Jeśli jeszcze ktoś miał złudzenia, iż wybory prezydenckie w Polsce w 2025 roku przebiegły uczciwie, dr Andrzej Kontek właśnie je rozwiał – precyzyjnie, matematycznie i bez emocji. Według jego analizy statystycznej, w aż 5500 komisjach wyborczych doszło do anomalii, z czego w 1400 były one bardzo duże i nie dają się wytłumaczyć przypadkiem.
To nie są „wrażenia”. To nie są „polityczne interpretacje”. To są twarde liczby, wykresy, statystyka i logika – czyli wszystko to, czego władza panicznie się boi, bo nie da się tego zakrzyczeć konferencją prasową ani zagłuszyć paskiem TVP. Dr Kontek proponuje najprostsze możliwe rozwiązanie: sprawdźmy ponownie wyniki w 100 losowo wybranych komisjach z tych 1400 najbardziej podejrzanych. jeżeli wszystko się zgadza – świetnie. Ale jeżeli nie? Wtedy mamy matematyczny dowód na fałszerstwo.
I teraz zasadnicze pytanie: dlaczego Sąd Najwyższy tego nie robi? Dlaczego PiS i jego nominaci udają, iż nic się nie stało? Odpowiedź jest tak prosta, jak bolesna: bo się boją, iż wynik przeliczenia pogrąży cały ten spektakl. jeżeli 40-milionowe państwo w centrum Europy nie potrafi – albo nie chce – przeliczyć głosów w stu komisjach, to znaczy, iż nie mamy do czynienia z państwem z dykty, ale z państwem z bibuły. Z atrapą demokracji, która funkcjonuje tylko do momentu, kiedy wynik się zgadza z wolą partii.
Proces wyborczy musi być jak żona Cezara – nie tylko uczciwy, ale poza wszelkim podejrzeniem. Tymczasem dziś mamy do czynienia z czymś dokładnie odwrotnym: władza robi wszystko, by nie dopuścić do jakiejkolwiek kontroli, jakiegokolwiek światła dziennego na wyniki, które wzbudzają ogromne wątpliwości.
Co to oznacza?
Że wynik tych wyborów nie jest święty, dopóki nie zostanie rzetelnie zweryfikowany. Że obowiązkiem każdej uczciwej instytucji – sądu, PKW, rządu – jest umożliwić ponowne liczenie tam, gdzie wystąpiły statystyczne anomalie.
A jeżeli ktoś się tego boi – to znaczy, iż ma coś do ukrycia.
Demokracja umiera nie tylko przez brutalną siłę, ale także przez tchórzostwo elit, które boją się prawdy. Dziś Polska stoi na krawędzi – i to nie przesada. Zignorować analizę dra Kontka, to jak podpalić dowody przestępstwa tylko dlatego, iż są zbyt przekonujące.
Nie wolno nam na to pozwolić.