na innych płaszczyznach, ale patrząc na to, ile osiągnęła jako minister, nie byłabym przesadną optymistką. Resztę resortów Tusk ze sobą pomieszał, inne powyrzucał, ogólnie ciężko znaleźć w tym jakiś większy sens. Zastanawiam się jednak, dlaczego Tusk tak lekką ręką oddał bardzo ważne urzędy ludziom znikąd – tak, większość z nich była w większym lub mniejszym stopniu związana z którąś z partii rządzącej koalicji, ale mam wrażenie, iż bardziej im się tam pałętali pod nogami, niż faktycznie uprawiali politykę. Ale z informacji, które udało mi się o nich wygrzebać, iż tym razem Tusk nie obsadzał tych resortów byle jak i byle kim, tylko ci ludzie faktycznie mieli mniej więcej do czynienia z tematyką, którą teraz będą się zajmować. Ciekawą kandydaturą jest Jolanta Sobierańska-Grenda, bliżej niezwiązana z polityką, natomiast mająca doświadczenie w restrukturyzacji i oddłużaniu szpitali – po panowaniu Izabeli Leszczyny to może być naprawdę przydatna umiejętność.

Tak czy inaczej, mam wrażenie, iż Tusk już nie patrzy na nic. Rozdaje jedne z najważniejszych resortów ludziom mało doświadczonym, nie mającym żadnego obycia politycznego, a sam otacza się tymi, którzy będą najgłośniej krzyczeć na PiS. I chyba tylko o to mu już chodzi. Teraz zajmować się „rozliczeniami” będą ludzie zaślepieni nienawiścią dokładnie tak, jak on.

M.

Idź do oryginalnego materiału