Nawrocki znów to zrobił. Kolejna wyuczona przemowa i ucieczka przed mediami

6 godzin temu
Od zaprzysiężenia nowego prezydenta czasu minęło niewiele, ale Karol Nawrocki chyba opracował bardzo wygodny dla siebie i w sumie mało korzystny dla obywateli sposób komunikacji z mediami. Jego ostatnia "konferencja" prasowa, podczas której obwieścił, iż popisał pięć ustaw i zawetował trzy, wpisuje się w ten model: przemówienie i odwrót przed falą pytań.


Karol Nawrocki powiedział to, co miał do powiedzenia, zrobił kilka wystudiowanych gestów, zatroskanych min i wyszedł. Nie zamierzał odpowiadać na żadne pytania dziennikarzy. Zauważmy, iż dokładnie tak samo wyglądała jego poprzednia konferencja, podczas której ogłaszał swoje weta i akceptacje.

Wiele osób twierdzi, iż Nawrocki ostatnio przemawia jak ksiądz z ambony. Głosi swoje prawdy i unika jakiejkolwiek (niekoniecznie przecież wrogiej) konfrontacji. W zasadzie na tego typu imprezę wystarczy wysłać operatora z kamerą i mikrofonem. Skoro nie można zadawać pytań, więcej osób nie potrzeba.

Obwieszczenie i taktyczny odwrót


Wyszedł w obstawie Zbigniewa Boguckiego i Pawła Szefernakera. Dwaj jego współpracownicy nie byli tam kompletnie potrzebni, nie pełnili żadnej roli. Stali, uśmiechali się, robili groźne miny. Dopiero po przemówieniu Nawrockiego wyszli do dziennikarzy i tłumaczyli, co ich szef miał na myśli.

Rodzą się jednak pytania, dlaczego Karol Nawrocki postanowił właśnie w taki sposób radzić sobie z mediami. A może nie tyle z mediami, co z pojawiającymi się pytaniami. Już podczas kilku ostatnich konferencji, po których nie udało mu się jednak uniknąć kamer, było widać, iż nowy prezydent z trudem opanowuje emocje. Potrafi się "odpalić" i z grzecznego erudyty, mówiącego pełnymi zdaniami, w okamgnieniu przeistacza się w człowieka o dziwnym wzroku zadającego nieme pytanie "Masz jakiś problem?".

Być może właśnie trudne do opanowania emocje targające Karolem Nawrockim są powodem, dla którego swoje decyzje "obwieszcza" i odchodzi. Dopiero po jakimś czasie do dziennikarzy wychodzą jego bliscy współpracownicy i próbują tłumaczyć, co ich szef miał na myśli.

Trzeba też zauważyć – na plus – iż współpracownicy prezydenta na razie są aktywni medialnie, mówiąc kolokwialnie "chodzą po mediach" i pytań raczej (w przeciwieństwie do swojego szefa) nie unikają.

Odbywa się to jednak ze szkodą dla obywateli, którzy przez to nie mają pełnego obrazu sytuacji i nie wiedzą, co myśli naprawdę prezydent. Znają jedynie kawałek wykreowanej pompatycznym przemówieniem rzeczywistości i jego wystudiowane przemówienia.

Idź do oryginalnego materiału