"Nareszcie!" vs. "To demontaż Schengen". Polacy i Niemcy mocno podzieleni

4 godzin temu
"Nareszcie!" – reagują jedni na wprowadzenie przez Polskę kontroli na granicy z Niemcami. "To demontaż Schengen" – narzekają inni. Polskie i niemieckie społeczeństwa wydają się być w tej sprawie tak samo podzielone.


Most graniczny między Frankfurtem nad Odrą a Słubicami wygląda w poniedziałek, 7 lipca, co najmniej dziwacznie. Po obu stronach nadodrzańskiej przeprawy powiewają niebieskie flagi Unii Europejskiej, a wjeżdżających od strony niemieckiej wita napis: "Frankfurt Oder – Słubice. Ohne Grenzen. Bez granic". Slogan, którym oba miasta wspólnie reklamują się od lat, stracił jednak na aktualności. Po tym, jak w październiku 2023 roku niemiecka policja wprowadziła kontrole na wjeździe do Niemiec, od poniedziałku przywróciła je też Polska.

Wjeżdżających do Słubic od strony Frankfurtu kontroluje Straż Graniczna, pomaga jej w tym Żandarmeria Wojskowa, a z boku wszystkiemu przygląda się policja. Wszystko dzieje się pod obserwacją licznych ekip telewizyjnych, które zjechały tu z Polski, Niemiec, a choćby Szwajcarii.

Emocje na pograniczu


Kontrole na granicy to pokłosie decyzji premiera Donalda Tuska, który w ten sposób chce ukrócić rzekome "podrzucanie" przez Niemcy imigrantówdo Polski, a także – a może przede wszystkim – uspokoić nastroje społeczne. Jak bardzo temat migracji rozpala emocje, widać także na polsko-niemieckim pograniczu.

– Państwo z kartonu! – krzyczy na widok funkcjonariuszy młody mężczyzna na rowerze i widocznie wzburzony przejeżdża gwałtownie obok nich.

– Kontrole utrudnią na pewno życie mieszkańcom, my nie widzimy tu problemu – mówi pani Dorota, którą z mężem spotykamy w pobliżu granicy. – To jest show, wewnętrzna manipulacja, nie czujemy się zagrożeni – dodaje jej mąż, pan Arek.

– Ja cieszę się z kontroli, uważam, iż to dobrze. Nie chcę, żeby było u nas jak w Hamburgu czy Berlinie. W weekend byłam na imprezie w Słubicach. Nie wiem, czy czułabym się tak bezpiecznie po niemieckiej stronie granicy – przekonuje pani Małgorzata.

"Obrońcy granicy" nie odpuszczają


Od końca czerwca przy wjeździe do Słubic pojawiły się – podobnie jak na innych polsko-niemieckich przejściach granicznych – samozwańcze "patrole obywatelskie". W Słubicach liczba "pilnujących" granicy członków Ruchu Obrony Granic (ROG) nie była tak duża, jak w innych miejscach, ale i tu codziennie pojawiało się kilka osób w odblaskowych kamizelkach. Na barierce mostu do teraz widać antyimigranckie transparenty w dwóch językach: "No! Immigration" i "Stop imigracji".

W poniedziałek rano, na moście nie ma jednak nikogo z ROG. Dopiero przed południem pojawia się dwóch mężczyzn, później grupka rośnie do pięciu osób. Stoją, filmują strażników podczas kontroli, a choćby śmieją się w głos, gdy w pewnym momencie, podczas zatrzymywania pojazdu do kontroli, dochodzi do niegroźnej stłuczki samochodów.

Jeden z "obrońców granicy", słubiczanin, na pytania zadawane po polsku, konsekwentnie odpowiada po niemiecku. – Bo jesteście z niemieckich mediów – rzuca pod adresem dziennikarzy DW. Oficjalnie nie chce się jednak wypowiadać.

Kontrole tak, ale w lasach


Więcej do powiedzenia ma pan Tomasz, także mieszkaniec Słubic. Sam nie uczestniczy w patrolach, ale wspiera je. Wprowadzenie kontroli przez polskie służby uważa za słuszne: – Te kontrole są wyłącznie dzięki temu, iż Ruch Obrony Granic zmusił polski rząd do ich przeprowadzania. W pewnym momencie rządowi zaczęły lecieć w dół słupki (poparcia). Uważam więc, iż są to działania pozorowane – mówi mężczyzna, ubrany w czapkę z daszkiem z napisem "Trump 2024. Take America back". Jego zdaniem kontrole powinno przeprowadzać się w lasach. Tam – jak mówi – ma dochodzić do przerzutu migrantów do Polski przez niemiecką policję.

– Czy pani wie, iż Angela Merkel, która spowodowała cały ten proceder, nie czuje się bezpiecznie w Niemczech i mieszka w Szwajcarii? – pyta zwolennik Donalda Trumpa i nie daje się przekonać, iż w Szwajcarii owszem mieszka, ale Alice Weidel, liderka skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD).

Odra: bardziej łączy czy dzieli?


Niektórzy z rozmówców podkreślają, iż kontrole dotkną szczególnie młodzież obu miast. Wielu z nich nie pamięta kontroli granicznych sprzed wejścia Polski do strefy Schengen w 2008 roku. Kontrole wróciły na pewien czas wraz z pandemią koronawirusa i uświadomiły mieszkańcom obu brzegów Odry, jak bardzo przez ostatnie dziesięciolecia Frankfurt nad Odrą i Słubice zbliżyły się do siebie.

