Niemal 200 zł co miesiąc przez cały rok. Opłata wzrośnie już za kilka miesięcy

8 godzin temu

Rządowe prognozy finansowe nie pozostawiają wątpliwości – już za dwa lata prowadzenie własnej firmy będzie kosztować o prawie 200 złotych więcej miesięcznie. To nie podatki ani energia, tylko składki ZUS, które sięgną prawie dwóch tysięcy złotych rocznie.

Fot. Warszawa w Pigułce

Matematyka jest bezlitosna. Według prognoz Ministerstwa Finansów składki ZUS dla przedsiębiorców w 2026 roku osiągną poziom 1975,03 złotych miesięcznie. To wzrost o 169,68 złotych w porównaniu z obecnymi stawkami. W skali roku dodatkowy koszt wyniesie ponad 2000 złotych, co dla wielu małych firm może oznaczać kres działalności.

Płaca minimalna napędza lawinę podwyżek

Mechanizm wzrostu składek nie ma nic wspólnego z przypadkiem. Wszystko zaczyna się od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, które stanowi podstawę wyliczenia składek. Ministerstwo Finansów prognozuje, iż w 2026 roku średnie wynagrodzenie osiągnie 9656 złotych brutto miesięcznie.

Podstawę składek stanowi 60 procent tej kwoty, czyli 5793,60 złotych. Od tej sumy przedsiębiorcy będą musieli odprowadzić składkę emerytalną w wysokości 1130,91 złotych, rentową za 463,49 złotych, chorobową za 141,94 złotych, wypadkową za 96,75 złotych oraz na Fundusz Pracy za 141,94 złotych. To wszystko bez składki zdrowotnej, która jest liczona osobno i zależy od formy rozliczenia.

Dla budżetu państwa to oznaka wzrostu gospodarczego. Dla tysięcy mikroprzedsiębiorców staje się barierą, której przeskoczy nie każdy.

Małe firmy w ekonomicznej pułapce

Najbardziej ucierpią ci, którzy prowadzą działalność o niskich marżach. Fryzjer, hydraulik, krawcowa czy freelancer – każdy wzrost kosztów stałych oznacza dla nich konieczność trudnych wyborów. Podnieść ceny i stracić klientów, czy ciąć wydatki i pracować za grosze?

Wzrost o prawie 170 złotych miesięcznie może wydawać się niewielki na tle inflacji czy wzrastających cen energii. Problem w tym, iż dla firm o przychodach kilku tysięcy złotych miesięcznie to realna utrata rentowności. W niektórych branżach taki wzrost kosztów może oznaczać koniec działalności.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, iż składki ZUS trzeba płacić niezależnie od osiąganych przychodów. choćby jeżeli firma przez kilka miesięcy nie zarobi ani złotówki, obowiązek wobec systemu ubezpieczeń społecznych pozostaje.

Wakacje składkowe jako lekarstwo na wszystko?

Rząd jako remedium na rosnące koszty planuje wprowadzenie wakacji składkowych – miesięcznego zwolnienia ze składek raz w roku. W skali dwunastu miesięcy mogłoby to obniżyć koszty ZUS do około 21 725 złotych rocznie. To wciąż więcej niż obecne 21 287 złotych, ale mniej niż pełne 23 700 złotych bez ulgi.

Problem leży w szczegółach. Mechanizm wakacji składkowych pozostaje niejasny, a procedury mogą okazać się biurokratyczne. Przedsiębiorcy nie mają gwarancji, iż rzeczywiście skorzystają z ulgi. Wystarczy opóźniona płatność, niewłaściwie złożony wniosek czy błąd w dokumentacji, a oszczędności mogą zostać anulowane.

Dodatkowo, jeżeli ktoś opóźni płatności lub nie wypełni odpowiednich formalności, zaległości wobec ZUS mogą urosnąć jak kula śniegowa. Odsetki i kary gwałtownie przekreślą jakiekolwiek korzyści z jednorazowej ulgi.

Historia lubi się powtarzać, ale w złą stronę

Ten scenariusz nie jest nowy w polskiej gospodarce. W ostatnich latach obserwowaliśmy nieustanne podnoszenie kosztów pracy – najpierw przez rekordowe wzrosty płacy minimalnej, potem przez zmiany w składce zdrowotnej. W 2024 roku rząd zdecydował się na wyższą płacę minimalną, niż postulowały związki zawodowe.

Wiele wskazuje na to, iż prognozy mogą być choćby zaniżone. jeżeli średnie wynagrodzenie wzrośnie szybciej niż zakładano, składki ZUS automatycznie pójdą w górę. Przedsiębiorcy zostają z rosnącymi kosztami, niepewnością co do przyszłości i brakiem jasnego planu stabilizacji systemu.

Historia pokazuje, iż każda podwyżka kosztów prowadzenia działalności gospodarczej przekłada się na zamknięcie części firm. Najbardziej wrażliwe są jednoosobowe działalności i mikrofirmy, które nie mają buforu finansowego na przetrwanie trudnych okresów.

Sektor MŚP na krawędzi przepaści

Małe i średnie przedsiębiorstwa to fundament polskiej gospodarki. Generują znaczną część PKB, zatrudniają miliony ludzi i działają tam, gdzie duże korporacje nie mają interesu. jeżeli zabraknie dla nich miejsca w systemie, ucierpią całe społeczności lokalne.

Eksperci branżowi ostrzegają przed falą likwidacji działalności gospodarczych. ZUS, energia, czynsze, rosnące podatki – przy tej kumulacji kosztów utrzymanie firmy może stać się luksusem dostępnym tylko dla największych graczy na rynku.

Problem ma również wymiar społeczny. Zamknięcie lokalnych firm oznacza mniej miejsc pracy, wyższe ceny usług i osłabienie więzi lokalnych. W małych miejscowościach likwidacja kilku działalności może oznaczać ekonomiczną pustkę na lata.

Czy polska przedsiębiorczość przetrwa kolejny cios?

Rosnące składki ZUS to tylko jeden z elementów układanki. Do tego dochodzą rosnące ceny energii, inflacja, niepewność prawna i coraz bardziej skomplikowane przepisy. Każdy z tych czynników z osobna można by przetrwać, ale ich kombinacja może okazać się zabójcza dla sektora MŚP.

Pozostaje pytanie, czy polski system gospodarczy wytrzyma kolejne obciążenie przedsiębiorców. Odpowiedź poznamy prawdopodobnie już w 2026 roku, gdy nowe stawki wejdą w życie. Do tego czasu pozostaje liczyć na stabilność gospodarczą i modlić się o łagodniejsze prognozy wzrostu wynagrodzeń.

Idź do oryginalnego materiału