Dziurawa granica

myslpolska.info 5 godzin temu

Pierwsze dni lipca w Polsce upłynęły nam na grach terenowych na świeżym powietrzu. Młodzieńcy w wieku najróżniejszym, od lat kilkunastu do zaawansowanych kilkudziesięciu, bohatersko bronili naszej zachodniej granicy.

Tymczasem premier Donald Tusk bohatersko bronił tej samej granicy, ale przed wspomnianymi młodzieńcami. Oczywiście po to, aby nasi bracia i przyjaciele Niemcy mogli bez przeszkód dzielić się z nami tym, co mają najcenniejszego, a więc zasobami kadrowymi swoich inżynierów i kardiochirurgów.

Co interesujące obie strony harcujące klepały w rytmie tybetańskiej mantry, iż problem stanowią wyłącznie imigranci nielegalni, a zatem „źli”. Imigranci legalni, zatem „dobrzy”, pracują i płacą podatki, ergo problemu nie stanowią. Nie wiem jak ten, w oczywisty sposób fałszywy, paradygmat zagościł w naszej powszechnej świadomości. Tak jakbyśmy nie dostrzegali, iż bardzo często imigrantem nielegalnym staje się imigrant dotąd całkiem legalny, któremu przeterminuje się pobyt w Polsce. To znacznie częstsza praktyka niż nielegalne przekroczenia granicy.

Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, iż prawie nikt nie stawia dziś oczywistego pytania: czy Polska w ogóle potrzebuje imigrantów? W mojej ocenie nie potrzebuje, co postaram się Państwu uzasadnić w krótkich żołnierskich słowach. Zwolennicy ściągania do Polski pracowników z zagranicy najczęściej argumentują, iż bez imigrantów zarobkowych polska gospodarka najzwyczajniej w świecie wywróciłaby się i padła. Tę tezę najchętniej rozgłaszają różnego rodzaju lokalni biznesmeni, by nie powiedzieć Janusze biznesu. Argument wydaje się dość racjonalny, ale nie wytrzymuje konfrontacji z faktami.

Na początku bieżącego 2025 roku w Polsce średnie bezrobocie wynosiło 5,4%, czyli niewiele. W województwie wielkopolskim, które jest tradycyjnie najmniej pracosceptyczne, było to tylko 3,3%, było to zatem bezrobocie techniczne, wynikłe z rotacji miejsc pracy. Zatem w Wielkopolsce de facto bezrobocia nie ma, podobnie jak na Śląsku, Małopolsce czy na Mazowszu, gdzie statystykę poprawia wydatnie chłonny rynek pracy stolicy. Listę zamykają natomiast województwa warmińsko-mazurskie z 9% i podkarpackie z 9,1% bezrobocia. To przez cały czas nienajgorszy wynik. Realnie liczba osób bezrobotnych oscyluje w tej chwili wokół rzędu wielkości 500 tysięcy. W tym kontekście, biorąc pod uwagę czynniki geograficzne, można by od biedy uznać zasadność ściągania pracowników z zagranicy. Przyjrzyjmy się jednak bliżej rynkowi pracy.

Populacja Polski wynosi w tej chwili według różnych rachunków między 36,5 a 38,5 miliona osób, z czego dzięki polityce PiS choćby 1,5 miliona z nich to nie Polacy. Z tej populacji 22 miliony osób to osoby w tzw. wieku produkcyjnym, czyli osoby, które są zdolne do tego, żeby pracować. Spośród nich 17,5 miliona osób określanych jest jako aktywnych zawodowo. Przy czym aktywni zawodowo to nie tyko pracujący, gdyż w ich liczbę zalicza się także osoby bezrobotne, a zatem osoby niepracujące.

Jak łatwo policzyć 5 milionów osób w Polsce nie pracuje. W tej liczbie mamy rzecz jasna studentów studiów stacjonarnych, rencistów, matki zajmujące się domami, osoby pracujące na czarno itd. Poza łatwo przeliczalną grupą studentów i rencistów w pozostałych przypadkach opieramy się wyłącznie na szacunkach. Stosując jednak choćby te najdalej idące nie uzyskamy dla tej grupy wartości wyższej niż dwa miliony.

