Nie chciejmy żywić całego świata swoim kosztem …

myslpolska.info 3 godzin temu

Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński w 1976 roku powiedział „Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą (…) Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie „zbawiania świata” kosztem własnej ojczyzny (…) Naprzód umocnić musi swoją ojczyznę, a gdy to zrobi, pomyśli o innych, o sąsiadach. Niestety, u nas dzieje się trochę inaczej – „zbawia” się cały świat, kosztem Polski. To jest zakłócenie ładu społecznego, które musi być co tchu naprawione, o ile nasza Ojczyzna ma przetrwać w pokoju, w zgodnym współżyciu i współpracy, o ile ma osiągać upragniony ład gospodarczy. Nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej Ojczyzny.”

Ukraina wygrywa wojnę. Co prawda nie na froncie z Federacją Rosyjską, ale z Unią Europejską i Polską. A dokładnie rzecz biorąc wygrywa ją w interesie amerykańsko-europejskiej kasty sorosowców. Nie idzie tu o samego schodzącego z sceny politycznej Georga Sorosa, ale jego obozu i obozów pokrewnych. Argumentacja ukraińska wygrywa wśród ludzi, którzy zarządzają w Brukseli i Warszawie. Dobrze obrazuje to dowcip, który powiedział mi znajomy z Czech.

Spotyka się dwóch znanych kreatorów mody z USA. Jeden wrócił z Europy, i ten drugi dopytuje – co się teraz nosi na Starym Kontynencie? Ten bez wahania odpowiada – Ukraińców na rękach. To dobrze ilustruje nastroje elit kierujących w Unii Europejskiej.

Za znaczną częścią dzisiejszych elit w Europie (szczególnie w krajach skandynawskich, państw bałtyckich, Polski) stoją ludzie kreowani przez lata w stajni Georga Sorosa i pokrewnych mu szaleńców. To pokazuje w praktyce jak skuteczny był „marsz przez instytucje”. Mocodawcy tych ludzi wykoncypowali stworzenie nowego człowieka, zupełnie oddanemu multikulturowemu społeczeństwu obywatelskiemu. Taki człowiek pozbawiony etniczności, wspólnotowości i przywiązania do swojego państwa jest znakomita maszyną zasianą przekazem medialnym. Doskonały twór do zarabiania pieniędzy lub walki w imię obcych interesów. Środowiska kierujące są silnie powiązane z prowojenną frakcją Partii Demokratycznej w Stanach Zjednoczonych jak i entuzjastami superpaństwa europejskiego. W tych kręgach właśnie zdecydowano, iż wszelkimi siłami trzeba wspierać Ukrainę w jej wojnie z Federacją Rosyjską.

Ludzie zarządzający w poszczególnych krajach Europy zawdzięczają tej jawnej, półjawnej i tajnej koterii fundacyjno-towarzyskiej. Ludzie ci nie mieli najmniejszych szans na zrobienie takich karier bez tego umocowania. Wystarczy spojrzeć na kolejne panie „ministry” w ostatnich rządach w Polsce. Nie dziwi więc, iż pozostają wierni i wykonują pokornie zleconą robotę. Bardzo niewielu ma siłę i odwagę, by się zerwać z tego łańcucha. Przykład premiera Węgier Viktora Orbana obrazuje z czym się to wiąże. Rzadko kto ma skórę nosorożca – lider Fidesz Magyar Polgári Szövetség – akurat ją ma. Ale choćby gruboskórny Orban jak wiemy w Unii Europejskiej przetrwał tylko dzięki temu, iż znalazł innego zamorskiego protektora, czyli prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Tak niestety wygląda dzisiejsza światowa polityka. Tego my Polacy nie możemy zmienić i choćby nie powinniśmy tracić na to czasu.

Przywódca Węgier Viktor Orban, a w pewnym stopniu również przywódca Słowacji Robert Fico (zapłacił za niezależność dużą cenę) i prawdopodobnie przywódca Czech Andrej Babisz dokładnie rozumieją to o czym mówił przywódca polskiego Kościoła przed prawie 50 laty. Niewielu niestety rozumie to w Polsce. Odnarodowienie społeczeństwa jest powodem naszego fatalnego położenia. Newralgicznym problemem dla nas jest kwestia ukraińska. Tych, którzy ją rozumieją i potrafią ją osadzić w polityce światowej nazywa się „ruskimi onucami”, „rubelkowcami”, „zdrajcami” i „trollami”.

Polska jest w niełatwym położeniu. Elity rozumiejące interes narodowy są szczątkowe. Społeczeństwo bez świadomych elit nie jest wstanie rozumieć kierunków polityki światowej. Co prawda zmienia się radykalnie podejście do Ukraińców w Polsce i wsparcia dla Ukrainy, ale powszechnie oparte jest to nie na analizie zysków i strat a jak zwykle emocjach. Emocje mają to do siebie, iż media są wstanie je kreować w dowolnym kierunku. Zresztą nam nie idzie o tępą niechęć do Ukraińców, tylko dogłębne zrozumienie położenia naszego narodu. Jest to istotne zwłaszcza ze względu na prawdopodobne nasilenie wojny lub jej rozszerzenie również o państwa należące dzisiaj do Paktu Północnoatlantyckiego.

