Karol Nawrocki, świeżo wybrany prezydent Polski, staje przed nie lada wyzwaniem, które wykracza poza zwykłe przywrócenie PiS do władzy.
Zdaniem Leszka Millera, byłego premiera, jego zasadniczym zadaniem jest nie tylko zapewnienie partii rządzącej sukcesu w kolejnych wyborach parlamentarnych, ale także odbudowa jej dominacji na scenie politycznej. To ambitny plan, który wymaga od Nawrockiego nie tylko lojalności wobec Jarosława Kaczyńskiego, ale także umiejętności manewrowania w podzielonej Polsce.
Na kongresie PiS w Przysusze, który odbył się 28 czerwca 2025 roku, Kaczyński jasno zarysował cele. „Musimy wygrać” – podkreślił, wskazując na konieczność zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Miller, komentując te słowa, nie pozostawia wątpliwości: „Jarosław Kaczyński powtórzył to na kongresie w Przysusze. Postawił sprawę jasno: PiS ma wygrać wybory parlamentarne. A Nawrocki ma to pomóc zrealizować” – tłumaczył w rozmowie z mediami. Były premier dostrzega w Nawrockim narzędzie w rękach Kaczyńskiego, którego zadaniem jest umocnienie pozycji partii po niepewnych czasach. To misja, która wymaga od prezydenta pełnego podporządkowania się strategii prezesa.
Nawrocki, jako prezydent, musi zmierzyć się z presją, by nie tylko przywrócić PiS do władzy, ale także zdominować scenę polityczną, marginalizując prawicową konkurencję. Miller podkreśla, iż rola Nawrockiego wykracza poza ceremonialne obowiązki głowy państwa. Jego prezydentura ma być instrumentem do realizacji długoterminowego planu Kaczyńskiego, który zakłada powrót do monopolu PiS. Sukces w wyborach parlamentarnych będzie jednak trudny bez jednolitego frontu, a tu pojawiają się pierwsze rysy – znużenie Kaczyńskim wśród części działaczy, o czym świadczył stonowany entuzjazm na kongresie w Przysusze.
Miller nie kryje sceptycyzmu wobec przyszłej współpracy Nawrockiego z rządem. „Jakieś opowiadania o porozumieniu ponad podziałami, czy interesie państwa nie są prawdziwe” – oświadczył, wskazując na brak wiary w deklaracje o budowie konsensusu. Jego słowa znajdują potwierdzenie w polityce PiS, która od lat opiera się na polaryzacji, a nie na dialogu. Nawrocki, jako prezydent związany z linią partii, będzie raczej wzmacniał tę strategię, niż szukał kompromisu, co może pogłębić podziały w społeczeństwie. Miller trafnie zauważa, iż w tej grze nie chodzi o dobro wspólne, a o partykularne interesy PiS.
Krytyka Millera ma solidne podstawy. Wybory prezydenckie, mimo zwycięstwa Nawrockiego, pozostawiły po sobie wątpliwości – protesty wyborcze i różnice w sondażach exit poll oraz late poll wskazują na niestabilność procesu. Prezydentura naznaczona takimi kontrowersjami będzie dla Nawrockiego obciążeniem, zwłaszcza jeżeli ma spełnić oczekiwania Kaczyńskiego. Miller słusznie sugeruje, iż bez transparentności i szerszego poparcia społecznego dominacja PiS pozostanie iluzoryczna. „To nie wyborcy decydują, jeżeli proces jest kwestionowany” – przypominał w kontekście wcześniejszych wyborów, co może być przestrogą dla nowego prezydenta.
Nawrocki stoi więc przed dylematem: czy będzie lojalnym wykonawcą woli Kaczyńskiego, ryzykując utratę wiarygodności, czy spróbuje wypracować własną pozycję, co mogłoby osłabić jego wsparcie w partii. Miller, z doświadczeniem polityka, dostrzega, iż sukces PiS zależy od zdolności Nawrockiego do połączenia tych ról. Jednak w realiach polskiej polityki, gdzie zaufanie do instytucji jest kruche, misja dominacji może okazać się trudniejsza, niż zakłada Kaczyński. Bez zmiany kursu na bardziej inkluzywny, PiS ryzykuje, iż Nawrocki stanie się jedynie symbolem minionej epoki, a nie architektem nowej ery.