Izrael oskarżył uczestników Global Sumud Flotilla o to, iż ich misja nie miała charakteru humanitarnego. Władze izraelskie poinformowały, iż po przejęciu statków nie znaleziono na pokładach znaczących ilości pomocy dla Palestyńczyków – ani żywności, ani leków, ani materiałów medycznych. Niektórzy przedstawiciele izraelskich władz oraz izraelscy i proizraelscy influencerzy przekonywali nawet, iż pomocy nie było wcale.
Również polscy politycy powtarzają frazy o „pokazowej manifestacji”, przekonując, iż flotylla nie była żadnym istotnym wsparciem i służyła jedynie autopromocji uczestniczek i uczestników. Według strony izraelskiej flotylli zależało przede wszystkim na złamaniu blokady morskiej Strefy Gazy i wywołaniu międzynarodowego rozgłosu, a nie na dostarczeniu realnej pomocy Gazańczykom. Rząd w Jerozolimie argumentował, iż gdyby organizatorom rzeczywiście chodziło o przekazanie wsparcia, zrobiliby to poprzez „legalne i bezpieczne kanały” dystrybucji, funkcjonujące pod nadzorem ONZ i izraelskich służb.
Na pierwszy rzut oka zarzuty te mogą wydawać się zasadne. Pytanie o zakres i ilość pomocy humanitarnej, które zadałem osobie z zespołu prasowego polskiej delegacji w sierpniu (przygotowywałem wówczas materiał dla Oko.press), było jednym z tych, na które nie uzyskaliśmy wówczas pełnej odpowiedzi. Mogło to jednak wynikać z rozproszonego charakteru inicjatywy oraz wczesnego etapu przygotowań.
Organizatorzy flotylli stanowczo odrzucają zarzuty Izraela. Twierdzą, iż każdy ze statków przewoził środki medyczne, podstawowe produkty spożywcze oraz inne materiały pomocowe, a cała misja miała na celu przede wszystkim złamanie blokady i utworzenie morskiego korytarza humanitarnego, którym pomoc płynęłaby nieprzerwanie, a także zwrócenie uwagi opinii publicznej na głód w Gazie. Podkreślają, iż fakt przewożenia pomocy jest weryfikowalny i udokumentowany, ale przyznają, iż jej ilość była ograniczona, co wynikało z technicznych możliwości niewielkich cywilnych łodzi.
W 2010 roku odbył się pierwszy duży, międzynarodowy rejs do Gazy – misja ta znana jest z rzezi, jaką aktywistom urządzili izraelscy komandosi (zginęło dziesięć osób, kilkadziesiąt zostało rannych). Wówczas na pokładach znajdowały się setki ton pomocy humanitarnej, mowa jednak o kilku, za to ogromnych statkach. Kolejne flotylle co do zasady przewożą pomoc w mniejszych ilościach, skupiając się na złamaniu blokady, ustanowieniu bezpiecznego szlaku morskiego i stymulowaniu międzynarodowej mobilizacji. W 2015 roku trzecia flotylla, zatrzymana przez armię izraelską, również była przez tamtejszych polityków dyskredytowana twierdzeniami o rzekomym braku pomocy humanitarnej. Według izraelskiego ministra obrony Moszego Jaalona „na pokładzie nie było jej wcale”. Tym razem było więc wiadomo, jakiego rodzaju ataków można się spodziewać.
Ile pomocy było na łodziach flotylli Sumud?
Na początku września portal stacji Deutsche Welle pisał – w oparciu o informacje uzyskane od organizatorów misji – iż na pokładach znajdowało się 300 ton pomocy humanitarnej. Taką informację znajdziemy też m.in. w newsach tureckiej agencji prasowej Andalau. Potwierdzają ją niektóre źródła izraelskie, nieżyczliwe flotylli. Podobne liczby towarzyszyły pierwszym ogłoszeniom, kiedy mowa była o 70 łodziach płynących w ramach flotylli. Już w pierwszych dniach okazało się, iż część łodzi nie może kontynuować rejsu. Po drodze, w wyniku sztormów, awarii i ataków dronowych odpadały kolejne (organizatorzy podejrzewają, iż część w wyniku sabotażu). Na ostatnim odcinku flota składała się z 44 jednostek. Na skutek uszkodzenia silnika straciła też kilka największych statków, w tym „Family”, na której płynęła Greta Thunberg. Wpłynęło to na znaczące ograniczenie ilości pomocy humanitarnej, która miała dopłynąć do Gazy.