Ukraińcy są dalecy od multikulturowego społeczeństwa otwartego, które się zrodziło w wykolejonych głowach sorosowców. Ono średnio pasuje do państw takich jak Polska czy Słowacja, a co dopiero do Ukrainy. Paradoksem jest to, ze wspierany przez zachodnie elity integralny nacjonalizm ukraiński (szowninizm, banderyzm) do walki z Rosją, stanie się przyszłościowo twardy orzechem do zgryzienia dla zachodnich kreatorów rzeczywistości. Nie jestem bezkrytycznym fanem Feliksa Konecznego. Prawdę pisząc, jego prace mnie męczyły. Ale opisując turanizm wyodrębnił w nim swoiste cechy, które dzisiaj znakomicie pasują przede wszystkim do współczesnej Ukrainy. A jak wiemy stawiał je jako przeciwne cywilizacji zachodniej, nazywanej przez niego łacińską. Nie ma wątpliwości, iż są one dzisiaj przeciwne cywilizacji postłacińskiej.

Turanizm to militaryzm organizacji społecznej, własność prywatna – oligarchiczność, lokalizm religijny, brak pojęcia narodowości w zachodnim pojęciu i skoncentrowanie polityki wokół wokół osoby wodza. Prof. Koneczny widział turanizm głównie w Rosji. Pewnie dlatego, iż nie miał przykładu Ukrainy. Moim zdaniem Rosja wytworzyła unikalną swoją suwerenną cywilizację (państwa-kontynentu) w które pozostały elementy turanizmu, ale jest jednak w swoich cechach suwerenna. Ukraiński turanizm sprawia, iż przedstawiciele tego narodu dalecy są od zakulisowej polityki bliskiej sorosowcom. Interesy ukraińskich nacjonalistów stoją w sprzeczności z interesami sorosowskich globalistów. Ich zderzenie jest tylko kwestią czasu.

W przypadku Ukrainy liczy się tupet, siła i postawienie na swoim za wszelką cenę. Meczące jest ciągłe polskie jęczenie i oczekiwania na wdzięczność. Ukraińcy nie będą nam szczerze dziękować, bo to nie leży w ich naturze. Po co nam nieszczera wdzięczność? Przykładów turańskiego postepowania można wskazać wiele w naszym kraju – zaczynając od wizyt przywódcy Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, zachowania ich dyplomatów w naszym kraju, poprzez stawiania nielegalnych pomników banderowcom, braku pokory wobec swojej krwawej przyszłości, po niepohamowaną roszczeniowość czy zabawę w czerwono-czarnych barwach na Stadionie Narodowym. Czy ja mam pretensje do Ukraińców? Niez za bardzo. Taka ich natura. Czy mam jakieś oczekiwania względem Ukrainy? Żadnych! Ja mam przede wszystkim pretensje do władz w Polsce, iż nie reprezentują naszego narodu tylko interes jakiś kast i lóż zachodu podbudowany mało strawną ramotą giedroycizmu.

Przywódca endecji Roman Dmowski znakomicie zdefiniował to pojęcie. W „Myślach nowoczesnego Polaka” napisał: „narodowość to nie tylko język i terytorium, ale przede wszystkim świadomość, kim jesteśmy”. Powiedział również, iż „naród, który nie umie zdobyć się na jednoznaczne cele, zginie” i to, iż „Polska nie może istnieć jako wolny kraj, o ile nie będzie miała silnej świadomości narodowej.” My musimy sobie odpowiedzieć szczerze czy jako wspólnota mamy świadomość kim jesteśmy? Czy znamy swój cel? Czy wystarczająca wytworzyliśmy świadomość narodową? Naszym problemem jest utrata świadomości czym jest wspólnota narodowa. Bez tego daremny trud. Dzisiaj nas cechuje patriotyzm odpustowy – przepełniony romantyzmem, insurekcjonizmem i antyrosyjskim szowinizmem. Nad tym należy pracować.

Polacy jako zbiorowość mają trudność z pojęciem wspólnego interesu. A definiować powinien on się w tym, iż tyle egoizmu narodowego ile można, tyle uniwersalizmu ile konieczne. Kwalifikacji moralnej podlegają dla nas Polaków przede wszystkim zachowania wobec członków własnej grupy narodowej. Natomiast dopiero w drugim rzędzie powinny stawiać na uniwersalne wartości wobec obcych. To naturalny porządek rzeczy, do którego powinniśmy bezwzględnie wrócić. Nie ma w tym żadnego szowinizmu, tylko zdrowo pojęty etnizm. Kwestia ukraińska w Polsce pokazuje jednak nam, iż to co wydaje się oczywiste jest zupełnie niezrozumiałe przez większość naszego społeczeństwa. I nie zmienią tego żadne wybory.

Musimy dostrzec konieczność postawienia na edukację narodu. Czeka nas mozolna praca formacyjna. Naszym zadaniem nie są starty w kolejnych wyborach i uczestnictwo w walkach internetowych rycerzy parteru, ale edukacja i formacja. Docieranie do społeczeństwa poprzez świadome elity, tak jak kiedyś docierał do ludu Jan Ludwik Popławski. Wrócić do źródeł. Znów na nowo należy formułować naród. Musimy podjąć marsz poprzez kanały internetowe, audycje, gazetę, dystrybucją książek, spotkania z ludźmi w terenie by umacniać rozsądną świadomość narodową. Ta mozolna i bardzo niewdzięczna praca, ale pozwala na ewolucyjne formułowanie poglądów i postaw w określonych środowiskach. To nasze zadanie.

Łukasz Jastrzębski

Idź do oryginalnego materiału