Amerykański sąd uznał Google winnym naruszenia prawa antymonopolowego – to wyrok, który może przewrócić stolik w relacjach Unii Europejskiej z gigantami technologicznymi.
W wyroku wydanym 17 kwietnia sąd federalny w Wirginii orzekł, iż Google dopuściło się nieuczciwych praktyk, utrzymując dominującą pozycję na rynku reklamy cyfrowej. Sędzia Leonie Brinkema stwierdziła, iż sposób prowadzenia usług aukcyjnych – w których przestrzeń reklamowa trafiała do najwyżej licytujących – stanowił naruszenie zasad uczciwej konkurencji.
Ten wyrok, choć formalnie dotyczy jedynie rynku amerykańskiego, niemal natychmiast wywołał falę komentarzy i spekulacji w Europie. W Brukseli mówi się wprost: sytuacja Google w UE staje się jeszcze trudniejsza, w obliczu licznych postępowań, jakie tocząca się w stosunku do giganta w obszarze usług i rynków cyfrowych oraz naruszenia konkurencji.
To już drugi przypadek, kiedy sąd w Stanach Zjednoczonych uznał działania tej firmy za monopolistyczne. Wcześniej podobne wnioski wyciągnął sędzia Amit Mehta z sądu w Dystrykcie Kolumbii. Jego decyzja dotyczyła dominacji Google na rynku wyszukiwarek i reklamy online. Oba orzeczenia mają wspólny mianownik – groźbę rozbicia imperium technologicznego.
Cień nad Brukselą
Choć proces odbywał się w USA, konsekwencje dotykają również Europy. Pozycja Google na unijnym rynku już wcześniej była przedmiotem ostrej krytyki. Trybunał Sprawiedliwości UE w ubiegłym roku utrzymał rekordową karę w wysokości 2,42 mld euro, nałożoną na firmę za nieuczciwe promowanie własnych usług porównywania cen (T-612/17 i C-48/22 P).
Ta sprawa – znana jako „Google Shopping” – przez wielu została określona mianem najważniejszej batalii antymonopolowej ostatnich lat. W jej tle rozwijała się unijna regulacja o rynkach cyfrowych (DMA), która ma przeciwdziałać nadużyciom dominujących platform.
Jednak mimo nowych regulacji, wdrażanie przepisów DMA idzie opornie. Komisja Europejska – jak się mówi nieoficjalnie – waha się przed kolejnymi działaniami przeciwko amerykańskim firmom technologicznym, obawiając się reperkusji w relacjach handlowych z USA.
Tymczasem presja rośnie. Na początku kwietnia koalicja europejskich firm technologicznych zaapelowała do Brukseli o zdecydowane egzekwowanie przepisów wobec Google. Wyrok z Wirginii może być impulsem, który zmusi unijnych urzędników do działania.
Kolejne miliardy na szali
Komisja już wcześniej sygnalizowała, iż przygląda się praktykom reklamowym Google. W czerwcu ubiegłego roku pojawiły się zarzuty dotyczące faworyzowania narzędzia AdX – wewnętrznego systemu aukcyjnego firmy. Według regulatorów, mogło to ograniczać dostęp konkurencji do kluczowego segmentu rynku.
Ale to nie jedyny aspekt praktykę antymonopolowych, zarzucanych i przypisywanych Google. Wciąż toczy się spór dotyczący systemu operacyjnego Android. Komisja Europejska zarzuca Google nadużywanie pozycji dominującej, a stawką jest grzywna sięgająca 4,125 mld euro. W lutym zaś TSUE, rozstrzygając pytanie prejudycjalne w sprawie Android Auto (C‑233/23) uznał działanie giganta za ograniczające konkurencję przez budowanie barier w dostępie do rynku.
Wiceprezeska Google ds. regulacyjnych, Lee-Anne Mulholland, zapowiedziała już odwołanie od decyzji amerykańskiego sądu. Firma nie zgadza się z orzeczeniem i podkreśla, iż jej działania mieszczą się w granicach prawa.
Jednak niepokój w Mountain View jest wyraźny. Sygnały płynące z obu stron Atlantyku nie pozostawiają złudzeń: era, w której giganci technologiczni działali bez większych ograniczeń, może się kończyć.
Europejska gra nerwów
Nie da się ukryć, iż unijna polityka wobec Big Techu balansuje na cienkiej linie. Z jednej strony rośnie świadomość potrzeby ochrony europejskiego rynku cyfrowego i ograniczania wpływów dominujących graczy. Z drugiej – trwa geopolityczna rozgrywka, w której decyzje regulacyjne stają się kartą przetargową.
To właśnie dlatego wdrażanie DMA przebiega wolniej, niż pierwotnie zakładano. Komisarze obawiają się nie tylko reakcji Waszyngtonu, ale i złożoności prawnej samych spraw. A każda decyzja, jak ta z Wirginii, podnosi stawkę.
Nie można też pominąć roli opinii publicznej. Europejscy konsumenci coraz częściej dostrzegają, iż wybór usług cyfrowych bywa jedynie pozorny. Algorytmy sugerują produkty jednej firmy, a dostęp do alternatyw jest utrudniony. Oczekiwania wobec instytucji unijnych rosną – podobnie jak frustracja wśród konkurentów Google, którzy zarzucają mu blokowanie dostępu do kluczowych segmentów rynku.
Czy nadchodzi rozbicie giganta?
Najbardziej drastyczny scenariuszem, będącym efektem orzeczenia sądu w Wirginii jest wizja wymuszenia na Google podziału firmy – oddzielenie wyszukiwarki, działu reklamowego czy systemów mobilnych. To byłby precedens bez analogii w historii cyfrowych korporacji.
Choć na razie to tylko hipoteza, w obu sprawach – zarówno tej z udziałem sędzi Brinkemy, jak i Mehty – sygnalizowana była możliwość zastosowania takiego rozwiązania. A jeżeli amerykański wymiar sprawiedliwości pójdzie tą drogą, europejscy regulatorzy mogą pójść jego śladem.
Google znalazło się w trudnym momencie – na celowniku zarówno sądów, jak i polityków. Napięcie między wolnym rynkiem a potrzebą ochrony konkurencji i konsumentów przybiera na sile, a każde kolejne orzeczenie staje się elementem większej układanki, w której gra toczy się o przyszłość globalnego internetu.
Wyrok z Wirginii jest być może tylko początkiem. Ale już dziś wiadomo jedno: cyfrowi giganci będą musieli zmierzyć się z nową rzeczywistością, w której nie tylko ich innowacyjność, ale także przestrzeganie zasad uczciwej konkurencji, znajdzie się pod lupą.