.jpg)
Kaczyński nie jest żadnym politycznym geniuszem. Do rozpętania wojny polsko-polskiej nie potrzeba wybitnego intelektu. Wystarczy znajomość podstawowych technik manipulacji i całkowity brak moralnych zahamowań.
Wystarczy brak moralnych zahamowań.
Wystarczy rozsiać strach. Jeden lęk? Za mało. Im więcej, tym lepiej: migranci, wojna, inflacja, bezrobocie, LGBT, Niemcy, Ukraińcy, Unia Europejska, szczepionki, Zachód, liberalizm.
Strach przed każdym i wszystkim. Przestraszony człowiek nie analizuje. On chce tylko wiedzieć, kogo obwiniać.
I wtedy pojawia się on. Wskazuje winnego. Nie raz, nie dwa — ale tysiące razy, dzień w dzień, wszystkimi dostępnymi kanałami. Fakty? Nieważne. Rzeczywistość? Bez znaczenia. Liczy się tylko przekaz — powtarzany jak mantra: wina Tuska. Wina Niemców. Wina „onych”. Społeczeństwo to chłonie, bo potrzebuje ulgi. Potrzebuje wroga, którego można nienawidzić.
To metoda znana z najciemniejszych kart historii. Goebbels prawdopodobnie uśmiechnąłby się z uznaniem. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą — jeżeli tylko powtarza się je dostatecznie głośno i długo.
A większość społeczeństwa? Przyjmuje tę narrację z ulgą. Bo daje ona prostą strukturę: jest winny, jest wybawiciel. Nie trzeba myśleć, nie trzeba wiedzieć.
Wystarczy nienawidzić. Wskazany „wróg” przestaje być człowiekiem. Staje się symbolem lęku i gniewu. Trzeba go wykluczyć, upokorzyć, zniszczyć — by odzyskać spokój.