
Raz rzekłem mu: „Się ciesz,
tyś homo sapiens, wiesz?”.
Po głowie się już drapie
i okiem łypie, sapie.
Wściekł się wnet śmiertelnie:
„Nie rób homo ze mnie!
A iż czasem posapię?!
Nie znaczy, żem jest sapiens!
Gdy o homonimie
(znów przy butelczynie)
wspomniałem, rzekł wzgardliwie:
„Homo to fuj, nie imię!”.
„Precz z martwą łaciną”!
On zaczął, ale inną…
Tą żywą, wszystkim znaną,
„z mlekiem matki” wyssaną.
Ze mnie poliglota,
w mowach się nie motam…
Wreszcie się dogadałem,
tę łacinę też znałem.