– Zdania są podzielone. Z jednej strony to dobrze, iż są kontrole, bo można udaremnić niektóre rzeczy. Z drugiej strony prowadzą one do długich korków. Do niemieckich szkół uczęszcza bardzo wielu polskich uczniów, którzy ciągle się przez te korki spóźniają. Trudno przedostać się do Niemiec – mówi nam 17-letnia Lilith z Frankfurtu nad Odrą, która w Słubicach odwiedzała w poniedziałek swoją polską przyjaciółkę.

Powrót do normalności


Tuż po południu na granicy pojawili się zwolennicy przywrócenia normalnego ruchu i rezygnacji z kontroli. Trzech mężczyzn z Frankfurtu nad Odrą przyniosło ze sobą transparenty. Na jednym z nich wypisali po niemiecku słowa papieża Franciszka: "Przyszłość nie leży w izolowaniu się", na innym zaś "Dwumiasto pozostanie solidarne". Jeden z mężczyzn, Jan Augustyniak, obawia się, iż swoboda przemieszczania się w ramach układu z Schengen stanie się niedługo nieaktualna. – Przez prowadzenie działań na własną rękę przez kolejne państwa, uzyskiwanie w ramach wyjątku kolejnych zezwoleń na kontrole, Schengen stanie się w końcu zbędne – mówi mieszkaniec Frankfurtu.

W poniedziałek ruch na moście z Frankfurtu nad Odrą do Słubic odbywa się płynnie, choć pas ruchu od czasu do czasu się blokuje, gdy Straż Graniczna zatrzymuje pojazd do kontroli. W ten dzień tygodnia nie ma zresztą wielkiego ruchu, jaki ma miejsce w piątki, kiedy wielu pracujących w Niemczech Polaków wraca do domów, a Niemcy tłumnie ruszają na weekendowe zakupy do Polski.

Tylko z paszportem


Oprócz transgranicznego autobusu kursującego między oboma miastami, transporterów i aut z przyciemnianymi szybami, kontrolowane są też te pojazdy, którymi podróżuje większa liczba osób. Niektórzy piesi również proszeni są o okazanie dokumentów. Wyznacznikiem kontroli jest niemal zawsze wygląd: im mniej europejski, tym bardziej rośnie prawdopodobieństwo, iż funkcjonariusze zwrócą na taką osobę uwagę.

Przez kilka godzin strażnicy nie wychwytują nikogo, kto nie mógłby wejść lub wjechać do Polski. W końcu cofają dwie Czeczenki. Kobiety wybrały się na zakupy do Słubic. Są zdziwione, bo – jak mówią – robiły to już wielokrotnie. Funkcjonariuszom okazują dokument ze zdjęciem – pozwolenie na pobyt w Niemczech. Ale aby się dostać do Polski, muszą okazać paszporty. A te zostały w domu. – Chciałam kupić tylko pomidory – wzrusza ramionami jedna z kobiet i wraca przez most do Frankfurtu.

Konsekwencje dla pogranicza


Gorące chwile przeżywa także burmistrzyni Słubic. Od kilku dni drzwi do jej gabinetu niemal się nie zamykają. Dziennikarze z różnych państw pytają, jak wpłyną kontrole na polsko-niemieckie pogranicze. Nie inaczej jest w poniedziałek, kiedy kontrole na granicy ruszają.

– Nie wiem jeszcze, jak rozwiną się kontrole po stronie polskiej, ale wiem, jak wpływają na nas te po stronie niemieckiej, które są z nami już od kilkunastu miesięcy – przyznaje w rozmowie z DW Marzena Słodownik, burmistrzyni Słubic. – Wpływają źle: pod kątem gospodarczym i społecznym, a także bardzo mocno utrudniają nam życie pod kątem komunikacyjnym.

Zdaniem Słodownik trzeba zająć się tematem migracji, a także jej kontrolowaniem. – Ale nikt (z decydentów) tak naprawdę nie wie, jak my tutaj żyjemy – mówi. – A żyjemy w dwumieście, połączonym rzeką. Tak naprawdę ten most nie dzieli dwóch krajów, to most, który jest drogą komunikacyjną, dzięki której poruszamy się w celach życiowych, zawodowych, wozimy dzieci do szkoły. To jest nasza codzienność. Narzucone z góry rozporządzenia i decyzje wpływają na to, jak będziemy tu żyć. Na pewno się to odbije na naszych relacjach.

Więcej zrozumienia dla kontroli ma Claus Junghanns, burmistrz Frankfurtu nad Odrą. – Rozumiem decyzję Polski, ponieważ od półtora roku przeprowadzamy kontrole po stronie niemieckiej, a Polacy regularnie mówią nam, iż im się to nie podoba, iż się na to nie zgadzają. Ten krok pokazuje mi ostatecznie, iż nie rozmawialiśmy ze sobą wystarczająco, abyśmy mogli uniknąć kontroli granicznych – mówi DW. – W tym wypadku to "twarde głowy" w Warszawie i Berlinie powinny znaleźć rozwiązania pozwalające na przeprowadzenie kontroli, ale tak, aby jak najmniej utrudnić codzienne życie tutejszych ludzi.

Autorka: Monika Stefanek


Idź do oryginalnego materiału