Należy to powiedzieć jasno – choćby 300 ton to kilka przy „poważnym” transporcie morskim, który odbywa się przy użyciu dedykowanych statków transportowych, które wożą dziesiątki i setki tysięcy ton. Większość łodzi tworzących flotyllę to małe łódki i jachty o ograniczonym tonażu (objętości), nośności (wadze) i kilku-kilkunastoosobowej załodze. Izraelskie twierdzenia, jakoby we wszystkich zatrzymanych łodziach znaleziono jedynie dwie tony pomocy, nie budzą jednak zaufania. Byłoby to ok. 50 kg na jednostkę – mniej niż 1 proc. oryginalnego, deklarowanego tonażu. Tymczasem posiadamy zdjęcia całych palet pomocy humanitarnej na pokładach statków.
O zdanie zapytałem Patrycję Wieczorkiewicz, dziennikarkę Krytyki Politycznej, która była częścią polskiej delegacji flotylli. Patrycja wypłynęła razem z pozostałymi z Barcelony, jednak drugiej nocy podczas sztormu jej łódź uległa awarii. Poleciała więc do Tunisu, gdzie miała mieć zagwarantowane miejsce w tamtejszej flocie – po tygodniu okazało się jednak, iż musi ona zostać znacząco okrojona ze względu na nieprzygotowanie łodzi bądź ich zły stan. Patrycja wróciła więc do Polski, by wspierać pozostałych z lądu.
Wieczorkiewicz potwierdza, iż widziała pomoc humanitarną na łodziach, a choćby pomagała w ulokowaniu jej na małej żaglówce, którą dzieliła z pięcioma osobami. – Nie mam pełnej listy tego, co znajdowało się na wszystkich jednostkach. Osobiście widziałam między innymi podpaski, pampersy, mleko modyfikowane, mąkę.
Zadbano o to, by choćby najmniejsze łódki wiozły część towarów. – Jeszcze dzień po wypłynięciu z Barcelony, robiąc przystanek w porcie po tym, jak sztorm zmusił nas do zawrócenia, do mojej łódki i paru innych dokupywano pomoc humanitarną, jak mąka, ryż czy jakieś puszki, bo rzeczywiście na tych paru najmniejszych żaglówkach było jej bardzo mało ze względu na wyporność. Uznaliśmy, iż nie możemy dawać Izraelowi takiego pretekstu do uderzenia w nas. Wszyscy wiedzieliśmy, iż będzie próbował podważać humanitarny wymiar naszej misji, w swojej propagandzie od dawna jest nużąco przewidywalny.
Patrycja podkreśla, iż w przypadku najmniejszych łódek zrezygnowano choćby z części i tak bardzo ograniczonego bagażu załogi, żeby zmieścić dodatkowe zapasy. – Uznaliśmy, iż w takiej sytuacji każda paczka mąki się liczy – zaznacza.
Zapytana o komentarze, według których wolontariusze „przejedli” pomoc humanitarną, wybucha śmiechem. Towary pomocowe i żywność dla załogi miały być jasno rozdzielone od początku. – Jeszcze w Tunisie, gdzie dopłynęły łodzie z Barcelony, uzupełnialiśmy zapasy jedzenia dla siebie. Byłam jedną z osób odpowiedzialnych za zakupy – mówi, pokazując zdjęcie wózków sklepowych wypchanych mlekiem, jogurtami i innymi produktami, które ze swej natury musiały być przeznaczone do szybkiej konsumpcji. Opakowania produktów świadczą o tym, iż zdjęcie faktycznie zrobiono w Tunezji.
