Czego nas uczą wybory w Rumunii? Czyli trumpizm nasz powszedni.
5. Czeka nas jeszcze długa droga.
Do II tury powtórzonych (ukradzionych) wyborów prezydenckich w Rumunii weszli George Simion i Nicușor Dan. Pierwszy z nich George Simion to lider opozycyjnej centroprawicowej i suwerenistycznej partii AUR (Sojusz na rzecz Jedności Rumunów), który uzyskał 41% głosów. Drugi Nicușor Dan to prounijny i proukraiński burmistrz Bukaresztu, któy zdobył 21% głosów. Na trzecim miejscu znalazł się kandydat popierany przez koalicję rządzącą Crin Antonescu – 20,1%. Czwarty był Victor Ponta (13%), zaś piąta Elena Lasconi (2,7%). Reszta nie miała większego znaczenia. George Simion co bardzo istotne otrzymał poparcie zwycięzcy pierwszych czyli unieważnionych wyborów Călina Georgescu.
Nie należy wierzyć sondażom.
Musimy sobie zdać sprawę, iż prawie każdy sondaż w współczesnym świecie jest bronią w wojnie informatycznej (są wyjątki np. w Polsce Marcin Palade). Bardzo często publikowanie sondażu, a później wypuszczanie „przecieków” na celu kreowanie odpowiedniego sposobu myślenie, który doprowadzi do przerzucenia głosów na silniejszego kandydata. Sondaże exit poll dawały mu zaledwie od 30 do 33%. Prawda okazała się zupełnie inna.
Sorosowcy łżą, ale chyba mocniej niż zazwyczaj.
Prasa wspierająca bidenizm w Europie (lewacy, liberałowie, brukselczycy) przez kilka tygodni powtarzali brednie dotyczące Georga Simiona i Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów). Jako pierwszy zauważył to, jak zwykle analityczny p. Tadeusz Matuszkiewicz. Szczególnie bezczelna tym razem była „Rzeczpospolita” i co oczywiste „Gazeta Wyborcza”. Wtórowały temu liczne mniejsze portale i redakcje. Pojawiła się „skrajna populistyczna prawica”, „faszysta w garniturze”, „polityk putinowski”, „prorosyjski szowinista” czy „antyunijny populista”. Ukazały się tradycyjne teksty mówiące o „zacieraniu rąk przez Putina”, „zdradzie walczącej Ukrainy” i „strzelających korkach szampana na Kremlu”. Oczywiście nazwiska Joe Bidena i George Sorosa są tu symbolem pewnych ideii i sposoby prowadzenia polityki.
Wszystkich jednak chyba przebiła publikacja „Deutsche Welle”, która w ostatnim czasie wręcz maniakalnie atakuje Alternatywę dla Niemiec (AfD). „Deutsche Welle” opisało zwycięzców dwóch kolejnych wyborów w Rumunii czyli Călina Georgescu i Georga Simiona w następujacy sposób. Pierwszy czyli Georgescu został nazwany: politycznym szarlatanem, ezoterycznym teoretykiem spiskowym, prorosyjskim prawicowym ekstremistą i apologetą chrześcijańskiego prawosławnego faszyzmu legionowego z rumuńskiego okresu międzywojennego. Drugi zaś czyli Simion został nazwany: znanym rumuńskim prawicowym ekstremistom, człowiekiem powiązanym z rosyjskimi służbami specjalnymi FSB i rosyjskimi ultranacjonalistami, w tym ideologiem rosyjsko-euroazjatyckiego faszyzmu Aleksandrem Duginem. Ciągle marginalny i ekscentryczny w Rosji prof. Aleksander Dugin jest malowany w liberalno-lewackiej prasie na współczesnego Grigorija Rasputina. Wszystkie wspomniane pisma i portale, podkreślały, iż Simion „ma zakaz wjazdu do Ukrainy”.
Europa staje się trumpistowska
To oczywiście wszystko prymitywne brednie. George Simion jest politykiem centroprawicowym z poglądami zbliżonymi do premiera Węgier Viktora Orbana. W odróżnieniu od klasycznego suwerenisty Călina Georgescu jest raczej przykładem trumpistowskiego polityka, który doskonale rozumie czas i miejsce. Na polskie warunki można jego poglądy porównać do tych wypowiadanych przez Dominika Tarczyńskiego czy Przemysława Czernka. To trochę naciągane, ale w Polsce nie ma typowej partii trumpistowskiej. Być może po wyborach prezydenckich stanie sie nią Konfederacja. Simion opowiada się on za Europą Ojczyzn, ale nie postuluje opuszczenia w tej chwili Unii Europejskiej. Podobnie jak centroprawicowy premier Węgier Viktor Orban czy socjaldemokratyczny premier Słowacji Robert Fico, mówi o konieczności powrotu do pierwotnej koncepcji i zaprzestania zamieniania Unii Europejskiej w Główną Kwaterę Wojenną Europa. Sojusz na rzecz Jedności Węgrów ma program zbliżony do programów wielu europejskich partii centroprawicowych i suwerenistycznych jak Bracia Włosi czy Obywatelska Partia Demokratyczna. Zresztą nie jest przypadkiem, iż Związek na Rzecz Jedności Rumunów wchodzi w skład Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Podobnie jak cała prawica trumpistowska ugrupowanie Georga Simiona jest prosyjonistyczne i wspiera działania premiera Izraela Binjamina Netanjahu. Zresztą syjonistyczny Likud, podobnie jak brytyjska Ulsterska Partia Unionistyczna i amerykańska Partia Republikańska są partiami partnerskimi wspomnianej międzynarodówki ECR Party.
