Niemcy snują ponurą wizję. Czy grozi nam powrót do XIX wieku?

7 godzin temu
Zerwanie Trumpa z Europą, imperialne ambicje Rosji i wzrost znaczenia Chin oraz błędy popełnione przez UE, to zdaniem niemieckich gazet symptomy kryzysu Zachodu. Czy grozi nam powrót do XIX wieku?


"Przyczyną głębokiego kryzysu Zachodu jest odejście Ameryki od geostrategicznej zasady, jaką była dotychczas amerykańska kontrola atlantyckiego wybrzeża Europy. Donald Trump dąży do zerwania z Europą, aby całkowicie skoncentrować się na obszarze Pacyfiku" – powiedział niemiecki politolog Herfried Muenkler w wywiadzie dla tygodnika "Die Zeit".

Trump chce przeciwdziałać "imperialnemu przeciążeniu" Ameryki zawężając granice amerykańskiego imperium – tłumaczy politolog. W jego ocenie jest to "racjonalny motyw" wyjaśniający podejmowane przez prezydenta decyzje. Część amerykańskich elit wojskowych i politycznych uważa, iż należy "dogadać się" Rosją, a uwolnione dzięki temu siły i środki wykorzystać w polityce wobec Chin.

Cel – osłabienie Unii Europejskiej


Zdaniem Muenklera przyszły porządek świata będzie się opierał na "pentarchii" – władzy pięciu mocarstw: USA, Europy, Chin, Rosji i Indii. Niewiadomą jest jego zdaniem rozwój sytuacji w Ameryce. "Pytanie brzmi – czy instytucje demokratyczne wytrzymają konfrontację z Trumpem, czy też Ameryka stanie się autokracją rządzoną przez rodzinę Trumpa. Dopóki nie jest to rozstrzygnięte, Europa jest zdana na własne siły i pozostaje +ostatnim chorążym+ demokracji" – uważa politolog. "Przywódca Chin Xi i prezydent Rosji Putin widzą to i próbują rozbić UE. Trump też ma interes w osłabieniu Unii" – powiedział Muenkler.

Jak zaznaczył, USA, Chiny i Rosja wspierają siły odśrodkowe w Europie, stawiając przede wszystkim na Węgry i Słowację. "Celem jest sparaliżowanie UE" – podkreślił.

"UE musi się przekształcić w siłę zdolną do politycznego działania. Konieczne jest powstanie silniejszego centrum – Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, chociaż ta ostatnia pozostaje poza Wspólnotą. Polska i Włochy też powinny dołączyć do tego centrum wyznaczającego kierunek w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa" – czytamy w portalu "Die Zeit".

Merkel i Hollande jak Chamberlain


Muenkler zarzucił politykom zachodnim błędną reakcję na aneksję Krymu w 2014 r. Angela Merkel i Francois Hollande myśleli jego zdaniem tak, jak brytyjski premier Neville Chamberlain w 1938 r. na Konferencji Monachijskiej – "jak damy coś agresorowi, żeby go zaspokoić, to zapobiegniemy wielkiej wojnie. Tak samo myślano w 2014 r." – krytykuje Muenkler.

Niemiecki rząd uważał, iż Rosjanie zrozumieją, iż niekończąca się, kosztowna i pełna ofiar wojna nie opłaca się. Berlin nie docenił jednak "siły resentymentu", która odsunęła na dalszy plan kalkulację kosztów i zysków. "Nie doceniliśmy poczucia poniżenia i upokorzenia byłego imperium, ponieważ wyznajemy neoliberalną wiarę, iż w polityce chodzi o maksymalizację ekonomicznych korzyści" – przyznał politolog.

Historyk opowiedział się za dalszym wspieraniem Ukrainy, aby "była w stanie walczyć tak długo, aż Rosja zrezygnuje i wyrazi gotowość do negocjacji jak równy z równym". "Moraliści mają rację, gdy mówią, iż oznacza to dużo dalszych ofiar. Ale pacyfizm nie prowadzi do pokoju. Jest pacyfizmem podporządkowania się i zaproszeniem dla Putina do kontynuacji wojny, ponieważ prezydent Rosji uważa, iż ma do czynienia z dekadenckimi tchórzami" – powiedział na zakończenie wywiadu Muenkler.

Koniec Zachodu?


O "Końcu Zachodu" mówi też Nicole Deitelhoff, szefowa Instytutu Badań nad Pokojem i Konfliktami we Frankfurcie.

"Trzy lata temu uważałam, iż atak Rosji na Ukrainę jest punktem kulminacyjnym kryzysu porządku światowego. Dzisiaj mogę powiedzieć, iż był to zaledwie początek o wiele większego kryzysu. Uważałam, iż wojna doprowadzi do zbliżenia państw Zachodu. To, co obserwujemy teraz, jest końcem Zachodu" – powiedziała Deitelhoff w wywiadzie dla tygodnika "Der Spiegel".

Jak podkreśliła, jesteśmy świadkami wycofywania się państw z międzynarodowego systemu i odrzucania międzypaństwowych ograniczeń na rzecz władzy wykonawczej. "Reguły są odrzucane, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i w rywalizacji między mocarstwami. Widzimy to zarówno u Putina, jak i u Xi, Milei'a i Trumpa" – zaznaczyła.

"Europa jest być może potęgą ekonomiczną, ale jeżeli chodzi o politykę, siedzimy przy podrzędnym stoliku. Stany Zjednoczone wykazują coraz mniejsze zainteresowanie Europą i opartym na zasadach porządkiem międzynarodowym" – oceniła.

Jej zdaniem możliwy jest powrót do sytuacji z XIX wieku, gdy kilka europejskich mocarstw podzieliło między siebie niemal cały świat. "W przyszłości będą to inne mocarstwa, ale system może mieć taki sam charakter, jak opisywał go Tukidydes – silni robią, co chcą, a słabi godzą się na to, na co muszą" – podsumowała Deitelhoff.

Opracowanie: Jacek Lepiarz


Idź do oryginalnego materiału