W Tunisie poseł Franek Sterczewski miał też uzupełniać zapasy jedzenia dla załogi na jednym z lokalnych targów. Umieścił na swoich profilach w mediach społecznościowych nagrania i zdjęcia z zakupów i ładowania żywności do łódek – wyraźnie widać skrzynki z warzywami i owocami.
– Mieliśmy dość swojego jedzenia na dotarcie do Gazy i kurs powrotny, przewidywany na około dwa tygodnie – podkreśla Wieczorkiewicz. – Propaganda, iż musieliśmy wyjeść humanitarkę, bo byliśmy tak długo na morzu, jest tak kuriozalna, iż początkowo nie sądziłam, iż ktokolwiek poza Izraelem w to uwierzy. A potem zobaczyłam komentarze Polaków w internecie i pozbyłam się złudzeń. Powtarzał to choćby Jakub Woroncow, publicysta, który co prawda jest apologetą izraelskich zbrodni i zajadłym syjonistą, ale publiczne kompromitowanie się powielaniem tak oczywistej propagandy jednak zaskakuje. Wyobraź sobie, iż jakaś goszczona na łamach poważnych mediów dziennikarka oznajmia z entuzjazmem, iż izraelscy zakładnicy doskonale bawią się w Gazie, bo zobaczyła wypuszczone przez Hamas nagranie ukazujące ich uśmiechniętych, przytulających swoich porywaczy i zapewniających, iż mają się dobrze. Wszyscy słusznie uznaliby taką osobę za kompletnie odklejoną. A takie materiały też się przecież pojawiały.
Mathilda Mallinson, dziennikarka Middle East Eye, która do 27 września płynęła na flagowej łodzi „Family”, również udokumentowała przewożenie pomocy humanitarnej na pokładzie. Mallinson przerwała rejs z powodu nagłego uszkodzenia silnika (organizatorzy podejrzewają sabotaż). Jej materiały potwierdzają obecność zapasów na przynajmniej kilku jednostkach: od leków i mniejszych paczek z żywnością na małych łodziach, po całe palety na większych.
W zależności od typu i podatności na warunki atmosferyczne część pomocy była przewożona pod pokładem lub na nim, owinięta w brezentowe płachty. W materiałach Mallinson pada również stwierdzenie, iż każda łódź bez wyjątku przewoziła wsparcie humanitarne, przy czym w wypadku niektórych mniejszych łódek były to niewielkie ilości – wnioskując po nagraniach raczej rzędu kilkudziesięciu czy kilkuset kilogramów.
Kropla w morzu, a jednak znacząca
Chociaż początkowo media mówiły o 300 tonach, nie jest jasne, czy taką ilość, mimo zebrania zapasów, udało się załadować na statki flotylli. Biorąc pod uwagę, iż w skład floty wchodziło tylko kilka większych jednostek, takich jak „Alma” czy „Familia”, które przy rozmiarach rzędu 23 metrów na 6 i kilku pokładach byłyby w stanie przewieźć od kilku do choćby kilkudziesięciu ton (w wypadku zaadaptowania przestrzeni statku na przestrzeń ładunkową). W przeszłości małe żaglówki, takie jak „Madleen”, przewoziły setki kilogramów. Przy redukcji floty do ok. 60-70 proc. jej oryginalnego składu zasadne wydaje się założenie, iż na statkach flotylli Sumud znajdowało się przynajmniej sto lub kilkadziesiąt ton pomocy humanitarnej. Należy przy tym zaznaczyć, iż większość jednostek, które wykluczono w Barcelonie i Tunisie, to małe żaglówki, niemające kluczowego znaczenia dla całości misji.
Nie jest to oczywiście szczególnie efektywna forma dostarczania pomocy humanitarnej, zwłaszcza w porównaniu z np. transportem lądowym przy użyciu samochodów ciężarowych. Trzeba jednak pamiętać, iż to przez wiele miesięcy było niemal całkowicie uniemożliwiane przez Izrael, zaś działalność powołanej przez USA i Izrael Gaza Humanitarian Foundation poskutkowała krwawymi masakrami cywili przy punktach dystrybucji żywności.
