Miesiąc po swojej nominacji na premiera Francji Sébastien Lecornu ogłosił dużą część składu swojego rządu. Do złudzenia przypomina on jednak gabinet jego poprzednika, François Bayrou, co spotkało się z ostrą krytyką opozycji.
W składzie nowego rządu znalazło się wielu ważnych polityków z poprzedniego gabinetu. Na stanowisku pozostanie chociażby minister edukacji Élisabeth Borne, podobnie jak Manuel Valls, odpowiedzialny za Francję zamorską.
Przewodniczący Republikanów (LR) Bruno Retailleau zachowuje resort spraw wewnętrznych, Gérald Darmanin – ministerstwo sprawiedliwości, Annie Genevard – resort rolnictwa, Catherine Vautrin – pracy, a Jean-Noël Barrot pozostanie ministrem spraw zagranicznych i ministrem ds. europejskich.
Ministrem kultury pozostanie Rachida Dati, której proces w sprawie korupcji i płatnej protekcji ma rozpocząć się we wrześniu przyszłego roku.
W gronie nowych ministrów znalazł się sojusznik Macrona Roland Lescure, mianowany na ministra gospodarki. Czeka go trudne zadanie, jakim są negocjacje budżetu na 2026 rok.
Najbardziej kontrowersyjną nominacją jest bez wątpienia powrót byłego ministra gospodarki Bruno Le Maire’a, który obejmie resort obrony. Le Maire’owi, który sprawował funkcję ministra w latach 2017–2024, zarzucano doprowadzenie finansów publicznych Francji do głębokiego deficytu. Wcześniej zapowiadał on, iż wycofa się z polityki.
Pierwszą listę ministrów, która ma zostać uzupełniona w najbliższych dniach, zgodnie z przewidywaniami ostro skrytykowały partie opozycyjne.
Lider skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordan Bardella ubolewał nad „rządem, który nosi wszelkie znamiona kontynuacji”, i ponownie zagroził złożeniem wniosku o wotum nieufności wobec nowego gabinetu.
– I to wszystko tylko po to? – ironizował Jean-Luc Mélenchon, lider lewicowej partii Niepokorna Francja (LFI). – Wybory na nic, dwa wota nieufności na nic? To się nie utrzyma – ocenił.
Koalicja rządowa krucha jak nigdy dotąd
W nocy z soboty na niedzielę (4-5 października) premier wysłał „mapę drogową rządu” do partii centrowych i prawicowych – partii Renenans, LR, Ruchu Demokratycznego (MoDem), partii Horyzonty oraz Unii Demokratów i Niezależnych. Próbował w ten sposób wzmocnić kruchą koalicję, na której wcześniej opierali się jego poprzednicy Michel Barnier i François Bayrou.
Lecornu przyznał, iż dysponuje „bardzo względną większością” i wezwał sojuszników do „zawierania kompromisów z innymi siłami politycznymi”. Partie tzw. bloku centrowego mają jedynie 210 deputowanych spośród 577 w Zgromadzeniu Narodowym, co sprawia, iż większość rządząca stale wisi na włosku.
Premier przedstawił także podstawowe priorytety swojej polityki, wśród których na pierwszym miejscu znalazło się „przygotowanie dla Francji budżetu na rok 2026, aby zapewnić stabilność kraju”.
Szef rządu zamierza dokonać oszczędności głównie poprzez ograniczenie wydatków publicznych, obiecując jednocześnie odpowiedzieć na „społeczne oczekiwanie sprawiedliwości podatkowej”.
Aby uniknąć kolejnego wotum nieufności, Lecornu zobowiązał się przed weekendem, iż nie skorzysta z artykułu 49.3 konstytucji – pozwalającego na przyjęcie ustawy bez głosowania w parlamencie – pozostawiając posłom swobodę wprowadzania poprawek do wstępnych propozycji budżetowych.
Gest ten jednak nie przekonał lidera Partii Socjalistycznej (PS) Oliviera Faure’a, który w weekend oświadczył, iż kraj „zmierza prosto ku wotum nieufności”, jeżeli premier przez cały czas będzie przedstawiał „kopię budżetu Bayrou”.
Rząd Bayrou obalono na początku września po tym, jak premier forsował cięcia wydatków opiewające na 44 mld euro cięć wydatków. Miało to doprowadzić do zmniejszenia deficytu kraju do 4,6 proc. w przyszłym roku.