Gdy kłamstwo smoleńskie zamienia się w zarzuty karne. Macierewicz i Binienda w cieniu prokuratorskiego śledztwa

3 tygodni temu

Stało się. Po latach bezkarności, manipulacji i brutalnego wykorzystywania narodowej tragedii do celów politycznych, do drzwi tzw. podkomisji smoleńskiej puka w końcu sprawiedliwość. Zespół Śledczy powołany przez Prokuratora Generalnego Adama Bodnara nie bawi się w polityczne ceregiele – prokuratorzy analizują, zabezpieczają, przesłuchują. A to dopiero początek.

Na celowniku: Wacław Binienda, ulubieniec Antoniego Macierewicza, samozwańczy ekspert, który przez lata robił z siebie naukowy parawan dla pseudonaukowych fantazji o zamachu. Dziś – formalnie podejrzany o poplecznictwo, czyli celowe utrudnianie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Zarzut z artykułu 239 Kodeksu karnego. A więc nie pomyłka, nie nieporozumienie – świadome działanie wbrew prawu.

Macierewicz: obrzydliwy reżyser narodowej halucynacji i kłamstw

Nie byłoby Biniendy, gdyby nie Macierewicz – człowiek, który z żarliwością zakłamanej sekty przez lata wmawiał Polakom, iż samolot nie rozbił się przez mgłę, chaos i ignorancję, ale iż „rozpadł się w powietrzu” za sprawą „bomby próżniowej”. Powoływał komisję za komisją, marnotrawił miliony złotych, kompromitował Polskę na arenie międzynarodowej i upokarzał rodziny ofiar, które nie chciały się wpisać w jego opętańczą narrację.

Podkomisja Macierewicza stała się państwem w państwie. Otoczona parasolem politycznym PiS, przez lata ignorowała nie tylko podstawowe standardy rzetelności, ale też obowiązki wynikające z prawa karnego. Teraz, po przejęciu śledztw przez Prokuraturę Krajową, na jaw wychodzą mroczne szczegóły działań tej grupy – znikające dowody, ukrywana dokumentacja, brak nadzoru nad kluczowymi ekspertyzami. Nieprawidłowości? To mało powiedziane. To zorganizowane niszczenie śladów.

Binienda: ekspert, który nie był ekspertem

Wacław Binienda, profesor od asfaltu, zasłynął z modelowania komputerowego brzozy i wniosków, które przeczyły nie tylko badaniom MAK i KBWL, ale także zdrowemu rozsądkowi. Teraz wiemy, iż nie tylko tworzył pseudonaukowe narracje, ale być może pomagał w ukrywaniu materiałów dowodowych, które mogłyby podważyć mit zamachu. Czyżby Binienda wiedział, iż prawda o Smoleńsku nie potrzebuje jego ekspertyz, bo dawno została ustalona? prawdopodobnie tak.

PiS będzie krzyczał „atak na patriotów”. Nie dajmy się nabrać

Nie łudźmy się – PiS, choć dziś bez realnej władzy, będzie próbował rozgrywać sprawę politycznie. Już niedługo usłyszymy o „polowaniu na patriotów”, o „zamachu na wolność słowa”, może choćby o „zemście Tuska”. Tymczasem mamy do czynienia z czymś znacznie poważniejszym: z podejrzeniem popełnienia przestępstw przez osoby, które miały służyć państwu, a służyły własnym obsesjom i politycznym panom.

To dopiero początek

Śledztwa ruszyły pełną parą – już pięć wszczętych postępowań, a dwa kolejne przejęte z Prokuratury Okręgowej. Będą kolejne zarzuty, kolejne przesłuchania, być może choćby wnioski o tymczasowe aresztowania. I bardzo dobrze. Bo państwo prawa polega na tym, iż nikt – choćby człowiek z tytułem profesorskim i politycznym błogosławieństwem – nie może być ponad prawem.

Wreszcie zaczyna się rozliczenie największego oszustwa politycznego ostatnich lat. Rozliczenie smoleńskiego kłamstwa.

I oby tym razem nikt nie uciekł za brzozę.

Idź do oryginalnego materiału