Choć pomoc wieziona przez flotyllę Sumud nie zmieniłaby sytuacji w całej oblężonej enklawie, na pewno pozwoliłaby przetrwać kolejne dni setkom lub choćby tysiącom głodujących Palestyńczyków. choćby 100 czy 50 ton stanowiłoby istotny ułamek pomocy, która w tej chwili trafia do Gazy. Z danych opublikowanych na portalu Reliefweb wynika, iż we wrześniu było to ponad 14 tysięcy ton, średnio około 500 ton dziennie, znacząco poniżej ilości rekomendowanej przez agencję ONZ OCHA, która określa dostarczaną pomoc jako ledwie 26 proc. zapotrzebowania. Oryginalne 300 ton oznaczałoby ponad połowę dziennego tonażu wpuszczanego do Gazy w okresie przejęcia flotylli. Pamiętajmy jednak, iż od marca do czerwca pomoc nie była wpuszczana niemal wcale, doprowadzając do śmierci głodowej setek Gazańczyków i wyniszczenia organizmów dziesiątek tysięcy.
W ocenie wielu organizacji praw człowieka izraelskie oskarżenia i próby dyskredytacji flotylli to element szerszej strategii, mającej na celu odwrócenie uwagi od nielegalnego i niemoralnego charakteru blokady Gazy. Amnesty International uznała przechwycenie statków za naruszenie prawa międzynarodowego i kolejny dowód na determinację Izraela w utrzymywaniu restrykcji, które prowadzą do pogłębiania kryzysu humanitarnego w palestyńskiej enklawie.
Choć flotylla przewoziła ograniczone ilości pomocy humanitarnej, miała ogromne znaczenie dla mieszkańców Gazy. Wiemy, iż w samych Włoszech zebrano i przekazano organizatorom olbrzymie ilości towarów pomocowych, które miały zostać załadowane na statki. choćby wiedząc, iż szansa na ich przechwycenie jest ogromna, nie wydaje się prawdopodobne, aby organizatorzy zrezygnowali czy porzucili gdzieś zebraną pomoc, ryzykując kompromitacją w wypadku osiągnięcia celu. Flotylla to prowokacja polityczna i akt obywatelskiego nieposłuszeństwa – rozpaczliwy – tak, showmeński – jak najbardziej, ale nie głupi.
To pokazanie, iż przejście do porządku dziennego nad trwającym ludobójstwem nie jest opcją, a skoro rządy zawodzą, to obywatele muszą wziąć sprawy we własne ręce. To też dodatkowa presja społeczna, która ma moc wpływania na decyzje politycznych decydentów – w samej Europie w związku z zatrzymaniem flotylli protestowały miliony ludzi, a planowane są kolejne demonstracje oraz kolejne tego rodzaju misje. Dodatkowo przy okazji porwania i uwięzienia załogi flotylli Sumud media na całym świecie poświęcają więcej uwagi warunkom panującym w izraelskich obozach, w których latami więzieni i torturowani są Palestyńczycy, przy czym ponad 3 tys. nie ma choćby postawionych zarzutów, zaś co najmniej setka to dzieci.
Nieoczywistym, pozytywnym efektem rejsu przez Morze Śródziemne jest możliwość, jaką dał rybakom w Gazie – do sieci trafiły nagrania, na których widać, jak po raz pierwszy od miesięcy łowią we względnym spokoju, jako iż izraelska marynarka morska skupiła się na przejmowaniu łodzi z aktywistami.
Organizatorzy wielokrotnie powtarzali, iż ich misją jest utworzenie morskiego korytarza do Strefy Gazy, gdzie trwające od dwóch lat ludobójstwo i wojna oraz 18 lat blokady morskiej doprowadziły do klęski głodu i ostrego kryzysu humanitarnego. I właśnie dla wykazania znaczenia tej drogi dostawy dóbr wieźli ze sobą, przynajmniej na początku – jak wskazują zdjęcia, nagrania, doniesienia medialne oraz relacje samych członków – co najmniej dziesiątki ton pomocy humanitarnej.