Ósmy dzień prezydentury Karola Nawrockiego zapisuje się mocno nie tylko w karierze politycznej obecnego prezydenta, ale także w najnowszych dziejach ustroju naszego państwa. Oto w najbardziej niestandardowy i nieoczekiwany sposób nastąpiło utrwalenie konstytucyjnego zwyczaju, wedle którego to głowa państwa reprezentuje Polskę w międzynarodowych instytucjach sojuszniczych działających w ramach NATO.
Jak wiadomo, ów zwyczaj konstytucyjny kształtował się przez lata w politycznych bólach i konfliktach o władzę. Nie sposób przecież zapomnieć sławetnych swego czasu oświadczeń premiera Donalda Tuska, iż na sojuszniczych szczytach prezydent Lech Kaczyński „nie jest mu potrzebny” albo choćby „tylko przeszkadza”, oraz towarzyszącej tamtym deklaracjom rządowej blokadzie samolotów wojskowych, tak by głowa państwa nie miała się jak dostać na tę czy inną sojuszniczą naradę. Kiedy jednak Tusk wrócił do władzy w roku 2023, biernie zaakceptował podział ról ustrojowych, wypraktykowany przez osiem lat rządów PiS, polegający na tym, iż „domeną” premiera pozostają stosunki polityczne wewnątrz Unii Europejskiej, a „domeną” prezydenta są kwestie bezpieczeństwa w ramach sojuszu NATO.
Wiele jednak wskazuje, iż dla premiera Tuska było to ustrojowe ustępstwo chwilowe, obliczone na rychły koniec prezydentury Andrzeja Dudy i spodziewane przejęcie urzędu głowy państwa przez Rafała Trzaskowskiego, partyjnie zależnego od Tuska i raczej mało chętnego do otwartego starcia z silnym i autorytarnym liderem własnej partii. Skoro jednak prezydentem został wybrany Nawrocki, wszystko miało się na powrót rozstrzygnąć w środę 13 sierpnia, gdy w związku ze spodziewanym przesileniem politycznym w konflikcie Moskwy i Kijowa zaplanowana została kumulacja spotkań i narad zachodnich sojuszników.