Iran oznajmił w poniedziałek, iż amerykański atak na jego obiekty nuklearne rozszerzył zakres „legalnych celów” dla jego sił zbrojnych. Rzecznik irańskiego dowództwa wojskowego, Ebrahim Zolfaqari, nazwał prezydenta Donalda Trumpa „hazardzistą” i zapowiedział poważne konsekwencje dla Stanów Zjednoczonych.
W odpowiedzi na ataki, Iran i Izrael wymienili się ostrzałami rakietowymi, a napięcia w regionie gwałtownie wzrosły. Siły amerykańskie przeprowadziły precyzyjne ataki rakietowe na trzy irańskie obiekty nuklearne, w tym zakład w Fordo, używając m.in. bomb penetrujących i rakiet Tomahawk.
Trump na platformie Truth Social chwalił się „monumentalnymi zniszczeniami” w obiektach nuklearnych Iranu i zasugerował możliwość zmiany reżimu w Teheranie, jeżeli kraj ten nie zdecyduje się na pokój.
Iran zaprzecza, by jego program nuklearny miał charakter wojskowy i poinformował, iż część wzbogaconego uranu została wcześniej ewakuowana z Fordo. W odwecie wystrzelił rakiety w stronę Izraela, raniąc wielu ludzi i niszcząc budynki w Tel Awiwie, jednak nie zaatakował jeszcze bezpośrednio baz Waszyngtonu ani nie zablokował strategicznego cieśniny Ormuz, przez którą przepływa 20 proc. światowej ropy.
Najlepszym odwetem zniszczenie Izraela
Dyplomata, dr Marcin Krzyżanowski, zauważył rano w Radiu RMF FM, iż jeżeli Iran zrezygnuje z bezpośredniego odwetu i nie zdoła poważnie naruszyć izraelskiego systemu obrony powietrznej, wówczas najprawdopodobniej zaangażowanie militarne USA ograniczy się do jednorazowego ataku.
Zapytany o możliwość pełnoskalowej odpowiedzi Iranu na działania Stanów Zjednoczonych, ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego zaznaczył, iż środowisko analityków pozostaje w tej sprawie podzielone, a sama decyzja władz w Teheranie – jak się wydaje – jeszcze nie zapadła.
– W dyskursie najgłośniej przebijają się opinie, iż najlepszym odwetem, jakiego Iran może dokonać, jest zniszczenie Izraela, kontynuacja wojny z tym krajem – twierdzi Krzyżanowski.
Po wczorajszych wydarzeniach wzrosły ceny ropy – ropa Brent osiągnęła dzisiaj (23 czerwca) poziom 78,12 dolarów, a amerykańska WTI – 74,87 dolarów za baryłkę. Od początku eskalacji konfliktu między Izraelem a Iranem ceny surowca zaczęły zauważalnie rosnąć, odzwierciedlając obawy rynku przed możliwym zakłóceniem dostaw z Bliskiego Wschodu.
Na przestrzeni kilkunastu dni ceny ropy Brent wzrosły o około 19–20%, osiągając chwilowo poziom ponad 81 dolarów za baryłkę, podczas gdy ropa WTI zbliżyła się do 78,4 dolarów. Wzrosty te były szczególnie silne po ataku Stanów Zjednoczonych na irańskie instalacje nuklearne, co wywołało globalne napięcie i wzmożoną spekulację o możliwej odpowiedzi Iranu.
Eksperci z Goldman Sachs i innych instytucji finansowych ostrzegają, iż gdyby doszło do przejęcia cieśniny Ormuz, ceny ropy mogłyby wzrosnąć do poziomu 110–120 dolarów, a w skrajnym scenariuszu choćby 150 dolarów za baryłkę.
Mimo obecnych wzrostów, analitycy wskazują, iż bez realnych zakłóceń w dostawach ropa może stopniowo wracać do niższych poziomów. Obecna „premia geopolityczna” na cenach ropy szacowana jest na 12–20 dolarów za baryłkę Brent.
Wszystko zależy jednak od dalszego przebiegu konfliktu i decyzji Iranu – zarówno w kwestii odwetu wobec Stanów Zjednoczonych, jak i ewentualnego użycia presji surowcowej jako narzędzia politycznego.