W poniedziałek w Berlinie odsłonięto tymczasowy pomnik poświęcony polskim ofiarom niemieckiej okupacji i terroru w latach 1939–1945. Skromny głaz z tablicą stanął w symbolicznym miejscu – na terenie dawnej Opery Krolla, gdzie Adolf Hitler 1 września 1939 roku ogłosił napaść na Polskę. Inicjatywa, uznana przez część komentatorów za „pierwszy materialny krok” w stronę adekwatnego upamiętnienia, wywołała jednak falę krytyki ze względu na swą formę.
Na tablicy, umieszczonej w dwóch językach – polskim i niemieckim – widnieje napis: „Polskim ofiarom nazizmu i ofiarom niemieckiej okupacji i terroru w Polsce 1939–1945”. Obok znalazła się również informacyjna tablica w trzech językach, która przypomina o „niewyobrażalnym cierpieniu i spustoszeniu” wyrządzonym Polsce przez III Rzeszę.
W wydarzeniu udział wzięli m.in. niemiecki minister stanu ds. kultury Wolfram Weimer oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska. – „To pierwszy krok ku adekwatnemu upamiętnieniu. Pomnik to odpowiedzialność – spojrzenie w przeszłość bez przemilczeń” – napisała Wróblewska na platformie X.
Krok milowy czy zawstydzający gest?
Docelowo na tym terenie ma powstać Dom Niemiecko-Polski – miejsce edukacji, spotkań i pamięci. Realizacja tej idei może jednak potrwać jeszcze wiele lat, a prowizoryczna forma obecnego pomnika – trzydziestotonowy głaz – spotkała się z ostrą krytyką części opinii publicznej.
– „80 lat po zakończeniu wojny Niemcy odsłaniają kamień. Sprawiedliwość ‘Made in Germany’” – skomentował europoseł Arkadiusz Mularczyk. – „To zawstydzająca komedia” – wtórował były wicepremier Piotr Gliński.
Z drugiej strony wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski nazwał wydarzenie istotnym przełomem. – „Niemcy po raz pierwszy zgodzili się na upamiętnienie polskich ofiar II wojny światowej. To dobrze, iż ten pomnik powstaje – najpierw kamień, potem adekwatne upamiętnienie” – ocenił na antenie Polsat News.
Polityka pamięci i pytania o intencje
Obok uznania dla samego faktu inicjatywy, pojawiają się pytania o jej głębszy sens, zwłaszcza w kontekście odległego terminu realizacji adekwatnego monumentu i rosnącego niepokoju o jakość przekazu edukacyjnego w planowanym Domu Niemiecko-Polskim.
Krytycy zwracają uwagę m.in. na postawę prof. Marka Ruchniewicza, dyrektora Instytutu Pileckiego, który według mediów miał zrezygnować z organizacji konferencji nt. zagrabionych przez Niemców dóbr kultury z obawy o relacje z Berlinem.
W tym kontekście głos profesora Petera Oliviera Loewa z Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich może budzić nadzieję: – „Ten pomnik ma przypominać Niemcom i światu, jak ogromne cierpienia dotknęły Polskę. Musimy o tym pamiętać” – powiedział w rozmowie z DW.
Na podst. Polsat News, DW, i.Pl, Trwam