Konieczny będzie reset stosunków z Rosją.
Kompletną brednią jest twierdzenie, iż George Simion jest proputinowski. On podobnie jak w znacznej części klasa polityczna państw europejskich rozumie, iż z Federacją Rosyjską trzeba unormować stosunki. W własnym, a nie rosyjskim interesie. Simion doskonale rozumie czym jest wojna prowadzona na terenie Ukrainy i jaki będzie jej rezultat. Ta świadomość wreszcie dociera do dziennikarzy głównego nurtu (mainstreamu) w Polsce. Redaktor Paweł Lisicki w prawicowej „Do Rzeczy” napisał: „Pierwsza i najważniejsza: tak jak wielokrotnie pisałem, wojna na Ukrainie była typową wojną zastępczą, toczoną przez USA rękami Ukraińców z Rosją. Dowodem na rzecz tej tezy są nie tylko wypowiedzi przywódców amerykańskich, prezydenta Donalda Trumpa i sekretarza stanu, Marca Rubia, ale także fakty (…) Po drugie, wszystko wskazuje na to, iż wojna zakończyła się sukcesem Rosji. jeżeli deklarowanym celem Zachodu od początku wojny było zachowanie integralności terytorialnej państwa ukraińskiego i wprowadzenie go do NATO, to dziś nikt o zdrowych zmysłach o tym nie wspomina”. To właśnie rozumie George Simion i dlatego odrzuca bezrozumną rytualną rusofobie, która niestety dalej cieszy się popularnością w Polsce. Warto zaznaczyć, iż jest on politykiem opowiadającym się za poprawą stosunków polityczno-gospodarczych z Rosją, ale jednocześnie postuluje zwiększenie ilości amerykańskich żołnierzy w Europie. Tylko kompletny dureń wyhodowany w stajni Georga Sorosa, lub podobnego mu manipulatora wierzy w to, ze marzeniem prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina jest więcej amerykańskich żołnierzy na kontynencie europejskim.
Czeka nas jeszcze długa droga.
Redaktor Tomasz Jankowski z „Wbrew Cenzurze” widzi George Simiona i jego Sojusz na rzecz Jedności Rumunów jako zgniłe jajo podrzucone przez Przeciwnika. Ja widzę to inaczej. To etap naturalnego procesu, którego się przecież spodziewaliśmy. Obserwujemy odzyskiwane w Europie strzępy suwerenności – na Węgrzech, w Słowacji, w Rumunii. Parafrazując prezydenta Lecha Kaczyńskiego, można powiedzieć z nadzieją „a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. Nasza ojczyzna jak i reszta państw naszej części Europy wychodzi z unijnej fascynacji i prowojennego opętania etapami. U nas ten proces przychodzi wolnej, niż gdzie indziej. Jednak daje to pewną nadzieję, iż właśnie pisany kolejny rozdział „Dziejów głupoty w Polsce” nie będzie bardzo krwawy. Radykałów politycznych – którzy w dużej części mają rację w opisie dzisiejszej rzeczywistości – jest jednak niewielki procent.
Trzeba zrozumieć i zaakceptować to, iż czeka nas proces ewolucyjny. prawdopodobnie wieloletni, który jednak najprawdopodobniej pozwoli nam przy sprzyjających okolicznościach wypełznąć z miejsca w którym ugrzęźliśmy. Częścią tego procesu będą przyszłe rządy trumpistowskiej centroprawicy. Będą to rządy prawicy pozbawionej jadowitej rusofobii i uniofilstwa. Będzie to prawdopodobnie prawica proizraelska i radykalnie antyislamska. Nie widzę w naszym kraju raczej szans na rządy suwerenistycznej socjaldemokracji, choćby zbliżonej do słowackiego SMER-u. Czeka nas czas polskiej wersji Orbana, czas polskiego trumpizmu. Prezydent Donald Trump dzisiaj symbolizuje ewolucyjne przywracanie utraconej podmiotowości i suwerenności. Przejaskrawia, przerysowuje, uwypukla, często zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Ale to właśnie na dzień dzisiejszy jest ta siła, która w ograniczonym stopniu będzie pozwalać nam odzyskiwać częściową podmiotowość i suwerenność, oczywiście pod okiem Stanów Zjednoczonych. Nie będzie łatwo i nie będzie tanio.
PS. Musimy brać pod uwagę, iż proces ten w Polsce będzie przebiegał wolnej niż w pozostałych krajach strefy postradzieckiej. Z prostej zasady – u nas zawsze przebiegało wszystko wolnej i tak nie do końca (zresztą czasem nas to również ratowało). Więc nasz trumpizm, też będzie taki nie do końca.
Łukasz Jastrzębski