A zatem 3 miliony Polaków nie pracują. Z czego żyją? – nie wiem, ale się domyślam. Szanowni Państwo, prawdopodobnie także. Nasz system aktywizacji zawodowej zwyczajnie nie działa, natomiast polska gospodarka ma gigantyczne wewnętrzne rezerwy, które możemy wykorzystać jako naszą siłę napędową. Co zrobić, aby tak się stało? Otóż musimy, zastosować maksymę biblijną, którą wskazał nam św. Paweł, bądź leninowską, którą wskazał nam Włodzimierz Lenin. Choć wydaje się to sprzecznością, jest to dokładnie ta sama maksyma: „Kto nie pracuje, ten nie je”.

Taki system funkcjonuje od lat z powodzeniem za naszą wschodnią granicą, gdzie Aleksandr Łukaszenka dba o to, aby każdy Białorusin miał pracę. Czasami jest to praca poniżej kwalifikacji, bardzo często jest to praca poniżej aspiracji, ale nie ma sytuacji, kiedy ktoś na Białorusi dostaje pieniądze na przeżycie, za nic nie robienie. Powinniśmy kopiować mądre rozwiązania, które stosują nasi sąsiedzi, niezależnie jakie mamy z nimi relacje.

Drugim argumentem, równie nieprawdziwym jak poprzedni, który podnoszą z uporem godnym lepszej sprawy zwolennicy imigracji jest kwestia demograficzna. „Polska wymiera, musimy zapełnić tę lukę pokoleniową innymi ludźmi” – słyszymy. Nie tędy droga. Rzeczywiście demografia jest gigantycznym problemem, ale jeżeli chcemy ten problem rozwiązać, podobnie jak w poprzednim przypadku, uczmy się od sąsiadów, tym razem od Czechów, którzy jako jedyni w naszej części Europy potrafili spowolnić proces wymierania swojej populacji.

Zamiast próbować wyważać otwarte drzwi, wybierzmy się z Czechami na piwo, podpatrzmy ich rozwiązania i jak to się w tej chwili mądrze określa implementujmy je na nasz grunt. Skoro działają, to znaczy, iż są sensowne. jeżeli są skuteczne po tamtej stronie Sudetów, to będą także u nas.

Tymczasem choćby ściąganie stosunkowo bliskiej nam etnicznie i kulturowo populacji ukraińskiej doprowadzi do wytworzenia się zamkniętej mniejszości. To dlatego, iż ta populacja jest silnie zainfekowana zbrodniczą ideologią banderowską. Ideologią, która stawia wrogość wobec Polski jako jeden ze swoich fundamentów. Zatem Ukraińcy nie stanowią dla nas potencjalnego rozwiązania problemu, mogą za to stanowić tylko i wyłącznie źródło kolejnych komplikacji.

Zresztą duże, nieintegrujące się grupy migrantów zawsze wpływają destruktywnie na państwo – żywiciela. Nie musimy tego domniemywać. Widzimy przecież co się dzieje u naszych zachodnich sąsiadów w Niemczech, ale także we Francji, w Holandii czy w państwach skandynawskich. Populacja migrantów żyjąc na uboczu społeczeństwa, często czuje się wykluczona. Przyjmuje wtedy postawy wręcz wrogie wobec państw, w których osiadła. To w tej chwili codzienna europejska praktyka.

Polska dziś nie potrzebuje żadnych imigrantów. Ani tych legalnych, ani tym bardziej tych nielegalnych. Z drugimi sprawa jest oczywista. Po prostu należy ich deportować. Przebywając na naszym terytorium łamią prawo na co nie może być zgody.

Jeśli natomiast chcemy ratować naszą demografię i wspomóc gospodarkę zaprośmy do Polski nie egzotycznych przybyszów, ale właśnie Polaków. Wszystkich tych, którzy zostali zmuszeni do życia poza jej granicami. Nie tylko potomków Polaków wywiezionych na wschód, ale także naszych rodaków z ostatnich fal emigracji zarobkowej. Dla wszystkich znajdzie się miejsce.

Przemysław Piasta

fot. most graniczny w Słubicach

Myśl Polska, nr 29-30 (20-27.07.2025)

Idź do oryginalnego materiału