Gra o ośrodek prezydencki. PiS niepokoi rosnąca niezależność Karola Nawrockiego

3 dni temu

Od kilku tygodni w relacjach pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a prezydentem Karolem Nawrockim widać coraz wyraźniejsze napięcie. Choć formalnie obie strony wywodzą się z tego samego obozu ideowego, to w praktyce polityka nowej głowy państwa zaczyna wyraźnie odchodzić od kursu narzucanego przez centralę partii. W PiS rośnie przekonanie, iż Nawrocki coraz mocniej „gra na siebie”, a jego strategia opiera się na budowaniu autonomicznej pozycji politycznej, choćby kosztem dotychczasowych sojuszy.

Jeszcze w pierwszych tygodniach urzędowania można było odnieść wrażenie, iż relacje prezydenta z partią są stabilne. Nawrocki nie był jednak politykiem, który przez lata funkcjonował w ścisłym kręgu Jarosława Kaczyńskiego. Jego zaplecze to raczej środowiska instytucji państwowych i części elit kulturalno-historycznych, a nie struktury partyjne. Z czasem zaczęło to mieć znaczenie – prezydent zaczął coraz wyraźniej wysyłać sygnały, iż nie zamierza być jedynie wykonawcą strategii PiS.

Dla kierownictwa partii to zjawisko jest kłopotliwe. PiS od lat opierał swoją siłę na ścisłej koordynacji między rządem a Pałacem Prezydenckim, a w okresach, gdy był w opozycji, na pewności, iż prezydent nie wyłamie się z partyjnej linii. Nawrocki tymczasem pokazuje, iż potrafi samodzielnie kształtować przekaz medialny i inicjować tematy, które nie zawsze wpisują się w bieżącą agendę partii.

Jaskrawym przykładem jest jego ostentacyjne zachowanie wobec premiera Donalda Tuska. Z punktu widzenia PiS, konfrontacja z rządem to naturalny element gry politycznej. Problem w tym, iż Nawrocki robi to w sposób, który wydaje się podporządkowany raczej własnemu wizerunkowi niż długofalowej strategii opozycji. Gesty, takie jak demonstracyjne spóźnienie na spotkanie, trafiają do elektoratu jako pokaz osobistej determinacji, ale niekoniecznie wzmacniają cały obóz.

W partii coraz częściej mówi się o tym, iż prezydent testuje granice lojalności wobec PiS. To może oznaczać przygotowanie gruntu pod przyszłą niezależną rolę w polityce – być może w kontekście tworzenia własnego środowiska lub zaplecza, które pozwoliłoby mu funkcjonować poza ścisłą kontrolą Nowogrodzkiej. Taki scenariusz byłby poważnym problemem dla partii, która tradycyjnie traktuje urząd prezydenta jako najważniejszy element swojej strategii wyborczej.

Nie bez znaczenia jest także fakt, iż Nawrocki – w przeciwieństwie do swoich poprzedników – nie ma w PiS silnej grupy politycznych „opiekunów”. W praktyce oznacza to większą swobodę w doborze doradców i sposobie komunikowania się z opinią publiczną. Ta swoboda może prowadzić do rozbieżności w przekazie, które dla części wyborców będą sygnałem rozproszenia sił w obozie prawicy.

PiS stoi więc przed dylematem: jak reagować na prezydenta, który formalnie jest sojusznikiem, a faktycznie coraz częściej działa według własnych priorytetów. Zbyt ostra krytyka mogłaby tylko wzmocnić wizerunek Nawrockiego jako polityka niezależnego i zdolnego do stawiania się partyjnemu kierownictwu. Z kolei brak reakcji grozi utratą kontroli nad jednym z najważniejszych urzędów w państwie.

Z perspektywy obserwatora widać, iż obie strony wchodzą w fazę gry o wpływy, w której wzajemne zaufanie jest ograniczone. Prezydent, budując swoją markę, ryzykuje jednak, iż zostanie oskarżony o nadmierne wykorzystywanie urzędu do autopromocji. PiS natomiast, próbując utrzymać wpływ na jego decyzje, musi brać pod uwagę, iż publiczny konflikt zaszkodzi obu stronom.

Ostatecznie sytuacja ta pokazuje szerszy problem polskiej polityki: urząd prezydenta zbyt często staje się polem do realizacji partyjnych lub osobistych ambicji, zamiast być miejscem budowania wspólnoty politycznej. Nawrocki, deklarując niezależność, może zyskać na popularności, ale jednocześnie osłabić spójność obozu, który formalnie go popierał. PiS, przyzwyczajony do dyscypliny i lojalności, musi zmierzyć się z nową rzeczywistością, w której Pałac Prezydencki przestaje być przewidywalnym partnerem.

Jeśli obie strony nie znajdą sposobu na uporządkowanie tych relacji, to konflikt o prezydencką niezależność może stać się jednym z głównych źródeł napięć po prawej stronie sceny politycznej – z korzyścią przede wszystkim dla ich politycznych przeciwników.

Idź do oryginalnego materiału