Modzelewski: Gusła i zabobony – sennik współczesny

myslpolska.info 3 godzin temu

Polska Ludowa realizowała pozytywistyczne idee XIX wieku „postępu cywilizacyjnego mas ludowych”, czyli powszechnej edukacji, likwidacji nędzy (wieś okresu międzywojennego żyła w większości w skrajnej biedzie), upowszechnienia ochrony zdrowia oraz kultury.

W jaki sposób chcieliśmy to osiągnąć? Poprzez uwłaszczenie chłopów (tzw. reformę rolną) oraz industrializację: przemysł miał wchłonąć nadwyżkę demograficzną wsi oraz wytwarzać masowo tanie towary i płacić wysokie podatki (bezpośrednie i pośrednie), które miały finansować dwie najważniejsze usługi publiczne: powszechną oświatę oraz bezpłatną ochronę zdrowia. Trzeba przypomnieć, iż ów program chciano częściowo realizować już w okresie międzywojennym; w końcu zarówno piłsudczycy jak i elity rządowe w latach 1944-1989 były lewicowe i antykapitalistyczne. Warunkiem powodzenia tego planu było „upełnorolnienie” (kto dziś pamięta to pojęcie?) miliona karłowatych gospodarstw chłopskich, czyli likwidacja archaicznej, wręcz średniowiecznej struktury agrarnej, w której dominowały nieinwestujące oraz nieefektywne ekonomicznie wielkie gospodarstwa ziemiańskie (powszechnie zalegały z płatnością podatków). Mówiąc po prostu: polscy socjaliści w okresie Polski Ludowej zwani „komunistami” chcieli, aby wykształcony w kraju polski technik czy inżynier pracował w fabryce i żył w mieście, miał dostęp do służby zdrowia, a raz na rok jechał na wczasy do zakładowego ośrodka wypoczynkowego. Natomiast Zachód chciał, aby on pracował sezonowo przy zbiorze przysłowiowych szparagów w gwałtownie wyludniającej się Starej Europie.

Do 1989 roku lewicowy plan był lepiej lub gorzej realizowany. Przypomnę, iż do dziś 90% wyprodukowanej w Polsce energii elektrycznej pochodzi z elektrowni wybudowanych w Polsce Ludowej. Po tym roku, gdy dobrowolnie oddaliśmy się pod kuratelę Zachodu (bez reszty „należymy do Zachodu”), czyli uległość wobec naszych protektorów stała się naczelną zasadą polityki zagranicznej i wewnętrznej, własnymi rękami zniszczyliśmy istotną część (większość?) przemysłu oraz rolnictwa; ze szczególną zajadłością niszczono Państwowe Gospodarstwa Rolne, które istniały głównie na Ziemiach Odzyskanych (ciekawe dlaczego?). Wywołując masowe bezrobocie i powszechną biedę, wypchnięto za granicę ponad milion ludzi, czyli cel Zachodu został zrealizowany: polski inżynier musiał zbierać szparagi lub harować na przysłowiowym zmywaku w Londynie. Załamanie demograficzne rdzennej ludności Starej Europy ostatnich trzydziestu lat oraz masowy napływ imigrantów z Azji i Afryki sprzyjał poprawie statusu polskich uchodźców ekonomicznych: dostawali lepszą pracę niż przysłowiowi Murzyni, choć musieli się dalej godzić na podrzędny status w tamtych społeczeństwach.

Opowieści na temat stosunku Norwegów do polskich imigrantów są szokujące, potwierdzając po raz kolejny złośliwe stwierdzenie, iż nasi rodacy w Starej Europie są „Murzynami, tyle iż białymi”. Na pocieszenie można tylko dodać, iż od tej reguły są wyjątki czemu sprzyjają nasze zdolności asymilacyjne i szybka utrata tożsamości. Mimo iż w RFN mieszka ponoć 2 miliony Polaków, nie mają oni statusu mniejszości narodowej (w okresie międzywojennym istniał Związek Polaków w Niemczech – choćby pod rządami Hitlera). Dalsze wyciskanie z Polski kolejnych fal emigracji zarobkowej nie jest już aż tak potrzebne, bo rezerwuarem taniej (i białej) siły roboczej dla Starej Europy jest w tej chwili Ukraina: czym dłużej będzie trwać wojna z Rosją, tym więcej napłynie zdesperowanych uchodźców.

I dochodzimy do głównego wątku niniejszego cyklu, czyli stosunków polsko-rosyjskich. Atak Rosji na Ukrainę i mająca już ponad trzy lata wojna dała Starej Europie (również częściowo nowej) to nadzwyczajne źródło w miarę bezpiecznej (i masowej) imigracji zarobkowej, co zmniejszyło lub odłożyło na dalszą przyszłość proces wyciskania z Polski nowych imigrantów. Czym dłużej będzie trwać „(nie) nasza wojna”, tym dłużej potrwa ta pauza w tym procesie. Z Ukrainy można jeszcze wycisnąć co najmniej 5 milionów chętnych do pracy ludzi, a wszyscy (choć nikt nie mówi tego głośno) boją się pokoju na Wschodzie, bo powstała tam największa (po rosyjskiej) armia, w dodatku posiadająca jako jedyna doświadczenie bojowe. Będzie ona zagrożeniem dla wszystkich potencjalnych przeciwników (oraz sojuszników).

prof. Witold Modzelewski

Myśl Polska, nr 39-40 (28.09-5.10.2027)

Idź do oryginalnego materiału